Nasze seksowne dzieci
2019-04-28 19:00:00(ost. akt: 2019-04-28 17:35:09)
Są kozaki na obcasie, jest trencz, jest i dekolt. Są też wyzywające pozy w tańcu i piosenka o pragnieniu, jakiego — powiedzielibyśmy szkolnie — doświadcza podmiot liryczny. Rzecz w tym, że słowa te nie mają niczego wspólnego z potrzebą uzupełnienia płynów w organizmie. I w tym, że wyśpiewuje je młodziutka dziewczyna. Lat 14.
Roksana Węgiel, czyli Roxie, zwyciężczyni polskiej edycji „The Voice Kids” i dziecięcej Eurowizji, kontrowersje przyciąga z siłą magnesu. A to na premierze filmu dla dzieci pojawi się w stylizacji, na widok której niektórzy dorośli z trwogą zwracają oczy ku niebu, a to zaśpiewa piosenkę, której tekst jednoznacznie kojarzy się z seksem i pożądaniem. Bo choć młoda piosenkarka śpiewa po angielsku, trudno nie usłyszeć przesłania utworu.
Pojawiający się w refrenie „Lay low” wers „I wanna put it on you” można przetłumaczyć dosłownie jako „chcę to położyć na ciebie”, ale w kontekście całego utworu trudno uciec od skojarzenia z potocznym znaczeniem tego zwrotu.
Słuchacze, którzy zdają sobie sprawę z wieku piosenkarki, coraz szerzej otwierają oczy ze zdumienia, bo słyszą przecież, jak 14-latka wyznaje „chcę cię przelecieć”.
W pozostałych fragmentach tekstów jest też mowa o niespaniu do rana, chęci wykrzyczenia imienia chłopaka i powtarzane: „Tak podoba ci się to/ Tak lubisz to”.
Można, oczywiście, tłumaczyć, jak robi to w mediach społecznościowych Roxie, że takie odczytywanie tekstu to nadinterpretacja. Że głodnemu chleb na myśli. Na jej profilu instagramowym jest wiele komentarzy fanów, którzy gotowi są bronić swojej idolki. Byli jednak i tacy, którzy pytali wprost: gdzie byli rodzice, kiedy Roksana zgadzała się na wykonanie tego utworu. I tacy, którzy obnażali mechanizmy rządzące światem muzycznym: „Jesteś utalentowanym muzycznie dzieckiem, z którego szołbiz robi dobrze sprzedajny produkt. Produkt, który jednak pomylił półki”.
Pojawiający się w refrenie „Lay low” wers „I wanna put it on you” można przetłumaczyć dosłownie jako „chcę to położyć na ciebie”, ale w kontekście całego utworu trudno uciec od skojarzenia z potocznym znaczeniem tego zwrotu.
Słuchacze, którzy zdają sobie sprawę z wieku piosenkarki, coraz szerzej otwierają oczy ze zdumienia, bo słyszą przecież, jak 14-latka wyznaje „chcę cię przelecieć”.
W pozostałych fragmentach tekstów jest też mowa o niespaniu do rana, chęci wykrzyczenia imienia chłopaka i powtarzane: „Tak podoba ci się to/ Tak lubisz to”.
Można, oczywiście, tłumaczyć, jak robi to w mediach społecznościowych Roxie, że takie odczytywanie tekstu to nadinterpretacja. Że głodnemu chleb na myśli. Na jej profilu instagramowym jest wiele komentarzy fanów, którzy gotowi są bronić swojej idolki. Byli jednak i tacy, którzy pytali wprost: gdzie byli rodzice, kiedy Roksana zgadzała się na wykonanie tego utworu. I tacy, którzy obnażali mechanizmy rządzące światem muzycznym: „Jesteś utalentowanym muzycznie dzieckiem, z którego szołbiz robi dobrze sprzedajny produkt. Produkt, który jednak pomylił półki”.
Chyba nikt nie ma już wątpliwości, że problem z Roksaną to zaledwie czubek góry lodowej.
Bo tak naprawdę wystarczy rozejrzeć się wokół, by zauważyć uczennice podstawówki, które noszą koszulki z napisami odwołującymi się do seksu. Profesor Eileen Zurbriggen w czasie konferencji „Odebrana niewinność”, zorganizowanej przez Stowarzyszenie Twoja Sprawa, pokazywała przykłady ubrań z kolekcji dla dziewczynek, na których były różne napisy. Jeden z nich, „Boycandy”, wprost przecież sugeruje, że nosząca ten t-shirt dziewczyna to cukiereczek, a więc — jak mówi psycholożka — „smakowita przyjemność dla chłopców”.
Dorośli wydają się czasem miotać między nadzieją na to, że problem seksualności nie dotyczy dzieci (przede wszystkim, bądźmy szczerzy: ich własnych dzieci), a cichym przyzwoleniem na seksualizację coraz młodszych osób.
Tymczasem warto pamiętać, że seksualność to, jak pisze Aleksandra Żyłkowska, wrodzony atrybut i wrodzona funkcja ludzkiego organizmu.
Dorośli wydają się czasem miotać między nadzieją na to, że problem seksualności nie dotyczy dzieci (przede wszystkim, bądźmy szczerzy: ich własnych dzieci), a cichym przyzwoleniem na seksualizację coraz młodszych osób.
Tymczasem warto pamiętać, że seksualność to, jak pisze Aleksandra Żyłkowska, wrodzony atrybut i wrodzona funkcja ludzkiego organizmu.
Ucieczki przed nią nie ma. Ten fakt może niepokoić rodziców, którzy pragną wierzyć, że ich dzieci w dziewictwie dotrwają co najmniej do emerytury, ale realnym zagrożeniem jest raczej wspomniana wcześniej seksualizacja, czyli proces, który polega na wartościowanie kogoś lub siebie przez pryzmat atrakcyjności seksualnej. Szczególnie niebezpieczny może być dla osób, które są młode i które dopiero zaczynają budować swój system wartości.
Jak dowiadujemy się z rozmaitych badań, seks jest dziś, ze wszystkiego tego dobrymi i złymi konsekwencjami, codziennym tematem kultury, w której żyjemy. Jeśli nasze prababki pod spódnicami nosiły niewymowne i do głowy im nie przychodziło, by pokazywać je światu, to dzisiaj w magazynach bieliznę reklamuje się nie tylko coraz śmielej, ale i w roli modelek występują coraz młodsze dziewczyny. A pięcioletnie dziewczynki muszą nosić biustonosze. Tak przynajmniej sugerują nam właściciele firm.
Wiele niebezpiecznych w gruncie rzeczy zjawisk stara się tymczasem tłumaczyć magicznymi słowami-kluczami: naturalnym rozwojem, typowym zainteresowaniem własną cielesnością, chęcią naśladowania dorosłych itd.
Tymczasem już naprawdę małe dzieci są atakowane przekazami, w których jest miejsce na seksualne skojarzenia.
Prym w tym wiedzie kultura popularna.
Tymczasem już naprawdę małe dzieci są atakowane przekazami, w których jest miejsce na seksualne skojarzenia.
Prym w tym wiedzie kultura popularna.
L. Monique Ward, psycholog z University of Michigan, przeanalizowała programy popularne wśród dzieci i młodzieży, emitowane w czasie najwyższej oglądalności. Z jej badań wynika, że 11,5 proc. słownych przekazów seksualnych miało zakodowane komentarze uprzedmiotawiające pod względem seksualnym, z czego prawie wszystkie dotyczyły kobiet.
Równie niepokojących danych dostarczyła wspomniana już prof. Eileen Zurbriggen, która wyłożyła definicję seksualizacji. Zdaniem psycholożki z procesem tym mamy do czynienia, kiedy oceniamy daną osobę przez pryzmat jej seksualności, a jej wygląd staje się najważniejszą częścią ich seksualności. — Seksualizacja ma miejsce, gdy ktoś jest seksualnie uprzedmiotowiony, traktowany jako obiekt — tłumaczyła profesor Zurbiggen w czasie konferencji „Odebrana niewinność”.
Z seksualizacją, jak przekonywała profesor, mamy do czynienia także wtedy, kiedy seksualność jest narzucona w kontekście, gdzie tak naprawdę nie powinna wystąpić i gdy dotyczy to osób, które są zbyt młode, ażeby przedstawić je jako zseksualizowane.
Profesor Zurbiggen wskazała też zagrożenie, jakie niesie ze sobą taki proces. — Taka osoba może być wykorzystywana przez innych, także na rzecz czerpania zysków z jej seksualności — tłumaczyła.
Profesor Zurbiggen wskazała też zagrożenie, jakie niesie ze sobą taki proces. — Taka osoba może być wykorzystywana przez innych, także na rzecz czerpania zysków z jej seksualności — tłumaczyła.
I chyba właśnie to dodatkowo oburza tych, którzy z niepokojem przyglądają się karierom Roksany Węgiel i jej podobnych nastoletnich idolek.
Trudno bowiem zapominać, że za decyzjami młodych gwiazd nie stoją, i stać nie powinny, wyłącznie one same.
Historia w szołbiznesie to zaledwie wczoraj i, ewentualnie, przedwczoraj. I pewnie dlatego tak trudno nam przypomnieć sobie, co działo się z młodymi dziewczynami, które nie były gotowe ani na sławę, ani na przyspieszony proces dojrzewania, który rozgrywał się na naszych oczach. Nie chcemy pamiętać o Britney Spears, która wkraczała na czerwone dywany, rozgłaszając, że jest dziewicą, a w szkolnym mundurku kokietowała odbiorców swoich teledysków. A jeszcze bardziej nie chcemy pamiętać, co działo się z nią później i co, tak naprawdę, dzieje się teraz. Zamykamy oczy na dziwne losy kariery Miley Cyrus, która przeszła od grzecznej Hannah Montany do występów, na widok których purytańskiemu społeczeństwu włosy stawały dęba.
Prawda jest taka, że mamy problem nie tylko z pamięcią, ale i z nastolatkami, które tkwią pomiędzy byciem dzieckiem i kobietą. I tylko specjaliści od marketingu i sprzedaży zacierają ręce.
Prawda jest taka, że mamy problem nie tylko z pamięcią, ale i z nastolatkami, które tkwią pomiędzy byciem dzieckiem i kobietą. I tylko specjaliści od marketingu i sprzedaży zacierają ręce.
Daria Bruszewska-Przytuła
d.bruszewska@gazetaolsztynska.pl
d.bruszewska@gazetaolsztynska.pl
Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
dd #2725840 | 176.221.*.* 3 maj 2019 08:35
Pop gwizdy wszystkie kręcą gołymi tyłkami. I te podstarzałe i te najmłodsze. Ostatnio wręcz te wszystkie 3 Albanki nagrały każda z osobna wyuzdany teledysk jak na zawołanie. Trudno powiedzieć czy popyt stworzył ten rynek, czy podaż stworzyła modę.
odpowiedz na ten komentarz
Ciekawy #2724236 | 88.156.*.* 29 kwi 2019 07:29
artykuł,zmuszający do myślenia.
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz
Olo #2724160 | 81.190.*.* 28 kwi 2019 20:36
Przypominam, że mówicie o dziewczynie, z którą za kilka miesięcy dorosły facet będzie mógł zgodnie z prawem uprawiać seks. 14 letnia dziewczyna to już młoda kobieta i udawanie, że nie budzi się w niej seksualność jest hipokryzją.
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz