Do walki trzeba mieć serce i głowę

2019-04-28 13:22:00(ost. akt: 2019-04-26 13:26:29)
Archiwum prywatne

Archiwum prywatne

Kocha boks. Na ringu daje z siebie wszystko. Za rok na olimpiadzie w Tokio chce stanąć na najwyższym podium, a po drodze jeszcze stoczyć kilka dobrych walk. Z Sandrą Kruk z Olsztyna, jedną z najbardziej znanych i utytułowanych polskich pięściarek, rozmawia Andrzej Mielnicki
— W polskim boksie kobiecym są dwie Sandry wojowniczki, pani i Sandra Drabik z Kielc. To zbieg okoliczności?
— Nie wiem, może zapytam Sandrę, bo jest obok mnie.

— To żart?
— A skąd. Akurat jesteśmy obie na spacerze. Mamy chwilę odpoczynku od treningów, bo przebywamy na zgrupowaniu w Cetniewie. Przygotowujemy się do Turnieju Feliksa Stamma, który będzie po świętach, w maju.

— Boks to sport dla twardzieli, ale pewnie boli ostatnia przegrana z Kingą Szlachic o złoto na mistrzostwach Polski w Grudziądzu, tym bardziej że sędziowie nie byli jednomyślni.
— Już mi pan popsuł humor. Żartuję. Raz się wygrywa, raz przegrywa. Raz wygrywa Kinga, raz ja. Powiedzmy, że to był wypadek przy pracy. Taki jest sport.

— To prawda, bo w ostatnich mistrzostwach na najwyższym stopniu stanęły tylko trzy złote medalistki z ubiegłego roku. Walczy pani od siódmego roku życia, najpierw był kick-boxing, teraz boks. Nie ma pani już dość?
— Nie znam innego życia. A to mi się podoba. I jeszcze chciałabym stoczyć kilka fajnych walk, wygrać kilka turniejów, przywieźć kilka medali z mistrzostw

— Boks to taki męski sport.
— Tak nie patrzę na sport, bo co pan powie o szachach, a to też sport. Każdy jest piękny, trzeba umieć dostrzec to piękno.

— Tylko że pionki na szachownicy raczej krzywdy nam nie zrobią, a przeciwnik w ringu może nas zwalić z nóg
— Garda, unik, dobry balas. Wtedy przeciwnik nas nie trafi. Zresztą ja nie boję się iść do przodu, nie boję się przyjąć ciosu.

— Nie boi się pani, wychodząc na ring. Jest pani niewysoka.
— Kocham boks, wychodzę na ring i walczę, daje z siebie wszystko. Ile tylko sił w rękach. Boksować trzeba do końca, do ostatniego gongu. Tego się wymaga do profesjonalistów. A w boksie wzrost i zasięg ramion, to nie wszystko. Trzeba mieć jeszcze serce do walki. No i walczyć z głową. Mądrze. Mike Tyson też jest niewysoki, a przeszedł do historii boksu. W naszym świecie mówimy, że każdy, nawet wielkolud, jest do trafienia. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie uderzyć.

— Pani trener rzucił kiedykolwiek ręcznik, poddał panią?
— Nigdy i mam nadzieję, że nigdy nie będzie musiał tego robić. Nie leżałam też na deskach i niech tak pozostanie. Na ten prawie 150 stoczonych przegrałam tylko jedną przed czasem. Było to z wielokrotną mistrzynią świata, jak też mistrzynią olimpijską Katie Taylor, która teraz walczy zawodowo, jest mistrzynią WBC.

— Pamięta pani swoją pierwszą walkę?
— Tego nigdy nie zapomnę. Miałam 17 lat i walczyłam z wicemistrzynią Polski. Patrząc po wynikach, byłam bez szans. Wszyscy mówili mojemu trenerowi, żeby mnie poddał. Ten na to: „Czekajcie, a zobaczycie”. Wygrałam bez najmniejszych problemów. Byłam bardzo szczęśliwa.

— Zaczynała pani od kick-boxingu
— Moja starsza siostra i brat trenowali kick-boxing. Miałam siedem lat, jak poszłam w Pasłęku na pierwszy trening. I połknęłam bakcyla. Wprawdzie myślałam, że będzie to cały czas kick-boxing, ale pojawił się boks. I tak zaczęłam trenować w klubie w Elblągu. Po miesiącu zdobyłam już mistrzostwo Polski juniorek.

— Gdyby była pani w MMA, to może byłaby pani tak sławna jak Joanna Jędrzejczyk, z którą zresztą kiedyś skrzyżowała pani rękawice.
— I nawet ją pokonałam. To był finał mistrzostw Polski w 2011 roku. Wtedy Asia próbowała swoich sił także w boksie. Zresztą wspomina o tym w swojej książce „Wojowniczka”. Asia jest mistrzynią w UFC, ja jestem mistrzynią w boksie. Za rok w Tokio jest olimpiada. I po raz pierwszy kobiety będą walczyć w mojej wadze, czyli 57 kilogramów. I chce być wśród nich. Wystąpić na igrzyskach i zdobyć medal, najlepiej złoty. To jest cel, i temu wszystko jest podporządkowane.

— Tylko że za rok będzie pani mała już 31 lat...
— W boksie to najlepszy wiek. Na ostatniej olimpiadzie była 34-letnia Finka, która zdobyła złoto. W sporcie amatorskim możemy walczyć do 40. roku życia. Takich ograniczeń nie ma oczywiście w boksie zawodowym.

— Może tam jest pani miejsce?
— Na razie o tym nie myślę, Chcę usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego w Tokio. Uważam, że jeżeli czegoś bardzo mocno pragniemy, to musimy do tego dążyć. Choć to jest sport i różnie może być, ale każda przegrana motywuje, porażki hartują.

— Tylko jak po takim sierpowym świat zaczyna człowiekowi wirować przed oczyma, to chyba ma się już dość wszystkiego?
— Proszę mi wierzyć, nic nie wiruje.

— Walczy pani jako niezrzeszona.
—Tak, nie jestem w żadnym klubie, ale mam swój klub — to armia, w której służę. Mam fantastycznych przełożonych którzy pomagają mi godzić sport ze służba, z treningami, wyjazdami na walki. I za to jestem im ogromnie wdzięczna. W tym roku w październiku w Chinach są światowe wojskowe igrzyska sportowe. I chcę tam wygrać.

— To może dadzą pani awans, a jak pani polegnie na ringu, to chociaż zobaczy mur chiński. Same plusy.
— Już widziałam. W 2012 roku, kiedy zdobywałam w Chinach wicemistrzostwo świata. Teraz mistrzostwa świata będą w Rosji, także w październiku. I tam też chcę powalczyć o medal.

— Ciężko pani trenuje...
— Jak wszyscy sportowcy. Trenuję trzy razy dziennie. Biegam, pływam, chodzę na siłownię. Nie objadam się białym pieczywem, bo muszę trzymać wagę. Takie jest życie sportowca. Wymaga wielu wyrzeczeń.

— Nie marzy pani czasem, żeby zamienić rękawice na szpilki?
— Ależ chodzę też w szpilkach, ostatnio byłam na Gali Sportu, gdzie zresztą otrzymałam stypendium marszałka.

— Gdyby wszystkie kobiety tak się biły jak pani, to świat mężczyzn byłby wystraszony.
— Dlaczego? Nigdy poza ringiem nikogo nie uderzyłam. Jednak byłoby dobrze, żeby panie znały jakieś sporty walki. To dawałoby im poczucie większego bezpieczeństwa, a w razie zagrożenia mogłyby się obronić.

— Tu pełna zgoda. Czego się życzy pięściarce?
— W boksie — połamania szczęki.

Andrzej Mielnicki