Dziesięciolatek z Olsztyna w kilka dni wydał na gry niemal równowartość pensji

2019-04-06 14:09:17(ost. akt: 2019-04-06 14:30:26)
Dzieci od gier wideo uzależniają się szybko.

Dzieci od gier wideo uzależniają się szybko.

Autor zdjęcia: pixabay.com

Dziesięcioletni chłopiec wydaje duże pieniądze na gry wideo. Ich sprzedawca nie widzi w tym niczego złego. A powinien, bo dzieci mogą kupować tylko drobiazgi. Matka chłopca chce, żeby sprawiedliwości stała się zadość. Chociaż ta sytuacja odkryła jej rodzinną tragedię.
Tysiąc pięćset złotych. Tyle w ciągu tygodnia mój dziesięcioletni syn wyniósł z domu. We wtorek 200 zł, w czwartek 300 zł, a w piątek 1000 zł. Wszystko wydał na karty do konsoli, na uzupełnienie wirtualnych funduszy w grach on-line — opowiada pani Beata* z Olsztyna. — Karty kupował tylko w jednym miejscu, w saloniku prasowym. Zrobił to bez problemu, bez żadnej weryfikacji. Nie było pytań, skąd ma taką sumę i czy jest z nim osoba dorosła. Sprzedawca nie powiedział też, że syn nie może tego kupić, bo jest za młody.

Chłopiec ma dziesięć lat, a karty tego typu mogą kupować dzieci powyżej trzynastego roku życia. Młodsze dzieci zgodnie z prawem w ogóle nie mają zdolności do czynności prawnych, czyli nie mogą same skutecznie zaciągać zobowiązań ani nabywać praw. Mówiąc krótko — takie dziecko nie może w ważny sposób samo zawrzeć umowy, a taką są zakupy. Stanowi o tym art. 14 § 1 kodeksu cywilnego. Ale w tej sytuacji można zapytać czy kupno bułki na drugie śniadanie, czy lizaka jest niedozwolone? Trudno sobie przecież wyobrazić, aby dziecko nie mogło robić nawet tak podstawowych zakupów. Dlatego młodsze dzieci mogą chodzić do sklepu i kupować, ale tylko tanie i drobne produkty dotyczące życia codziennego. Jednak tylko, gdy taka sprzedaż — jak podkreśla zapis w kodeksie — nie pociąga za sobą „rażącego pokrzywdzenia” dziecka. Dlatego w tej sytuacji, nawet jeśli sprzedawca wyda towar i otrzyma od dziecka zapłatę, to i tak umowa sprzedaży jest nieważna.

— Do tej pory właścicielka saloniku czuje się bezkarna. Odpowiedzialność zrzuca na młode i niedoświadczone pracownice. Mówi, że obsługują po 400 osób dziennie, więc mogą nie zauważyć, że młody chłopiec wydaje takie pieniądze — podkreśla pani Beata. — Rozmawiałam również z jedną z pracownic, która pamiętała mojego syna. Potwierdziła, że na jej zmianie kupował karty. Spytałam, dlaczego mu je sprzedała. Stwierdziła, że nie wiedziała, że nie może. Że szefowa jej powiedziała, że nikt jeszcze się nie skarżył. Czyżby liczył się tylko utarg?
Pani Beata nie może tego zrozumieć. Chciała zgłosić sprawę policji, ale właścicielka saloniku zaproponowała, że odda wydaną przez chłopca całą kwotę. W zamian pani Beata miała potwierdzić pisemnie, że nie wyciągnie konsekwencji prawnych. Niestety to tylko obietnice, bo w tej chwili właścicielka zbywa panią Beatę. Pani Beata zdecydowała się jednak złożyć doniesienie.

— Nie może tak być, że łamie się prawo — podkreśla pani Beata. — Mało tego, trzeba uświadomić wszystkim, że takie zachowanie nie jest zgodne z prawem. Muszą o tym pamiętać sprzedawcy, ale i rodzice, którzy nie są świadomi tego, na co ich dzieci są narażone. Że one, mimo dobrych relacji z rodziną, czasami coś ukrywają. Chcą zaimponować kolegom z klasy, a czasami po prostu organizują sobie czas, gdy nikogo nie ma w domu. Rodzice, mimo troski, nie są wstanie zauważyć, że coś dzieje się z ich dzieckiem. Tak było w moim przypadku.
Sprawa wyszła na jaw, gdy pani Beata zauważyła, że w domu brakuje gotówki. Odkładała na zakup nowej kanapy. Do głowy jej nie przyszło, że syn może mieć inne plany.


Pani Beata nigdy by się nie spodziewała, że gdy wychodziła o siódmej do pracy, syn siadał przy konsoli. Później szedł do szkoły, wracał i też grał, gdy był sam w domu. Codziennie.

— Nie przyszło mi do głowy, żeby to kontrolować — podkreśla pani Beata. — A teraz okazało się, że syn jest uzależniony. Do tego stopnia, że kradł pieniądze. Teraz będę walczyła o jego zdrowe życie bez uzależnienia. Tak bardzo mi przykro, że nie mogę teraz wierzyć mojemu dziecku. Tak trudno mi zaufać, a tak bardzo go kocham. Nie chcę, żeby spotykał na swojej drodze ludzi, którzy czują się bezkarni i pośrednio prowadzą go w stan uzależnienia. Dla których liczą się tylko pieniądze. Bo gdyby panie z saloniku zareagowały i nie sprzedały mu kart, być może takiej sytuacji udałoby się uniknąć.

[highlight=right]W Polsce jest niemal
16 milionów graczy, z czego około 15 proc. jest uzależnionych od gier i internetu. Średnio na granie poświęcamy 21 godzin tygodniowo
Światowa Organizacja Zdrowia w czerwcu 2018 roku wpisała uzależnienie od gier komputerowych na listę zaburzeń psychicznych.[/higlight]

— Ale sprzedawczyni może bronić się tym, że dziecko ma opiekuna prawnego, który bierze odpowiedzialność za jego działanie. Chłopiec wziął pieniądze z domu, bez wiedzy rodziców. Mimo wszystko to właśnie oni muszą dziecko edukować. Uzależnienie chłopca od gier nie wzięło się przecież z dnia na dzień — zauważa Jadwiga Urbańska, miejski rzecznik konsumentów w Olsztynie. — Wiadomo, że rodzice są różni i trudno tu oceniać. Niestety niektórzy nie interesują się tym, co robi ich pociecha. A potem łatwo zwalają winę na innych, nie widząc w sobie winy. Faktem jednak jest, że dziecko nie jest umocowane prawne do takich zakupów. W tej sytuacji nie ma trzynastu lat, więc sprzedaż jest nieważna. Dlatego sprzedawca musi o tym wiedzieć. Tym bardziej, gdy sprzedaje dziecku takie rzeczy. Jeśli mały chłopiec przychodzi do sklepu i wykłada znaczną gotówkę, w mojej ocenie sprzedawca powinien odmówić sprzedaży.

Jadwiga Urbańska przyznaje, że pierwszy raz spotkała się z takim przypadkiem.

Czy to może jednak zwiastować znaczący problem?

— Nie wykluczam tego — podkreśla miejski rzecznik konsumentów. — Dlatego trzeba uważnie obserwować swoje dzieci. Warto z nimi rozmawiać i tłumaczyć, co jest dla nich dobre, a co może zaszkodzić.

— Dla mnie sprawa jest oczywista. Należy wystosować pismo do sprzedawcy i on musi oddać pieniądze. Jeżeli nie chce tego zrobić, to sąd odwróci tę transakcję. Dodatkowe salonik poniesie koszty procesu — dodaje Krzysztof Wojciechowski, Warmińsko-Mazurski Wojewódzki Inspektor Inspekcji Handlowej. — Nieznajomość prawa nie zwalnia z odpowiedzialności.

Ada Romanowska

* imię zostało zmienione

Komentarze (70) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. xxx #2716367 | 83.9.*.* 13 kwi 2019 21:20

    "Rodzice, mimo troski, nie są wstanie zauważyć, że coś dzieje się z ich dzieckiem." Skoro rodzice nie są w stanie zauważyć problemu to się źle dzieje w tej rodzinie

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. Jsnusz #2714338 | 88.156.*.* 10 kwi 2019 22:02

    Mój 16 letni syn nie mógł samodzielnie kupić doładowania, musiał przyjść z matką lub ojcem i w ten o to prosty sposób choć chłopak duży mieliśmy wgląd co i ile. Niestety wina p. Beaty, widać nie wszystkie wartości przekazała synowi skoro ją okradł. Schylic czoło i się zastanowić a nie oskarżać kiosk mimo że panie sprzedające nie powinny sprzedać tego dziecku.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  3. mieszkaniec #2713980 | 37.98.*.* 10 kwi 2019 13:00

    wszyscy winni tylko nie "madka", widać po tym artykule jak dzieciak jest wychowywany..

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  4. mieszkaniec #2713961 | 37.98.*.* 10 kwi 2019 12:40

    TO PO CO PANI BEATKA KUPIŁA KONSOLE DLA G.UWNIOKA?

    Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

  5. Hym..? #2713309 | 37.47.*.* 9 kwi 2019 18:35

    10latek za młody na zakupy, a na siedzenie samemu w domu już nie? Pani Beato to Pani wina, nie sprzedawcy. Przepisami się zasłania, a zostawia samopas dziecko w domu

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (70)