Aleksandra Zbrożek, Antydepresantka: "Dzisiaj słabość zamieniam w siłę" [ROZMOWA]
2019-03-10 11:59:30(ost. akt: 2019-03-10 12:15:20)
Depresja poporodowa była dla niej szokiem, bo myślała, że jest na nią odporna. Ale ona się nie poddała. O łzach, bólu i szczęściu, które wcale nie tak rzadko się łączą, rozmawiamy z Aleksandrą Zbrożek, która prowadzi stronę Antydepresantka.
— Przeszłaś depresję poporodową. Czy można powiedzieć, że już z niej wyszłaś?
— Już dawno. Nie jestem w stanie określić momentu, kiedy dokładnie się skończyła. Pamiętam jeden bardzo ważny... Byłam sama z moim synkiem w domu. Zwykły, normalny dzień. Olek bawił się w najlepsze, a ja zaczęłam płakać, jak chyba nigdy w życiu, i całować go gdzie tylko mogłam. Powtarzałam, jak bardzo go kocham. Nie wiem, czy to wtedy minęła depresja poporodowa, ale wiem, że poczułam miłość i to, jaki jest ważny. Teraz to mężczyzna mojego życia.
— Już dawno. Nie jestem w stanie określić momentu, kiedy dokładnie się skończyła. Pamiętam jeden bardzo ważny... Byłam sama z moim synkiem w domu. Zwykły, normalny dzień. Olek bawił się w najlepsze, a ja zaczęłam płakać, jak chyba nigdy w życiu, i całować go gdzie tylko mogłam. Powtarzałam, jak bardzo go kocham. Nie wiem, czy to wtedy minęła depresja poporodowa, ale wiem, że poczułam miłość i to, jaki jest ważny. Teraz to mężczyzna mojego życia.
— Nie jest chyba tak, że nie czekałaś na dziecko?
— Czekałam. I nie czekałam. To trudne. Ciąża, pomimo tego, że była okresem, w którym tak naprawdę czułam się dobrze, była dla mnie przewrotem emocjonalnym. Ja się po prostu najzwyczajniej w świecie bałam zostać matką. Przerażało mnie wszystko. Głównie to, że ja się po prostu nie znam na dzieciach. Myślę, że już wtedy moje ciało zaczęło trochę wariować. Często lądowałam w szpitalu z różnymi bólami. Oczywiście fizycznie wszystko było okej i ciąża przebiegała praktycznie bezproblemowo.
— Czekałam. I nie czekałam. To trudne. Ciąża, pomimo tego, że była okresem, w którym tak naprawdę czułam się dobrze, była dla mnie przewrotem emocjonalnym. Ja się po prostu najzwyczajniej w świecie bałam zostać matką. Przerażało mnie wszystko. Głównie to, że ja się po prostu nie znam na dzieciach. Myślę, że już wtedy moje ciało zaczęło trochę wariować. Często lądowałam w szpitalu z różnymi bólami. Oczywiście fizycznie wszystko było okej i ciąża przebiegała praktycznie bezproblemowo.
— Ale?
— Często płakałam. Myślałam, że to wina hormonów. I pewnie po części tak było, ale czy do końca? Tego się nigdy nie dowiem. Generalnie po zobaczeniu dwóch kresek na teście bardzo płakałam. No bo jak to? Mam być matką? Teraz? Nie byłam gotowa. Dziś, gdy o tym myślę, wiem, że tak naprawdę nigdy nie byłabym na to gotowa, bo zawsze jest to „coś”. Dziś wiem, że to był dobry czas.
— Często płakałam. Myślałam, że to wina hormonów. I pewnie po części tak było, ale czy do końca? Tego się nigdy nie dowiem. Generalnie po zobaczeniu dwóch kresek na teście bardzo płakałam. No bo jak to? Mam być matką? Teraz? Nie byłam gotowa. Dziś, gdy o tym myślę, wiem, że tak naprawdę nigdy nie byłabym na to gotowa, bo zawsze jest to „coś”. Dziś wiem, że to był dobry czas.
— Czy przed porodem wiedziałaś, czym jest depresja poporodowa?
— Kiedyś o niej czytałam, w szkole rodzenia też nam trochę opowiadali. Mówili też o baby blues (tzw. smutek poporodowy, którego nie można łączyć z depresją poporodową — red.). Gdy sięgam pamięcią, to nastawiałam się na to, że lekkiego baby bluesa będę miała, bo przechodzi go znaczna większość matek. Ale nigdy bym nie pomyślała, że dotknie mnie depresja poporodowa. Myślałam, że jestem na to za twarda, za odporna. A depresja poporodowa może dotknąć każdego. Znam matki z różnych forów, które marzyły wiele lat o ciąży i były przeszczęśliwe, widząc dwie kreski na teście, a po porodzie rzeczywistość je przerastała i dziecko kompletnie ich nie cieszyło.
— Kiedyś o niej czytałam, w szkole rodzenia też nam trochę opowiadali. Mówili też o baby blues (tzw. smutek poporodowy, którego nie można łączyć z depresją poporodową — red.). Gdy sięgam pamięcią, to nastawiałam się na to, że lekkiego baby bluesa będę miała, bo przechodzi go znaczna większość matek. Ale nigdy bym nie pomyślała, że dotknie mnie depresja poporodowa. Myślałam, że jestem na to za twarda, za odporna. A depresja poporodowa może dotknąć każdego. Znam matki z różnych forów, które marzyły wiele lat o ciąży i były przeszczęśliwe, widząc dwie kreski na teście, a po porodzie rzeczywistość je przerastała i dziecko kompletnie ich nie cieszyło.
— To się zaczęło od razu po porodzie?
— Po samym porodzie, jeszcze w szpitalu. Myślałam, że wszystko jest okej. Cieszyłam się, że Olek jest już na świecie. Nie miałam jakichś większych obaw, ale... w domu się zaczęło. Sama nie wiem, jak to dokładnie było. Trochę to wyparłam, bo to bardzo trudne.
— Po samym porodzie, jeszcze w szpitalu. Myślałam, że wszystko jest okej. Cieszyłam się, że Olek jest już na świecie. Nie miałam jakichś większych obaw, ale... w domu się zaczęło. Sama nie wiem, jak to dokładnie było. Trochę to wyparłam, bo to bardzo trudne.
— Jak to wyglądało?
— Wielu zdarzeń już tak naprawdę nie pamiętam. Pamiętam jednak ból. Jeden wielki ból. I lęk. Pewnie nigdy w życiu nie zapomnę tego uczucia. Teraz godzę się na te wspomnienia — to był epizod w moim życiu, a nie koniec świata. Chociaż tak mi się wtedy wydawało. Myślałam, że tego nie przeżyje, że nie dam rady i ten ból mnie wykończy. Cierpiałam na każdej płaszczyźnie. I fizycznie i psychicznie. Nie byłam w stanie zająć się dzieckiem. Aktualnie przepracowuję trochę tę stratę, bo czuję, że wiele z jego pierwszych miesięcy po prostu straciłam. Akceptuję to, że to nie moja wina, ale żal pozostaje. Czasu jednak nie cofnę. Teraz cieszę się macierzyństwem. Myślę, że to cudowne uczucie. Być dla kogoś całym światem.
— Wielu zdarzeń już tak naprawdę nie pamiętam. Pamiętam jednak ból. Jeden wielki ból. I lęk. Pewnie nigdy w życiu nie zapomnę tego uczucia. Teraz godzę się na te wspomnienia — to był epizod w moim życiu, a nie koniec świata. Chociaż tak mi się wtedy wydawało. Myślałam, że tego nie przeżyje, że nie dam rady i ten ból mnie wykończy. Cierpiałam na każdej płaszczyźnie. I fizycznie i psychicznie. Nie byłam w stanie zająć się dzieckiem. Aktualnie przepracowuję trochę tę stratę, bo czuję, że wiele z jego pierwszych miesięcy po prostu straciłam. Akceptuję to, że to nie moja wina, ale żal pozostaje. Czasu jednak nie cofnę. Teraz cieszę się macierzyństwem. Myślę, że to cudowne uczucie. Być dla kogoś całym światem.
— Jak bardzo ucierpiał twój przyszły mąż?
— To pytanie do niego. Z mojego punktu widzenia bardzo nas to wzmocniło. Jak dla mnie, Krzysiek okazał się najlepszym ojcem na świecie. Nie załamał się moim stanem. Był przy mnie w każdej chwili. Świetnie opiekował się dzieckiem. Jestem pewna, że większość mężczyzn, szybko by uciekła. Chora kobieta, małe dziecko i praca na głowie. Ale on podołał. I to jak świetnie! Olek jest prawdziwym farciarzem. Tacy ojcowie to prawdziwy skarb.
— To pytanie do niego. Z mojego punktu widzenia bardzo nas to wzmocniło. Jak dla mnie, Krzysiek okazał się najlepszym ojcem na świecie. Nie załamał się moim stanem. Był przy mnie w każdej chwili. Świetnie opiekował się dzieckiem. Jestem pewna, że większość mężczyzn, szybko by uciekła. Chora kobieta, małe dziecko i praca na głowie. Ale on podołał. I to jak świetnie! Olek jest prawdziwym farciarzem. Tacy ojcowie to prawdziwy skarb.
— A dziecko?
— Jest szczęściarzem, że ma takiego wspaniałego ojca, a dodatkowo wspaniałą babcię, prababcię i pradziadka. Prawdziwy farciarz (śmiech). Jestem pewna, że nie będzie pamiętał moich koszmarnych stanów. Na szczęście. Myślę jednak, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Chodzę na terapię, ciężko nad sobą pracuję i myślę, że Olek zyska bardzo świadomą siebie mamę.
— Jest szczęściarzem, że ma takiego wspaniałego ojca, a dodatkowo wspaniałą babcię, prababcię i pradziadka. Prawdziwy farciarz (śmiech). Jestem pewna, że nie będzie pamiętał moich koszmarnych stanów. Na szczęście. Myślę jednak, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Chodzę na terapię, ciężko nad sobą pracuję i myślę, że Olek zyska bardzo świadomą siebie mamę.
— Spadła na ciebie krytyka za oświadczyny w TVN. To była jakaś forma rekompensaty za poprzednie, zerwane zaręczyny? Czy spontaniczna decyzja?
— Zdecydowanie spontaniczna. O tym, że TVN będzie nam towarzyszył przy zaręczynach, dowiedziałam się dwa dni przed. Nic nie było reżyserowane. Czyste emocje. Na krytykę — jak sądziłam stuprocentowo — byłam gotowa podczas zakładania strony.
Jeśli chodzi o zaręczyny, to było jej niewiele, ale niestety rzuciła mi się w oczy, bo jeszcze nie do końca jestem na nią odporna. Po analizie tych komentarzy stwierdziłam, że szkoda mi ludzi, którzy je piszą. Zawsze uważałam, że hejterzy nie mają swojego życia, albo ich życie jest na tyle nudne, że muszą zatruć czyjeś, żeby poczuć się lepiej. Teraz mnie te komentarze nie obchodzą. Na mojej stronie krytyki jest bardzo mało, spotykam się raczej z bardzo miłym odbiorem.
— Zdecydowanie spontaniczna. O tym, że TVN będzie nam towarzyszył przy zaręczynach, dowiedziałam się dwa dni przed. Nic nie było reżyserowane. Czyste emocje. Na krytykę — jak sądziłam stuprocentowo — byłam gotowa podczas zakładania strony.
Jeśli chodzi o zaręczyny, to było jej niewiele, ale niestety rzuciła mi się w oczy, bo jeszcze nie do końca jestem na nią odporna. Po analizie tych komentarzy stwierdziłam, że szkoda mi ludzi, którzy je piszą. Zawsze uważałam, że hejterzy nie mają swojego życia, albo ich życie jest na tyle nudne, że muszą zatruć czyjeś, żeby poczuć się lepiej. Teraz mnie te komentarze nie obchodzą. Na mojej stronie krytyki jest bardzo mało, spotykam się raczej z bardzo miłym odbiorem.
— Czym jest „Antydepresantka”? Jakąś formą leku dla ciebie?
— To zdecydowanie mój najlepszy, osobisty antydepresant. Stronę założyłam na Facebooku ponad rok temu. Chciałam po prostu wylać z siebie emocje. To mi bardzo pomaga w tych gorszych momentach. Nawet gdy często nie miałam zwyczajnie siły do życia, to pisanie dodawało mi trochę endorfin. To jest jeden z plusów moich zaburzeń. Odkryłam, że uwielbiam pisać.
— Pisanie rozpoczęło się w formie „dla siebie” czy od razu był pomysł bloga?
— Od razu założyłam stronę, ale myślałam, że moje wpisy będzie czytała grupka znajomych. Strona się jednak rozrosła, pisze do mnie mnóstwo obcych osób z przeróżnymi pytaniami i kłopotami. Dzięki stronie poznałam wiele ciekawych ludzi. Myślę, że „Antydepresantka” stała się moim oknem na świat. To cudowne uczucie wiedzieć, że dzięki moim wpisom mogę komuś pomóc.
— To zdecydowanie mój najlepszy, osobisty antydepresant. Stronę założyłam na Facebooku ponad rok temu. Chciałam po prostu wylać z siebie emocje. To mi bardzo pomaga w tych gorszych momentach. Nawet gdy często nie miałam zwyczajnie siły do życia, to pisanie dodawało mi trochę endorfin. To jest jeden z plusów moich zaburzeń. Odkryłam, że uwielbiam pisać.
— Pisanie rozpoczęło się w formie „dla siebie” czy od razu był pomysł bloga?
— Od razu założyłam stronę, ale myślałam, że moje wpisy będzie czytała grupka znajomych. Strona się jednak rozrosła, pisze do mnie mnóstwo obcych osób z przeróżnymi pytaniami i kłopotami. Dzięki stronie poznałam wiele ciekawych ludzi. Myślę, że „Antydepresantka” stała się moim oknem na świat. To cudowne uczucie wiedzieć, że dzięki moim wpisom mogę komuś pomóc.
— Jak na twoją depresję zareagowała rodzina?
— Krzysiek był ze mną w każdej chwili. Tak samo jak rodzina. Najwięcej zawdzięczam mojej mamie, która w 100 proc. zaakceptowała moje zaburzenia. Pomagała mi we wszystkim. Od zmuszenia mnie do wzięcia prysznica, po robienie posiłków i opiekę nad Olkiem. Zawsze była najlepsza, ale w tamtym czasie przerosła samą siebie! Dużo też zawdzięczam dziadkom. Pomimo wieku czynnie pomagali i pomagają w opiece nad małym.
Nie bez znaczenia jest też postawa moich przyjaciół. Są ze mną na dobre i na złe, Mam naprawdę niesamowite szczęście do ludzi. Uwielbiam rozmawiać z najlepszą przyjaciółką Agnieszką. Niestety głównie telefoniczne, bo mieszkamy w różnych miastach. Ona zawsze rozumiała moje gorsze stany. Akceptowała to, że nie chce mi się rozmawiać. Czasem nie rozumiała tego, co się ze mną dzieje, ale zawsze była obok.
Oprócz Agnieszki, mam jeszcze inne niezwykłe osoby obok siebie. Paulinę, którą znam stosunkowo krótko, a która była ze mną w tych złych chwilach. Asię, która nie bała się przychodzić do... specyficznego szpitala i była dla mnie oparciem czy Darię, która — chociaż nie znamy się jeszcze na żywo — zawsze była chętna, żeby mnie wysłuchać i dobrze zna moje złe stany.
— Krzysiek był ze mną w każdej chwili. Tak samo jak rodzina. Najwięcej zawdzięczam mojej mamie, która w 100 proc. zaakceptowała moje zaburzenia. Pomagała mi we wszystkim. Od zmuszenia mnie do wzięcia prysznica, po robienie posiłków i opiekę nad Olkiem. Zawsze była najlepsza, ale w tamtym czasie przerosła samą siebie! Dużo też zawdzięczam dziadkom. Pomimo wieku czynnie pomagali i pomagają w opiece nad małym.
Nie bez znaczenia jest też postawa moich przyjaciół. Są ze mną na dobre i na złe, Mam naprawdę niesamowite szczęście do ludzi. Uwielbiam rozmawiać z najlepszą przyjaciółką Agnieszką. Niestety głównie telefoniczne, bo mieszkamy w różnych miastach. Ona zawsze rozumiała moje gorsze stany. Akceptowała to, że nie chce mi się rozmawiać. Czasem nie rozumiała tego, co się ze mną dzieje, ale zawsze była obok.
Oprócz Agnieszki, mam jeszcze inne niezwykłe osoby obok siebie. Paulinę, którą znam stosunkowo krótko, a która była ze mną w tych złych chwilach. Asię, która nie bała się przychodzić do... specyficznego szpitala i była dla mnie oparciem czy Darię, która — chociaż nie znamy się jeszcze na żywo — zawsze była chętna, żeby mnie wysłuchać i dobrze zna moje złe stany.
— Mam nadzieję, że nie czujesz, że tego wywiadu nie powinien przeprowadzać mężczyzna?
— Lubię rozmawiać z płcią przeciwną (śmiech). Jesteśmy z różnych planet, ale tak naprawdę mówimy jednym językiem. Mam jeszcze apel do wszystkich, którzy są na jakimś życiowym zakręcie:
Nie poddawajcie się! Wiem, że brzmi to jak tani, coachingowy tekst, ale to prawda. Gdy byłam na samym dnie, myślałam że już nie zobaczę promieni słońca. Dzisiaj nie tylko je widzę, ale zmieniam słabość w siłę.
Paweł Jaszczanin
— Lubię rozmawiać z płcią przeciwną (śmiech). Jesteśmy z różnych planet, ale tak naprawdę mówimy jednym językiem. Mam jeszcze apel do wszystkich, którzy są na jakimś życiowym zakręcie:
Nie poddawajcie się! Wiem, że brzmi to jak tani, coachingowy tekst, ale to prawda. Gdy byłam na samym dnie, myślałam że już nie zobaczę promieni słońca. Dzisiaj nie tylko je widzę, ale zmieniam słabość w siłę.
Paweł Jaszczanin
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Karol #2695613 | 31.2.*.* 11 mar 2019 07:58
Dzięki program społecznym jak np. 500 plus coraz mniej mieszkańców korzysta z pomocy społecznej, wyciąga rękę po pomoc.
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-5) odpowiedz na ten komentarz
Piękna, mądra, odważna, szczera #2695371 | 95.90.*.* 10 mar 2019 13:20
Wszystko kiedyś się kończy, depresja również. Wyjściu z takiego stanu należy jednak często pomóc. Udało się? Szczere gratulacje i powodzenia.
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz