Przyjaciele i wrogowie na naszych parapetach

2019-02-27 09:11:20(ost. akt: 2019-02-27 09:11:25)
Cyklamen

Cyklamen

Autor zdjęcia: Pixabay

Z jakimi zanieczyszczeniami poradzą sobie domowe rośliny? Na pierwszy ogień idą te biologiczne — pot, łupież, złuszczony naskórek, które krążą i rozkładają się w powietrzu, a którym my oddychamy i czasem dostajemy alergii.
Bałwochwalczo wielbiąc cyklameny i storczyki, nie gardząc wszelkimi odmianami peperomii oraz bluszczy — z gąszczu artykułów w sieci wyłowiłam ostatnio rzecz o liście roślin, które według testów NASA oczyszczają powietrze…

Ale zaraz potem uznałam, że — jak wszystko w przyrodzie — także pożyteczne roślinki domowe z pewnością muszą mieć swoich antagonistów. I tak powstały moje dwie autorskie listy: przyjaciół, którymi powinniśmy obsadzić cały dom, ściany zewnętrzne, a jak się da — także klatkę schodową i windę; oraz wrogów, których uprawiać można, ale wyłącznie na własną odpowiedzialność i broń Boże nie wolno przyrządzić z nich sałatki na rodzinne spotkanie!

NASA, WHO i nasze pokoje

NASA, czyli amerykańska Narodowa Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej, uważa, że dzięki roślinom oczyszczającym powietrze możemy w naszych domach i mieszkaniach stworzyć zdrowsze warunki życia. A ponieważ walki ze smogiem w pojedynkę nawet nie warto zaczynać, a liczba zanieczyszczeń w naszych domach też znikoma nie jest — choć wokół siebie możemy stworzyć odpowiednią oranżerię i codziennie wykorzystywać moc, która drzemie w roślinach. Dodatkowo, wedle wyliczeń Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), w pomieszczeniach spędzamy 90 proc. naszego czasu. Jeśli nawet odliczyć od tego szkołę, autobus, tramwaj, sklep, siłownię, fryzjera, bibliotekę — i tak sporo tego czasu przypada albo na dom, albo na pracę, czyli na miejsca, które wolno nam urządzić wedle własnych potrzeb.

Z czym walczymy

Zanim przejdę do konkretów, pragnę podać, z jakimi zanieczyszczeniami poradzą sobie domowe rośliny. Na pierwszy ogień idą te biologiczne — pot, łupież, złuszczony naskórek, które krążą i rozkładają się w powietrzu, a którym my oddychamy i czasem dostajemy alergii. Kolejne zanieczyszczenia są chemiczne — choćby kosmetyki i detergenty, których codziennie używamy, a nie wiemy, skąd się bierze nasze zmęczenie, podrażnienia gardła, oczu, nosa, a nawet rozwój chorób przewlekłych, choćby astmy.

Dużo związków chemicznych otacza nas także, kiedy remontujemy mieszkanie: nakładamy tynk, gipsujemy… Szczególnie groźne są tzw. lotne związki organiczne (LZO), bo pod wpływem ogrzewania działają wyjątkowo intensywnie. To m.in. formaldehyd, benzen, arsen, benzo(a)piren, ołów, pyły PM2,5 i PM10 — by wymienić tylko te najważniejsze, których wprawdzie więcej jest na zewnątrz, ale które z łatwością wpadają do naszych mieszkań przez otwarte okna. A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze tlenek węgla, czyli bezwonny i niewidoczny czad, który wywołuje palpitacje serca, ociężałość, kłopoty z poruszaniem, a nierzadko doprowadza do śmierci. Emitują go przede wszystkim urządzenia działające na gaz, benzynę i ropę naftową. Z kolei zanieczyszczenia elektromagnetyczne wprawdzie nie produkują zanieczyszczeń sensu stricto — ale również mogą negatywnie działać na zdrowie. Telewizory, komputery, radioodbiorniki i fale elektromagnetyczne — naukowcy od lat dyskutują zażarcie, czy nas one zabijają, czy nie. Jakikolwiek będzie wynik tych dysput — faktem jest, że pole elektromagnetyczne radiofalowe dalej pozostaje na liście Międzynarodowej Agencji Badań nad Rakiem, czyli przypuszczalnie jest rakotwórcze.

Na to wszystko, w charakterze ostatniej deski ratunku występują rośliny oczyszczające powietrze. Skąd ich moc? Przede wszystkim z procesu fotosyntezy, w czasie którego z powietrza pobierają dwutlenek węgla, a nam oddają niezbędny do życia tlen. Ponadto neutralizują metale ciężkie: ołów, miedź, kadm i cynk. Odfiltrowują też groźne LZO — obecne w mydłach, kremach, dezodorantach środek konserwujący; formaldehyd, który szkodzi na układ oddechowy, odpornościowy i na skórę; obecny w klejach i farbach, a toksyczny i rakotwórczy benzen; używany w środkach do konserwacji drewna i lakierach ksylen, który działa rakotwórczo; stosowany do czyszczenia biżuterii i wywabiania plam amoniak, który może powodować zaburzenia oddechowe, bóle głowy i obrzęki płuc; oraz toluen — rozpuszczalnik farb i lakierów.
Jednym słowem — mamy z czym walczyć.

Nasi sprzymierzeńcy:

Obecność w powietrzu formaldehydu, ksylenu i benzenu ograniczają: skrzydłokwiat (Spathiphyllum), daktylowiec niski (Phoenix roebelenii), nefrolepis wyniosły (Nephrolepis exaltata), zielistka Stenberga (Chlorophytum comosum), palma bambusowa (Chamaedorea seifrizii), palma biczowa, inaczej rapis wyniosły (Rhapis excelsa), figowiec płaczący, czyli fikus benjamina (Ficus benjamina), anturium Andrego (Anthurium andreanum), liriope szafirkowata (Liriope spicata), gerbera Jamesona (Gerbera jamesonii), dracena wonna (Dracaena fragrans), dracena obrzeżona (Dracaena marginata), dracena deremeńska (Dracaena deremensis), bluszcz pospolity (Hedera helix), sansewieria, czyli wężownica gwinejska (Sansevieria trifasciata), aloes (Aloe vera), chamedora wytworna (chamaedorea elegans), chryzantema wielokwiatowa (Chrysanthemum morifolium), filodendron czerwieniejący (Philodendron erubescens), paprotka (Nephrolepis exaltata), a nawet epipremnum złociste (Epipremnum aureum), popularne pnącze, które właśnie kiełkuje na moim oknie…!

Dodatkowo, skrzydłokwiat pomaga usuwać z powietrza związki acetonu, a poza tym działa nawilżająco. Toulen wprost z parapetu zwalczy daktylowiec niski i anturium Andrego. Z kolei czadu pozbędziemy się szybciej dzięki zielistce Stenberga oraz dracenom — wonnej i obrzeżonej. Natomiast taka wężownica gwinejska zapewnia dostęp do tlenu przez całą dobę, ponieważ filtruje dwutlenek węgla również w nocy.

Rośliny doniczkowe

Wrogowie

Zanim jednak wykupimy całą osiedlową kwiaciarnię, powinniśmy sprawdzić, czy ta zielona ferajna z parapetu nie ma właściwości trujących. Jeśli nawet bowiem jakiś kwiatek wchłania z powietrza wszystkie zanieczyszczenia — wcale nie oznacza to, że można go jeść.

Szczególnie u dzieci i zwierząt, które uwielbiają testy organoleptyczne, niektóre z roślin mogą doprowadzić do obrzęku błon śluzowych nosa i gardła. Potrafią też poparzyć, poranić, a nawet zabić. Wypływający z nawet przypadkowo uszkodzonej rośliny sok może wywołać obrzęk i ból skóry, błony śluzowej lub zapalenie spojówek, a w poważniejszych sytuacjach wręcz zaburzenia oddychania. W naturalnym środowisku szereg właściwości i związków w roślinach — ich łodygi, liście, kwiaty, owoce — pomagają im przetrwać i przedłużyć gatunek, bo odstraszają zwierzęta, a w razie potrzeby ranią lub zabijają. Najlepszym przykładem są igły, które trafią podrażnić lub poparzyć skórę, a czasem są tak podstępnie niewidoczne, że choć czujemy, że wbiły się w naskórek — nie sposób ich ani zlokalizować, a tym bardziej szybko usunąć.

Dlatego, zanim postawimy coś na parapet w pokoju dziecka lub na wysokości pysków naszych psów i kotów — warto dokładnie sprawdzić, czym odznacza się najpiękniejszy nawet kwiatek.

Ostrożność warto zachować także w czasie pielęgnacji naszych roślinek: przycinajmy je i przesadzajmy w rękawiczkach, a po wszystkich zabiegach dokładnie myjmy ręce. Jeśli jakiś zabieg wiąże się z ryzykiem ewentualnego wycieku soku, np. w trakcie przycinania lub odcinania odnóżek, dla własnego bezpieczeństwa czasem dobrze jest osłonić oczy okularami ochronnymi.
Od dawna słynną trucicielką jest też dieffenbachia, ale niewiele ustępują jej w skuteczności filodendron czy monstera oraz rodzina psiankowatych, choćby papryka roczna. Ostrożność zachować należy w kontaktach ze skrzydłokwiatem, narcyzem i amarylisem.

Jeśli natomiast dojdzie już do jakiegoś podrażnienia, alergii lub innej reakcji i pierwszym podejrzanym jest kwiatek z parapetu — koniecznie zgłaszamy się do lekarza, pamiętając, by podać mu choćby zwyczajową nazwę winnego.
Magdalena Maria Bukowiecka
Storczyk