Youtuber ma więcej do powiedzenia niż nauczyciel

2019-02-24 16:09:40(ost. akt: 2019-02-24 15:44:58)
Jakub Damulewicz i Anna Orzoł

Jakub Damulewicz i Anna Orzoł

Autor zdjęcia: Ada Romanowska

Papier cierpliwy wszystko przyjmie? Być może, ale dziś nie ma takiej siły przebicia. Świat idzie do przodu, nauka również. A przede wszystkim sposób uczenia. Podręczniki przegrywają dziś z internetem.
Kiedyś nauka sprowadzała się do czytania i wyobraźni. Dziś co drugi polski uczeń uczy się od youtuberów — tak wynika z badania przeprowadzonego przez platformę Brainly. To showmani, którzy stali się wirtualnymi nauczycielami, często mówiącymi tym samym językiem co młodzież. Twórcy filmów udowadniają, że szkolna wiedza może być ciekawa. I że można się jej nauczyć w nowoczesny sposób.

— Nie ukrywam, że korzystam z filmów, jakie są w internecie. Szczególnie popularny jest Matemaks, który niezwykle zwięźle tłumaczy matematykę. Jest wersja darmowa, ale można też wykupić usługę premium z zadaniami. To wielu uczniom pomaga zebrać materiał i przygotować się do matury — przyznaje Jakub Damulewicz, maturzysta z I Liceum Ogólnokształcącego w Olsztynie. — Polska szkoła promuje metodę uczenia się z książki. Ale nie do każdego ona trafia. Mamy przecież trzy typy osobowości: kinestetyków, wzrokowców i słuchowców. Każdy inaczej przyswaja wiedzę. Filmy są po po prostu bardziej przystępne niż wykład nauczyciela.

Wodzenie palcem po ekranie tabletu czy smartfonu jest dla dzisiejszego ucznia tak samo, a może nawet bardziej naturalne, jak przelewanie wody. Realny świat na dobre wymieszał się z wirtualnym. Internet zmienił globalną gospodarkę, rozrywkę i politykę. Dlaczego nie może wpływać też na edukację? Kiedyś, żeby zdobyć wiedzę, uczeń musiał iść do biblioteki. Albo uczył się na pamięć stolic państw świata. Po co dziś to robić, skoro odpowiedź na pytanie o stolicę Azerbejdżanu znajdziemy w kilka sekund. Sama zresztą to zrobiłam pisząc ten tekst. Dla ciekawskich: to Baku. Google wie niemal wszystko, chociaż Google to nie wszystko.

— Internet mimo wszystko rozleniwia — podkreśla Anna Orzoł, maturzystka z olsztyńskiej „jedynki”. — Zamiast szukać informacji w książkach i faktycznie skupić się na wiedzy, wpisuje się daną frazę i już gotowe. Nie zdobywamy nowych umiejętności i informacji „po drodze”. Wniosków też chyba nie wyciągamy, bo przyzwyczajamy się, że wszystko mamy na wyciągnięcie ręki. Że wiedza jest w kieszeni, w smartfonie. To z jednej strony genialne, ale jak wpłynie na nas w przyszłości?

— Polska szkoła nie powinna przekazywać wiedzy, ale uczyć, w jaki sposób ją zdobywać — podkreśla Jakub Damulewicz. — Dziś rozwój technologiczny pędzi i tym samym przybywa wiedzy. Z każdym rokiem dochodzą różne watki, które łączą się ze sobą. Trudno to wszystko zapamiętać. Dlatego kluczowa jest umiejętność wyszukiwania informacji. Pamięciówka na nic nam się nie przyda. Naukowcy pracują na źródłach, a nie tylko na swojej pamięci. My też tak powinniśmy.

Co drugi uczeń uczy się z internetu. 40 proc. używa platform edukacyjnych, a dalej znajdują się książki i encyklopedie (30 proc.), podpowiedzi rodziców (24 proc.) i korepetycje (18 proc.). Najwięcej, bo aż 43 proc. młodych ludzi ogląda filmy w sieci i śledzi kanały naukowe na YouTube. W większości wykorzystują je przy odrabianiu prac domowych.

Najczęściej oglądane przez polskich uczniów kanały popularnonaukowe to: Emce kwadrat, Mówiąc Inaczej, SciFun, Nauka. To lubię, Polimaty, Po Cudzemu, Matematikus i Matemaks. Ten ostatni powołał do życia Michał Budzyński, absolwent wydziału Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego. Logarytmy, tangensy, rachunki różniczkowe i inne cuda królowej nauk tłumaczy jak przysłowiowej „krowie na rowie”. I to działa. Dziennie jego stronę odwiedza nawet 30 tys. osób, a w okresie przedmaturalnym nawet kilkanaście razy więcej. Uczniowie go kochają, co widać również w komentarzach. Jeden z wirtualnych uczniów, Patryk, napisał nawet krótki wierszyk zakończony zwrotką: "Serdeczne dzięki/ I słowa uznania/ Obyś żył wiecznie/ Mnożąc równania".

— Na lekcji czasami trudno zrozumieć matematykę. Często z winy nauczyciela, który nie potrafi wytłumaczyć czegoś w jasny i przejrzysty sposób. Dlatego filmy, który to wyjaśniają, są tak popularne — zauważa Agata Wykowska, licealistka — Ale nie do każdego taki sposób przemawia.
— Według mnie nie każdy przedmiot „nadaje się” do internetu — dodaje Julia Wójtowicz. — Lepiej „wypada” w książce.
— Dlatego ja głównie uczę się z książek. Tak łatwiej mi szukać informacji, a przede wszystkim pismo mniej męczy wzrok niż wpatrywanie się w monitor — twierdzi Jakub Sobeczek, licealista z „jedynki”. — W książce mogę mieć zakładki różnego rodzaju i koloru. Mogę przerzucać kartki, co motywuje mnie do uczenia. To lubię. Internet, owszem, fajny jest do wyszukiwania informacji na szybko. Ale podstawą jest jednak wiedza z książki.

Czy w szkole przyszłości znikną nauczyciele? Na pewno nie, nawet się rozmnożą, ale tylko cyfrowo. W szkole jutra każdy będzie mógł liczyć na wyłączność nauczyciela. Dzięki możliwościom, jakie daje sieć, każdy uczeń będzie mógł liczyć na bezpośredni kontakt z nauczycielem i na natychmiastową informację zwrotną. Taką metodę edukacji rozwija na przykład Khan Academy. Projekt zakłada naukę przez urządzenia podłączone do sieci, gdzie dzięki programowi nauczyciel koordynuje pracę wszystkich uczniów na raz w czasie rzeczywistym. Podobny pomysł na naukę funkcjonuje chociażby w XI Liceum Ogólnokształcącym w Olsztynie. Tam działa platforma e-learningowa Moodle, dzięki której uczniowie i nauczyciele są w kontakcie niemal przez całą dobę. Każdy ma „służbowego” iPada.

— Uczniowie w ten sposób dostają chociażby polecenia dotyczące lekcji. Są to informacje wysyłane indywidualnie lub całym grupom. Dzięki temu nie muszą dzwonić po kolegach i dowiadywać się, co jest zadane. Chociaż zadajemy niewiele — tłumaczy Janusz Krzysztof Rączkiewicz, dyrektor „jedenastki”. — Każdy uczeń dostaje prywatny login do sieci i adres mailowy na naszych serwerach. Dzięki temu wiemy, czym zajmują się nasi uczniowie i w jaki sposób korzystają z sieci. Nauczyciel widzi każde urządzenie ucznia. Wie, czy ktoś się zajmuje właściwym poleceniem, czy się bawi. Z pozycji nauczyciela może go zablokować, nadać komunikat lub nawet wyłączyć.

Bo dzisiaj internetu trzeba pilnować. Jest jak dynamit. W niepowołanych rękach doprowadzi do wybuchu. A ofiar cyfrowej eksplozji może być dużo. Internet w wielu przypadkach nie zdał egzaminu z wolności. Ale w znacznej większości pomaga zdawać egzaminy uczniom. Jest więc przyszłością nauki. — To dla mnie nieprawdopodobna rewolucja. Mamy dostęp do informacji, która kiedyś była niedostępna. Dzięki internetowi uczeń może dotrzeć do opisów znacznie dokładniejszych niż w podręcznikach — podkreśla Lech Przybylski, dyrektor IV Liceum Ogólnokształcącego w Olsztynie. — Sam ulegam internetowi. Ze smartfonu korzystam cały czas. I co z tego, że w domu mam ogromną bibliotekę? Po książkę trzeba pójść, zdjąć ją z półki, potem przewertować, a na końcu ją odnieść. Nie ukrywam, że szybciej znajdę informację w smartfonie. Takie mamy czasy. Ale to nic złego. Współczesna technologia ma to do siebie, że dyktuje warunki. Ci, którzy krytykują taki sposób nauki, jeszcze nie zrozumieli tego fenomenu. Muszą się przełamać, bo cywilizacji nie da się zatrzymać.

ar

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Inka #2688299 | 95.160.*.* 26 lut 2019 09:29

    You tuber ma więcej do powiedzenia niż jego rodzice....z domu wynosi się kulturę, empatię i obycie. Jaki pan taki kram.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. Kamyk #2687487 | 194.99.*.* 24 lut 2019 20:57

    Ogólnie praca jako nauczyciel nie sprawdziła się dla mnie, zostałem przy angielski prywatnie

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz