Ostatni wyrok kary śmierci w Olsztynie

2019-01-19 20:01:11(ost. akt: 2019-01-20 10:35:11)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: Archiwum GO

To był ostatni wyrok śmierci w Olsztynie. Grzegorz P. usłyszał go za zabójstwo w 1992 roku na olsztyńskim Zatorzu lekarza więziennego i jego żony. Zbrodnia połączona była z rabunkiem i zbezczeszczeniem zwłok. Sprawca nie zawisł na stryczku tylko dlatego, że nim sprawa przeszła wszystkie sądowe instancje kara śmierci zniknęła z polskiego kodeksu karnego. Obecnie Grzegorz P. odsiaduje dożywocie.
Według psychiatrów jest on „zimnym, wyrachowanym, manipulującym otoczeniem psychopatą”. Sam ma o sobie diametralnie inne zdanie. „Jeżeli będę miał umierać, to patrząc w lustro, będę mógł powiedzieć, że byłem w stosunku do siebie w porządku” – mówił do kamery, gdy w 2002 roku telewizja kręciła dokumentalny serial o sprawcach najgłośniejszych zbrodni. Odcinek z jego udziałem nosi tytuł „Nie zabiłem”. Ciągle jest dostępny w sieci.

Grzegorz P. (ur. 1952) zabił. I to trzykrotnie. Pierwszą ofiarą była jego konkubina, którą po jakiejś sprzeczce udusił skrywając ciało za biurkiem i okienną zasłoną. Z głową w dół!!! Sąd Wojewódzki w Lublinie w 1980 roku skazał go za to na 25 lat więzienia. Większość kary Grzegorz P. odbywał w Barczewie. Miał średnie wykształcenie techniczne, może dlatego został pomocnikiem doktora H. w więziennym ambulatorium. Lekarz (wtedy lat 62) nawet najgorszych bandziorów traktował jak ludzi, także na stopie prywatnej. Grzegorz P. wykorzystywał tę poufałość bez skrupułów. Z tego co wygadywał wyglądało, że nawet z naczelnikiem więzienia miał układ, że załatwiał mu walutę itp. W swoim mniemaniu, to on zawsze wszystkim rządził.

Latem 1992 roku Grzegorz P. nie siedział już w Barczewie, a w półotwartym zakładzie karnym w Gdańsku-Przeróbce. Po odbyciu połowy wyroku miał nadzieję na warunkowe zwolnienie. Przygotowywał się na całej linii. Coraz częściej korzystając z przepustek przygruchał sobie pewną naiwną wdowę i chciał się z nią żenić, nawet data była już ustalona. To miało być potwierdzenie jego pozytywnej resocjalizacji. Tak naprawdę stanowiło przejaw skrajnego cynizmu – „narzeczona” miała niepełnosprawną córkę i Grzegorz P., jej przyszyły „opiekun” z góry wykorzystywał ten fakt jako argument przy staraniu się o przedterminowe zwolnienie.

5 sierpnia 1992 Grzegorz P. kolejny raz dostał przepustkę. Odwiedzał krewnych w Trójmieście, dostał np. pieniądze na ślub od mieszkającego w Brzeźnie ojca. Ale w Gdańsku nie został, zapowiedziawszy się wcześniej przyjechał do doktora H. do Olsztyna. Ex-pomocnikowi lekarza towarzyszył Jarosław Sz. odsiadujący w Gdańsku końcówkę wyroku za rozbój. On akurat był z Olsztyna, ale swojego domu odwiedzać nie zamierzał. Stając w drzwiach mieszkania w bloku przy ulicy Puszkina na Zatorzu Grzegorz P. przedstawił go jako młodszego brata. Powinno to wzbudzić podejrzenia, bo o tym bracie nigdy wcześniej nie było mowy. Ale lekarz ufał ludziom. Oni przynieśli flaszkę, doktor dodał swoją, jego żona przygotowała kanapki i wycofała się do swego pokoju. W końcu miało to być coś w rodzaju wieczoru kawalerskiego Grzegorza P.

W dodatku właśnie trwała olimpiada w Barcelonie. Piłkarska reprezentacja Polski 6:1 łoiła skórę Australijczykom, w otwartych oknach ryczały rozkręcone na cały regulator telewizory. Mężczyźni przepijali po każdej bramce Juskowiaka, ale Grzegorzowi P. nie futbol był w głowie. Jadąc do Olsztyna zapowiedział koledze, że „muszą polecieć dwie głowy”. Potrzebował forsy na swoje wesele i dalszy ciąg na spodziewanej wolności. Sądził, że żyjący skromnie doktorostwo H. na pewno trzymają coś w kredensie.

O tym, co się wydarzyło sprawcy zabójstwa w śledztwie mówili z wielkimi oporami i wzajemnie się obwiniając.

Na pewno zaczęło się od tego, że w pewnym monecie Grzegorz P. wyszedł do łazienki. Wracając oszołomił lekarza jakimś gazem. Potem wraz z Jarosławem Sz. katowali mężczyznę, który prędko upadł i właściwie się nie bronił. Grzegorz P. stawał leżącemu na szyję. Ofiara miała też ślady świadczące o próbie poderżnięcia gardła. Na odgłos szamotaniny z sąsiedniego pokoju wyszła w nocnej koszuli pani H. Zajął się nią Grzegorz P. tłumacząc, że może za bardzo chciał ją „uspokoić”. W rzeczywistości ją udusił, ale inne obrażenia (np. obcięty sutek) wskazywały na to, że kobieta mogła być torturowana, że sprawcy chcieli się od niej dowiedzieć, gdzie są pieniądze. To trwało... I choć wrzawa związana z transmisją meczu była ogromna, jedna z sąsiadek słyszała przez otwarty balkon państwa H., jakby ktoś krzyczał „o Jezu!”. Zaniepokoiła się tym, zapukała nawet do drzwi doktorostwa, lecz nikt nie otwierał. Sprawcy musieli być wtedy jeszcze w środku, podczas wizji lokalnej Jarosław Sz., który we wszystkim odgrywał raczej rolę pomagiera głównego oprawcy, pokazywał jak przetrząsali szafki w poszukiwaniu skarbów. O tym w jaki sposób, na wpół rozebrane zwłoki gospodarzy znalazły się w wannie w łazience ani w śledztwie, ani podczas procesu w sądzie, żaden mówić nie chciał...

Grzegorz P. został zatrzymany dopiero w kilkanaście dni po zabójstwie. W tym czasie, na kolejnej przepustce z więzienia, zdążył się ożenić. Jego biedna „narzeczona” nie miała pojęcia, że rajstopy jakie z okazji ślubu sprezentował jej Jarosław Sz. należały kiedyś do zamordowanej doktorowej. Spodziewanych wielkich pieniędzy w mieszkaniu wtedy nie znaleźli, więc kradli co im wpadło w ręce: jakiś budzik, zegarek, dresy. Trzymali to zresztą w swoich celach w OZ-cie, bardzo się w ten sposób obciążając. Ale kiedy zostali zatrzymani, przede wszystkim obciążali się wzajemnie. Od pierwszego - szczęśliwie nagranego także na wideo przesłuchania - było jednak jasne, że to stary kryminalista Grzegorz P. wszystko zorganizował. Drastyczne okoliczności podwójnej zbrodni w Olsztynie, ułożenie zwłok, ich poniżające ludzką godność zbezczeszczenie, były niemal kopią tego, co Grzegorz P. uczynił kilkanaście lat wcześniej z konkubiną.

W listopadzie 1994 roku Grzegorz P. usłyszał w Sądzie Wojewódzkim w Olsztynie wyrok śmierci. Przez cały proces się mądrzył, wówczas jednak nogi się pod nim ugięły. Nie trafił na szubienicę tylko z tego powodu, że nim sprawa zabójstwa przeszła przez wszystkie możliwe instancje sądowe (trwało to do roku 1999), z polskiego kodeksu karnego zniknęła kara śmierci. Grzegorz P. odsiaduje dożywocie powtarzając swoje „nie zabiłem”. Jego wspólnik, Jarosław Sz. został skazany na 25 lat więzienia.

Stanisław Brzozowski

Komentarze (13) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. abcd #2666349 | 83.29.*.* 20 sty 2019 15:14

    Krótka historia o pogardzie i godności. Społeczeństwo, które godzi się na usunięcie kary śmierci z kodeksu karnego, okazuje pogardę ofiarom, bowiem stawia życie mordercy ponad życie ofiary, a jednocześnie wysyła czytelny komunikat do przestępców: możesz zabijać, twoje życie jest bezpieczne, a my jesteśmy bezsilni. Likwidując karę śmierci społeczeństwo samo siebie pozbawia godności, bowiem jest to również komunikat do wszystkich obywateli: od teraz nie dzielimy już ludzi na dobrych i złych, ale dzielimy na martwych i żywych. Czytaj "Krótkie historie o zabijaniu" na "henryk dabrowski pl"

    Ocena komentarza: warty uwagi (14) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. herbi #2666322 | 89.228.*.* 20 sty 2019 14:22

      I to jest największy błąd, Kara Śmierci powinna wrócić jak najszybciej. Teraz taki bandzior nie dość że jest utrzymywany przez społeczeństwo, to zagraża jeszcze ludziom pracującym w więziennictwie, bo cóż ma do stracenia. Jak postawi się jemu strażnik to może być następną ofiarą. Bo co jemu kto zrobi, dadzą mu jeszcze raz dożywocie?

      Ocena komentarza: warty uwagi (17) odpowiedz na ten komentarz

    2. jan #2666313 | 176.221.*.* 20 sty 2019 14:04

      Kara śmierci zbrodniarzom [ A jaka kara zlodzeiom z rządu powinna być 2 KROTNA

      Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

    3. abcd #2666257 | 83.29.*.* 20 sty 2019 12:33

      Wyszukaj w sieci: "Brak kary śmierci w kodeksie karnym jest pogardą dla ofiar"

      Ocena komentarza: warty uwagi (11) odpowiedz na ten komentarz

    4. Kętrzyński #2666245 | 88.156.*.* 20 sty 2019 12:24

      Jak rozumiem ilustracja do tekstu ma zapewnic klikanosc, zenada, kolejny raz zenada "gazeto".

      Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (13)