Babcia Marianna codziennie kręci
2019-01-21 09:00:00(ost. akt: 2019-01-16 10:23:21)
Gdyby dziennie nie zrobiła kilku metrów włóczki, nie byłaby sobą. Gdyby nie miała z czego zrobić skarpet, czułaby się nieswojo. Pani Marianna Łońska z Olsztyna używa kołowrotka od lat. Kręci, żeby się nie nudzić. Żeby mieć siłę w palach. Ale żeby też dać trochę swojego ciepła najbliższym.
Marianna Łońska uwielbia robić skarpety. Na drutach. Ale zanim to nastąpi, przygotowuje sobie własnoręcznie włóczkę. Na kołowrotku. Własnymi rękami, własnymi palcami. I tak codziennie. Od wielu, wielu lat. A jest po dziewięćdziesiątce i widzi na jedno oko.
— Ja nie mogę siedzieć bez roboty! I właśnie dlatego się trzymam. Przyznam, że palce nie mają kiedy odpocząć, taka jestem aktywna — mówi Marianna Łońska z Olsztyna. — Dzięki temu, że z wełny przędę włóczkę, mam zdrowe ręce. Ani mnie nie bolą, ani nie są powykrzywiane. Nigdy też się nie ukłułam! Nogi też mam zdrowe, bo cały czas chodzę w zrobionych przez siebie skarpetach. Wełna to samo zdrowie. Sama natura. Reumatyzm nie ma szans.
— Ja nie mogę siedzieć bez roboty! I właśnie dlatego się trzymam. Przyznam, że palce nie mają kiedy odpocząć, taka jestem aktywna — mówi Marianna Łońska z Olsztyna. — Dzięki temu, że z wełny przędę włóczkę, mam zdrowe ręce. Ani mnie nie bolą, ani nie są powykrzywiane. Nigdy też się nie ukłułam! Nogi też mam zdrowe, bo cały czas chodzę w zrobionych przez siebie skarpetach. Wełna to samo zdrowie. Sama natura. Reumatyzm nie ma szans.
Dzisiaj, w czasach kiedy wszystko kupujemy w sklepie, takie zajęcie może dziwić. Ale tylko ręczna robota, tak modny też dzisiaj "hand made", też zadziwia.
— Kilka dni temu przyszedł do mnie ksiądz z kolędą i nie mógł się nadziwić, gdy zobaczył kołowrotek w moim pokoju — opowiada pani Marianna. — Przyglądał się i w końcu powiedział, że pierwszy raz na oczy widzi takie cudo. A kołowrotek jest ze mną od lat, nawet nie pamiętam, skąd go mam. Po prostu go mam i już. A przędę od dwunastego roku życia. Na początku jednak nie dawano mi wełny, jedynie len. Mówili, że za mała jestem. Dziś jestem starsza i mogę prząść to, co chcę i lubię.
— Kilka dni temu przyszedł do mnie ksiądz z kolędą i nie mógł się nadziwić, gdy zobaczył kołowrotek w moim pokoju — opowiada pani Marianna. — Przyglądał się i w końcu powiedział, że pierwszy raz na oczy widzi takie cudo. A kołowrotek jest ze mną od lat, nawet nie pamiętam, skąd go mam. Po prostu go mam i już. A przędę od dwunastego roku życia. Na początku jednak nie dawano mi wełny, jedynie len. Mówili, że za mała jestem. Dziś jestem starsza i mogę prząść to, co chcę i lubię.
Żeby z wełny zrobić włóczkę i nawinąć ją na szpulę, pani Marianna potrzebuje dwóch dni. Wychodzi z tego około dwudziestu pięciu metrów. Akurat starczy na jedną skarpetę, na której zrobienie potrzebuje też dwóch dni.
— Robię porządne skarpety, bardzo ciepłe i bardzo mocne. Na mróz jak znalazł. Z podwójną piętą, żeby się nie podarły — podkreśla pani Marianna. — Sprzedawałam je kiedyś na rynku. Dużo ludzi ode mnie je kupowało. Nawet z Cepelii przychodziła kobieta i się dziwowała, że takich nigdy nie widziała. Mówiła, że to artystyczna robota. A ja się cieszyłam, bo mogłam cały czas robić nowe pary. I pomagać ludziom. Na przykład pomogłam jednej pani, która skarżyła się na bóle nóg, że aż chodzić nie mogła. Wtedy akurat jej wnuki się u mnie zaopatrywały. W końcu i ona zaczęła nosić moje skarpety. Po jakimś czasie przyszła do mnie o własnych siłach i powiedziała, że skarpety wyleczyły jej nogi. Wspaniale! Do dzisiaj robię skarpety. Wszystkim, którzy ich potrzebują. Robię też kamizelki, czapki i szaliki. Ale skarpet chyba najwięcej.
— Robię porządne skarpety, bardzo ciepłe i bardzo mocne. Na mróz jak znalazł. Z podwójną piętą, żeby się nie podarły — podkreśla pani Marianna. — Sprzedawałam je kiedyś na rynku. Dużo ludzi ode mnie je kupowało. Nawet z Cepelii przychodziła kobieta i się dziwowała, że takich nigdy nie widziała. Mówiła, że to artystyczna robota. A ja się cieszyłam, bo mogłam cały czas robić nowe pary. I pomagać ludziom. Na przykład pomogłam jednej pani, która skarżyła się na bóle nóg, że aż chodzić nie mogła. Wtedy akurat jej wnuki się u mnie zaopatrywały. W końcu i ona zaczęła nosić moje skarpety. Po jakimś czasie przyszła do mnie o własnych siłach i powiedziała, że skarpety wyleczyły jej nogi. Wspaniale! Do dzisiaj robię skarpety. Wszystkim, którzy ich potrzebują. Robię też kamizelki, czapki i szaliki. Ale skarpet chyba najwięcej.
Pani Marianna ma kota, który ma na imię Funfel. Jest trzynastolatkiem, ale chętnie towarzyszy jej przy pracy. Lubi też bawić się kłębkami wełny, jak to kot. Chętnie je rozwija.
— Muszę je potem zwijać, ale taka kocia natura — podkreśla pani Marianna. — Na szczęście skarpety mu nie potrzebne, bo ma ciepłe futro. Swoje, naturalne. Może tylko towarzyszyć mi, gdy przędę. Albo mnie wygrzewać. I to też ma sens! Bolało mnie kiedyś biodro. Wyczuł to, przytulił się kilka razy i jak ręką odjął. Dlatego trzeba wierzyć w naturę!
— Muszę je potem zwijać, ale taka kocia natura — podkreśla pani Marianna. — Na szczęście skarpety mu nie potrzebne, bo ma ciepłe futro. Swoje, naturalne. Może tylko towarzyszyć mi, gdy przędę. Albo mnie wygrzewać. I to też ma sens! Bolało mnie kiedyś biodro. Wyczuł to, przytulił się kilka razy i jak ręką odjął. Dlatego trzeba wierzyć w naturę!
Nie tylko z kotem mieszka pani Marianna. Również z wnuczkiem, który jest szczęściarzem. Nigdy nie powie, że marznie w stopy. Zwłaszcza w czasie dalekich podróży, chociażby na mroźnej Północy.
— W babci skarpetach spałem chociażby za kołem podbiegunowym — potwierdza Krzysztof Cegiełka. — Ale grzeją mi stopy nie tylko w czasie wyjazdów. Nosiłem je od zawsze. Mogę nawet zażartować, że rosły razem ze mną. Bo babcia przędzie włóczkę od zawsze, nie pamiętam czasów, kiedy tego nie robiła. To jest związane z nią tak bardzo, że aż trudno sobie wyobrazić ją bez kołowrotka. To zajęcie daje jej satysfakcję. Ale i obdarowywanie nas daje jej frajdę. Poprzez to, co robi, może nam dać część siebie. I to jest fantastyczne.
— W babci skarpetach spałem chociażby za kołem podbiegunowym — potwierdza Krzysztof Cegiełka. — Ale grzeją mi stopy nie tylko w czasie wyjazdów. Nosiłem je od zawsze. Mogę nawet zażartować, że rosły razem ze mną. Bo babcia przędzie włóczkę od zawsze, nie pamiętam czasów, kiedy tego nie robiła. To jest związane z nią tak bardzo, że aż trudno sobie wyobrazić ją bez kołowrotka. To zajęcie daje jej satysfakcję. Ale i obdarowywanie nas daje jej frajdę. Poprzez to, co robi, może nam dać część siebie. I to jest fantastyczne.
ADA ROMANOWSKA
a.romanowska@gazetaolsztynska.pl
a.romanowska@gazetaolsztynska.pl
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
kostka #2666722 | 79.187.*.* 21 sty 2019 10:28
https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-oneci e/po-tym-zabojstwie-przestalem-wierzyc-w -boga-czy-to-ksieza-zabili-roberta-wojto wicza/jgk7cjs
odpowiedz na ten komentarz