Miałem przyjemność spotkać się z rekinem
2019-01-11 10:00:00(ost. akt: 2019-01-09 10:15:32)
Ryszard Brylowski nie potrafi się nudzić. Od lat jest aktywny i dzięki temu jego życie ma smak. Pływa, nurkuje, a nawet lata. Bo świat widziany tylko z ziemi jest monotonny. Jak mówi — trzeba żyć i przeżywać.
Kiedyś stanął oko w oko z rekinem. Zamienił się w skałę, dosłownie. Był wtedy pod wodą i nie miał za bardzo gdzie uciec. Bo Ryszard Brylowski z Olsztyna nurkuje od czasów studiów do dziś.
— Chciałem wtopić się w skałę, żeby mnie nie zauważył — wspomina Ryszard Brylowski. — To było na Pacyfiku, gdy byłem w Portugalii. Właśnie tam miałem tę przyjemność stanąć z nim oko w oko. Na szczęście nic się nie stało, a dziś mogę o tym opowiadać z uśmiechem.
— Chciałem wtopić się w skałę, żeby mnie nie zauważył — wspomina Ryszard Brylowski. — To było na Pacyfiku, gdy byłem w Portugalii. Właśnie tam miałem tę przyjemność stanąć z nim oko w oko. Na szczęście nic się nie stało, a dziś mogę o tym opowiadać z uśmiechem.
Pan Ryszard przez całe życie uprawiał sporty. A to boks, a to zapasy, judo. Nie była to jednak miłość na wieki wieków. Te dyscypliny szybko mu się nudziły. Aż w końcu, gdy zaczął pracę na uczelni, zapisał się do klubu Skorpena. I zaiskrzyło.
— Dziś jestem jednym z najstarszych członków tego klubu i cały czas jestem aktywny — cieszy się pan Ryszard. — Gdy zanurkowałem po raz pierwszy, poczułem, że to jest właśnie to. Dzięki pasji zwiedziłem kawał świata. Zwłaszcza w czasach, kiedy Skorpena miała się dobrze. Dużo wtedy podróżowałem. Oczywiście, żeby zwiedzać świat pod wodą. Często nic nie płaciłem. Była Afryka, Azja, Europa. Egipt, Portugalia, Turcja, Morze Śródziemne, Egejskie. Teraz nurkuję w Olsztynie, ale coraz chętniej i częściej jeżdżę na Maltę. Dla frajdy, satysfakcji. Bo nurkowanie cały czas zaskakuje. Za każdą skałą jest coś innego. Nigdy nie jest tak samo, więc można kilka razy zwiedzać teren.
— Dziś jestem jednym z najstarszych członków tego klubu i cały czas jestem aktywny — cieszy się pan Ryszard. — Gdy zanurkowałem po raz pierwszy, poczułem, że to jest właśnie to. Dzięki pasji zwiedziłem kawał świata. Zwłaszcza w czasach, kiedy Skorpena miała się dobrze. Dużo wtedy podróżowałem. Oczywiście, żeby zwiedzać świat pod wodą. Często nic nie płaciłem. Była Afryka, Azja, Europa. Egipt, Portugalia, Turcja, Morze Śródziemne, Egejskie. Teraz nurkuję w Olsztynie, ale coraz chętniej i częściej jeżdżę na Maltę. Dla frajdy, satysfakcji. Bo nurkowanie cały czas zaskakuje. Za każdą skałą jest coś innego. Nigdy nie jest tak samo, więc można kilka razy zwiedzać teren.
Ale nurkowanie z czasem zaczęło się nudzić. Może to za duże słowo, bo to miłość na całe życie, ale Ryszard Brylowski potrzebował "skoku w bok". Chciał spróbować czego nowego.
— Pomyślałem, że skoro nurkuję, to teraz muszę wzbić się w powietrze — podkreśla pan Ryszard. — Pojechałem do Szczyrku na kurs paralotniarstwa. Nauczyłem się i fruwam, ale niestety w Olsztynie nie ma warunków do uprawiania tego sportu. Nie ma górek. Próbowałem latać raz z silnikiem za plecami, na motolotni, ale to zupełnie nie dla mnie. Było za głośno. Nie miałem żadnej przyjemności. Ale czasami można naprawdę sporo przelecieć. Czytałem niedawno, że ktoś na paralotni przeleciał z Warszawy aż do Lublina. Pobił wtedy rekord, bo odległość jest niesamowita. Trzeba mieć niesamowitą wiedzę i spryt. Trzeba wykorzystywać naturę. Jeśli widać wznoszące się ptaki, należy postępować jak one. Tam są ciepłe prądy, które wznoszą.
— Pomyślałem, że skoro nurkuję, to teraz muszę wzbić się w powietrze — podkreśla pan Ryszard. — Pojechałem do Szczyrku na kurs paralotniarstwa. Nauczyłem się i fruwam, ale niestety w Olsztynie nie ma warunków do uprawiania tego sportu. Nie ma górek. Próbowałem latać raz z silnikiem za plecami, na motolotni, ale to zupełnie nie dla mnie. Było za głośno. Nie miałem żadnej przyjemności. Ale czasami można naprawdę sporo przelecieć. Czytałem niedawno, że ktoś na paralotni przeleciał z Warszawy aż do Lublina. Pobił wtedy rekord, bo odległość jest niesamowita. Trzeba mieć niesamowitą wiedzę i spryt. Trzeba wykorzystywać naturę. Jeśli widać wznoszące się ptaki, należy postępować jak one. Tam są ciepłe prądy, które wznoszą.
Na powierzchni ziemi panu Ryszardowi też dobrze. Jeśli nie nurkuje i nie lata, jeździ na nartach, na rolkach i biega z żoną z kijkami. Również żegluje.
— Żonie nawet podarowałem jacht. To był dla niej prezent ślubny — podkreśla Ryszard Brylowski. — Jacht sprzedaliśmy po latach, bo teraz taniej wychodzi wypożyczyć niż utrzymać. Ale pływamy nadal. We dwoje, z przyjaciółmi. Bo nie potrafię usiedzieć w miejscu. Mam skończone 67 lat i cały czas wariackie pomysły w głowie. Cały czas czuję się młodo. Nie siedzę z pilotem na kanapie jak moi koledzy. Jeszcze wiele przede mną. Ale nie szarżuję, bo jak połamię się na stare lata, już tak kolorowo nie będzie. Gdy lecę, mogę spaść. Na nartach też mogę złamać nogę. Chociaż nie ciągnie mnie w wysokie Alpy, bo szusuję w Kurzętniku, ale niebezpieczeństwo nigdy nie śpi. Gdy nurkuję, też nie schodzę głęboko. Niektórzy nie szanują swojego życia. A ryzyko nie jest potrzebne. Cały urok polega na tym, aby poznawać świat, który jest pod wodą. Który pięknie wygląda z lotu ptaka. Po co mam robić z siebie raz kozaka, a później być inwalidą? Nie o to chodzi. Chodzi, żeby żyć i przeżywać.
— Żonie nawet podarowałem jacht. To był dla niej prezent ślubny — podkreśla Ryszard Brylowski. — Jacht sprzedaliśmy po latach, bo teraz taniej wychodzi wypożyczyć niż utrzymać. Ale pływamy nadal. We dwoje, z przyjaciółmi. Bo nie potrafię usiedzieć w miejscu. Mam skończone 67 lat i cały czas wariackie pomysły w głowie. Cały czas czuję się młodo. Nie siedzę z pilotem na kanapie jak moi koledzy. Jeszcze wiele przede mną. Ale nie szarżuję, bo jak połamię się na stare lata, już tak kolorowo nie będzie. Gdy lecę, mogę spaść. Na nartach też mogę złamać nogę. Chociaż nie ciągnie mnie w wysokie Alpy, bo szusuję w Kurzętniku, ale niebezpieczeństwo nigdy nie śpi. Gdy nurkuję, też nie schodzę głęboko. Niektórzy nie szanują swojego życia. A ryzyko nie jest potrzebne. Cały urok polega na tym, aby poznawać świat, który jest pod wodą. Który pięknie wygląda z lotu ptaka. Po co mam robić z siebie raz kozaka, a później być inwalidą? Nie o to chodzi. Chodzi, żeby żyć i przeżywać.
ADA ROMANOWSKA
a.romanowska@gazetaolsztynska.pl
a.romanowska@gazetaolsztynska.pl
Nurkowanie cały czas zaskakuje. Za każdą skałą jest coś innego. Nigdy nie jest tak samo, więc można kilka razy zwiedzać teren.
Ktoś na paralotni przeleciał z Warszawy aż do Lublina. Pobił wtedy rekord, bo odległość jest niesamowita. Trzeba mieć niesamowitą wiedzę i spryt.
Mam skończone 67 lat i cały czas wariackie pomysły w głowie. Cały czas czuję się młodo. Nie siedzę z pilotem na kanapie jak moi koledzy. Jeszcze wiele przede mną.
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Też nurek #2662243 | 193.30.*.* 14 sty 2019 08:41
Do tej pory myślałem, że nurkując w Portugalii nurkuje się w Atlantyku, ale człowiek uczy się całe życie :)
odpowiedz na ten komentarz