Anna Panas: Nie mam pomysłu, jak rozciągnąć dobę
2018-12-27 10:00:00(ost. akt: 2018-12-27 10:43:11)
Anna Panas mówi, że swoje lata już ma, ale cieszy się, bo cały czas czuje motyle w brzuchu. Że zakochała się w fotografii. Z wzajemnością. Uwielbia uwieczniać przyrodę. Najlepiej w lesie, na miedzy, gdzieś głęboko w krzakach.
Anna Panas od zawsze była ciekawa świata. Zawsze chciała być jak najbliżej przyrody.
— Ciągle interesowałam się przyrodą. Grzebałam w ziemi, szukałam, co się z niej wynurza. Jak kwiat miał pąk, następnego dnia biegłam, żeby zobaczyć, jak rozkwita — opowiada Anna Panas, fotografka. — Może w poprzednim życiu byłam jakimś robaczkiem? Urodziłam się w kwietniu, więc zapewne dlatego tak bardzo kocham przyrodę, a przede wszystkim wiosnę. Teraz też czekam aż życie się obudzi. Ale ja w ogóle mam inną duszę.
— Ciągle interesowałam się przyrodą. Grzebałam w ziemi, szukałam, co się z niej wynurza. Jak kwiat miał pąk, następnego dnia biegłam, żeby zobaczyć, jak rozkwita — opowiada Anna Panas, fotografka. — Może w poprzednim życiu byłam jakimś robaczkiem? Urodziłam się w kwietniu, więc zapewne dlatego tak bardzo kocham przyrodę, a przede wszystkim wiosnę. Teraz też czekam aż życie się obudzi. Ale ja w ogóle mam inną duszę.
Pani Ania z Warmią związana prawie 50 lat, a pochodzi z Mazowsza. Od 22 lat mieszka w Różnowie pod Olsztynem. Żyje więc w miejscu, które zapewnia jej wrażenia każdego dnia. A potrzebuje tego, bo nie usiedzi w miejscu.
— W szkole średniej uprawiałam sport bardzo intensywnie. Była to gimnastyka artystyczna. Nawet nieźle mi szło, bo zawsze chciałam być najlepsza. Miałam nawet kilka sukcesów, ale to były dawne czasy i możliwości było mniej. Nikt nie podał mi ręki, byłam pozostawiona samej sobie — opowiada fotografka. — Później pojawiły się dzieci i obowiązki. Chciałam robić zdjęcia, ale pieniądze były potrzebne zawsze na coś innego. Kupiłam sobie jednak mały automatyczny aparat kieszonkowy. Nie miał żadnych możliwości, co mnie trochę denerwowało. Wolałam sama mieć wpływ na zdjęcie. I zamarzyła mi się lustrzanka. W końcu, po kilku latach, mąż Jacek mi kupił. No i się zaczęło. Wpadłam jak śliwka w kompot. Poszłam w las z aparatem. I tak chodzę z nim do dziś.
— W szkole średniej uprawiałam sport bardzo intensywnie. Była to gimnastyka artystyczna. Nawet nieźle mi szło, bo zawsze chciałam być najlepsza. Miałam nawet kilka sukcesów, ale to były dawne czasy i możliwości było mniej. Nikt nie podał mi ręki, byłam pozostawiona samej sobie — opowiada fotografka. — Później pojawiły się dzieci i obowiązki. Chciałam robić zdjęcia, ale pieniądze były potrzebne zawsze na coś innego. Kupiłam sobie jednak mały automatyczny aparat kieszonkowy. Nie miał żadnych możliwości, co mnie trochę denerwowało. Wolałam sama mieć wpływ na zdjęcie. I zamarzyła mi się lustrzanka. W końcu, po kilku latach, mąż Jacek mi kupił. No i się zaczęło. Wpadłam jak śliwka w kompot. Poszłam w las z aparatem. I tak chodzę z nim do dziś.
Chociaż rozgryźć aparat nie było łatwo.
— Za dużo miał pokręteł, śrubek i wszystkiego, co mnie stresowało. Ale znalazłam zawodowego fotografa, który wszystko mi objaśnił. To Grzegorz Wilczewski, któremu dziękuję za pomoc — wspomina pani Ania. — Na pierwszą lekcję przyszedł z rozebranym aparatem. Żebym poznała wszystko od środka. Później uczyłam się obsługi aparatu i dosyć długo mi to szło. Dziś już wszystko robię sama. Wyciągam ze zdjęcia jak najwięcej. Ono musi być takie, jakie widzę je w głowie. Od trzech lat czuję, że to ma sens. Że potrafię nad wszystkim zapanować. Chociaż nie do końca nad sobą… Kładę się spać, budzę się w nocy i tworzę kadry. A później szukam ich w rzeczywistości.
— Za dużo miał pokręteł, śrubek i wszystkiego, co mnie stresowało. Ale znalazłam zawodowego fotografa, który wszystko mi objaśnił. To Grzegorz Wilczewski, któremu dziękuję za pomoc — wspomina pani Ania. — Na pierwszą lekcję przyszedł z rozebranym aparatem. Żebym poznała wszystko od środka. Później uczyłam się obsługi aparatu i dosyć długo mi to szło. Dziś już wszystko robię sama. Wyciągam ze zdjęcia jak najwięcej. Ono musi być takie, jakie widzę je w głowie. Od trzech lat czuję, że to ma sens. Że potrafię nad wszystkim zapanować. Chociaż nie do końca nad sobą… Kładę się spać, budzę się w nocy i tworzę kadry. A później szukam ich w rzeczywistości.
Nie bez powodu pierwsza wystawa pani Ani nosi nazwę „W zakamarkach mojej wyobraźni”. I znowu w tej kwestii zawdzięcza mężowi.
— Ja nie jestem przyzwyczajona do rozgłosu — żartuje Anna Panas. — Sama nigdy nie wyszłabym do ludzi. Sama nigdy nie zrobiłabym wystawy. To mąż mnie namówił. Odważna jestem w domu, z koleżankami, ale nie w miejscach publicznych. Nie czułam się na siłach, żeby pokazywać swoje zdjęcia. Chciałam jeszcze trochę nad nimi popracować. Ja wolę siedzieć w krzakach, to moje naturalne środowisko. W trawie, na miedzy, gdzieś w lesie. Ale okazało się, że chyba nie jest tak najgorzej.
— Ja nie jestem przyzwyczajona do rozgłosu — żartuje Anna Panas. — Sama nigdy nie wyszłabym do ludzi. Sama nigdy nie zrobiłabym wystawy. To mąż mnie namówił. Odważna jestem w domu, z koleżankami, ale nie w miejscach publicznych. Nie czułam się na siłach, żeby pokazywać swoje zdjęcia. Chciałam jeszcze trochę nad nimi popracować. Ja wolę siedzieć w krzakach, to moje naturalne środowisko. W trawie, na miedzy, gdzieś w lesie. Ale okazało się, że chyba nie jest tak najgorzej.
Można powiedzieć, że pierwsze koty za płoty. Teraz czas na kolejne wyzwania. Przed panią Anią portrety. Ale takie, na których widać emocje.
— Najbardziej boję się, czy zdążę — martwi się fotografka. — Mam swoje lata i trochę późno zaczęłam fotografować. Raptem też doba zrobiła się za krótka i nie mam pomysłu, jak ją rozciągnąć. Szkoda mi czasu na sen. Wolałabym obrabiać zdjęcia. I myślę też o nowych. Właśnie o tych ludzkich emocjach na zdjęciach. Przyrodę rozumiem, a człowieka chcę poznać.
— Najbardziej boję się, czy zdążę — martwi się fotografka. — Mam swoje lata i trochę późno zaczęłam fotografować. Raptem też doba zrobiła się za krótka i nie mam pomysłu, jak ją rozciągnąć. Szkoda mi czasu na sen. Wolałabym obrabiać zdjęcia. I myślę też o nowych. Właśnie o tych ludzkich emocjach na zdjęciach. Przyrodę rozumiem, a człowieka chcę poznać.
Fotografia to jej wielka pasja. Nawet się nie spodziewała, jak się w niej rozkocha.
— Zastanawiam się, czy chora nie jestem z tego powodu — podkreśla pani Ania. — Jak nie zrobię zdjęcia, dzień wydaje mi się pusty. Z każdym naciśnięciem migawki, czuję motyle w brzuchu. Ale żeby takie rzeczy w moim wieku? Nic na to nie poradzę, tak mam. I wcale nie jest mi z tym źle.
— Zastanawiam się, czy chora nie jestem z tego powodu — podkreśla pani Ania. — Jak nie zrobię zdjęcia, dzień wydaje mi się pusty. Z każdym naciśnięciem migawki, czuję motyle w brzuchu. Ale żeby takie rzeczy w moim wieku? Nic na to nie poradzę, tak mam. I wcale nie jest mi z tym źle.
Wystawę Anny Panas można oglądać w olsztyńskiej Planecie 11 do 30 grudnia.
ADA ROMANOWSKA
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Od 11 do 30 grudnia ..... #2653443 | 88.156.*.* 2 sty 2019 09:20
to dlaczego dopiero dzis DRUGIEGO stycznia o tym pisze Gazeta olsztynska
Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz
Marek #2651342 | 83.6.*.* 29 gru 2018 15:30
Zarządzanie czasem kłania się.
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)