A jeśli kot będzie mówił ludzkim głosem?
2018-12-16 10:00:00(ost. akt: 2018-12-14 13:20:47)
Święta to wyjątkowy czas. Dlatego wcześniej trzeba się odpowiednio do nich przygotować. Nie tylko kulinarnie, ale i duchowo. Prezenty też muszą być, choć są o wiele mniej ważne. Liczy się coś, czego nie można dotknąć.
Uwielbiamy rodzinne święta. Im nas więcej przy stole, tym nam lepiej. Ale czy stół musi stać w domu? Równie dobrze cieszyć się wigilią można poza nim. Dlatego coraz częściej wyjeżdżamy — bliżej, dalej. Nie ma znaczenia. Święta „na wyjeździe” pozwalają nam odpocząć, a przecież ostatnio właśnie spokój cenimy najbardziej. Dlatego, jak wynika z badań Travelplanet.pl, już połowa z nas spędza święta z dala od domu. W ciepłych krajach, na stokach, w pensjonatach. Jednak z dala, nie znaczy bez najbliższych.
— Już od kilku lat wyjeżdżamy na święta do pięknej miejscowości, do Klekotek. Tam jest niesamowity kompleks, w którym można wypoczywać — opowiada Sabina Białobrzeska z Olsztyna. — Czuć tam niesamowitą atmosferę, w święta przede wszystkim. Dlatego zjeżdża się tam cała rodzina. Nie muszę już gotować w domu, chociaż zawsze coś zrobię. Trochę piekę. Pochodzimy z Wilna, więc nie może zabraknąć tradycyjnych smakołyków. Koniecznie muszą być śliżyki i makowiec, bo wszyscy na niego czekają. Babcia na pewno przywiezie. Chociaż jedna rzecz mnie martwi. Na wigilię z nami nie pojedzie nasz kot. Zostanie w domu. Sam.
— Bo to kot podwórzowy. Ktoś go nam podrzucił i od sześciu lat się nim opiekujemy — dodaje Jerzy Białobrzeski, mąż pani Sabiny. — Samotnie spędza święta, ale ma dobrze. Ma dwie budy. Jedną cieplejszą, drugą trochę mniej, więc wybiera sobie, w której chce spędzić czas. Gorzej, gdy będzie chciał mówić ludzkim głosem. Nie usłyszymy…
— Już od kilku lat wyjeżdżamy na święta do pięknej miejscowości, do Klekotek. Tam jest niesamowity kompleks, w którym można wypoczywać — opowiada Sabina Białobrzeska z Olsztyna. — Czuć tam niesamowitą atmosferę, w święta przede wszystkim. Dlatego zjeżdża się tam cała rodzina. Nie muszę już gotować w domu, chociaż zawsze coś zrobię. Trochę piekę. Pochodzimy z Wilna, więc nie może zabraknąć tradycyjnych smakołyków. Koniecznie muszą być śliżyki i makowiec, bo wszyscy na niego czekają. Babcia na pewno przywiezie. Chociaż jedna rzecz mnie martwi. Na wigilię z nami nie pojedzie nasz kot. Zostanie w domu. Sam.
— Bo to kot podwórzowy. Ktoś go nam podrzucił i od sześciu lat się nim opiekujemy — dodaje Jerzy Białobrzeski, mąż pani Sabiny. — Samotnie spędza święta, ale ma dobrze. Ma dwie budy. Jedną cieplejszą, drugą trochę mniej, więc wybiera sobie, w której chce spędzić czas. Gorzej, gdy będzie chciał mówić ludzkim głosem. Nie usłyszymy…
Dla wielu z nas tradycyjne święta to te spędzone w domu.
— W poniedziałek zrobiliśmy kapustę z grzybami. Właściwie to mąż ją ugotował. Mamy też gotowy farsz na pierogi. Będziemy je lepić całą rodziną. Zazwyczaj lepimy sześćdziesiąt sztuk. Tym razem czeka nas dwieście — cieszy się Krystyna Kaczmarek z Olsztyna. — Nie mamy jeszcze ubranej choinki, bo mamy bałagan w domu. Dzieci kupiły sobie mieszkanie, ale jeszcze w nim nie mieszkają. Są u nas z małym dzieciątkiem. Dlatego dużo wszystkiego mamy wokół siebie. Za tydzień się wyprowadzą i wtedy przyjedzie czas na drzewko. Ale później, już na wigilię, znowu przyjdą do nas. Będziemy świętować. Bo taka jest u nas tradycja. Dzieci zawsze przychodzą do rodziców.
— Wszystko robimy sami. Niczego nie kupujemy! Takie jedzenie zrobione własnoręcznie jest najlepsze! — dopowiada Andrzej Kaczmarek, mąż pani Krystyny. — Również zwracamy uwagę na ryby najlepszej jakości. Karpia nie kupujemy pierwszego lepszego karpia ze sklepu, ale przepływowego. Żeby nie smakował mułem. Prezenty też oczywiście będą, ale skromne. Najważniejsze jest to, żebyśmy byli razem.
— W poniedziałek zrobiliśmy kapustę z grzybami. Właściwie to mąż ją ugotował. Mamy też gotowy farsz na pierogi. Będziemy je lepić całą rodziną. Zazwyczaj lepimy sześćdziesiąt sztuk. Tym razem czeka nas dwieście — cieszy się Krystyna Kaczmarek z Olsztyna. — Nie mamy jeszcze ubranej choinki, bo mamy bałagan w domu. Dzieci kupiły sobie mieszkanie, ale jeszcze w nim nie mieszkają. Są u nas z małym dzieciątkiem. Dlatego dużo wszystkiego mamy wokół siebie. Za tydzień się wyprowadzą i wtedy przyjedzie czas na drzewko. Ale później, już na wigilię, znowu przyjdą do nas. Będziemy świętować. Bo taka jest u nas tradycja. Dzieci zawsze przychodzą do rodziców.
— Wszystko robimy sami. Niczego nie kupujemy! Takie jedzenie zrobione własnoręcznie jest najlepsze! — dopowiada Andrzej Kaczmarek, mąż pani Krystyny. — Również zwracamy uwagę na ryby najlepszej jakości. Karpia nie kupujemy pierwszego lepszego karpia ze sklepu, ale przepływowego. Żeby nie smakował mułem. Prezenty też oczywiście będą, ale skromne. Najważniejsze jest to, żebyśmy byli razem.
Dla niektórych święta to czas magiczny. To, co na stole i pod choinką jest mniej ważne.
— Już teraz przygotowujemy się do Bożego Narodzenia duchowo. Chodzimy do kościoła, żeby przygotować się na przyjęcie Pana Jezusa — opowiada Katarzyna z Bartoszyc. — Widzę, że coraz więcej osób przychodzi na msze. Coraz więcej chce się rozwijać duchowo, zwłaszcza przed Bożym Narodzeniem. Bo to nie boli i nic nie kosztuje. To niesamowita praca nad sobą, to coś nowego. Jezus też się rodzi, więc i w nas może coś się zrodzić. I to chyba najpiękniejszy prezent. Innych nie oczekuję. W mojej rodzinie w tym roku odwiedzi nas biedny Mikołaj. Powyjmujemy z szaf to, co mamy. Ładnie zapakujemy i będą prezenty. Ale czy to jest najważniejsze? Mój rozwój duchowy jest dla mnie znacznie bardziej wartościowy. I rodzina, z którą spędzę te święta.
— Już teraz przygotowujemy się do Bożego Narodzenia duchowo. Chodzimy do kościoła, żeby przygotować się na przyjęcie Pana Jezusa — opowiada Katarzyna z Bartoszyc. — Widzę, że coraz więcej osób przychodzi na msze. Coraz więcej chce się rozwijać duchowo, zwłaszcza przed Bożym Narodzeniem. Bo to nie boli i nic nie kosztuje. To niesamowita praca nad sobą, to coś nowego. Jezus też się rodzi, więc i w nas może coś się zrodzić. I to chyba najpiękniejszy prezent. Innych nie oczekuję. W mojej rodzinie w tym roku odwiedzi nas biedny Mikołaj. Powyjmujemy z szaf to, co mamy. Ładnie zapakujemy i będą prezenty. Ale czy to jest najważniejsze? Mój rozwój duchowy jest dla mnie znacznie bardziej wartościowy. I rodzina, z którą spędzę te święta.
Śliżyki, inaczej śliszyki to tradycyjna potrawa wigilijna pochodząca z Wileńszczyzny. Te oblane miodowo-makowym syropem ciasteczka drożdżowe dowolnego kształtu, które jada się na koniec wieczerzy wigilijnej jako deser. Można do niego dodać mielone orzechy i inne bakalie.
ar
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez