Najważniejsza była... zemsta. Zabił w czasie przerwy w odbywaniu kary
2018-12-02 18:17:43(ost. akt: 2018-12-02 18:44:08)
Adam C. większość swojego dorosłego życia spędził za kratkami. Krótkie chwile wolności marnował z coraz tragiczniejszym skutkiem. Zabił kolejno cztery osoby. Za każdym razem utrzymywał, że w obronie własnej.
Adam C. (ur. 1946) pierwszy sądowy wyrok zaliczył prawie pół wieku temu. Ale swój prawdziwy charakter pokazał jeszcze wcześniej, już jako uczeń zawodówki. Wyrzucono go stamtąd, bo „potrząsnął za klapy” nauczycielkę. Zawsze tak robił, jak coś było nie po jego myśli. Miał wyroki za napady, rozboje, groźby karalne i przemoc wobec konkubiny oraz szeregu innych kobiet. Trudno sobie wyobrazić, ale dla zdobycia wartego kilkadziesiąt złotych radyjka potrafił przystawić do gardła stłuczoną butelkę, tzw. tulipana. Zrobił to nastoletniej dziewczynie, która była w wieku jego córki. Za ten czyn dostał sześć lat więzienia, bo wówczas, w roku 1998 był już wielokrotnym recydywistą.
Nie do wiary, że ktoś taki w ogóle mógł wychodzić więzienia na przepustkę, miał bowiem na koncie dwa wieloletnie wyroki za zabójstwo. W lipcu 1990 podczas kłótni zabił strzałem w głowę rodzonego brata, za co dostał 8 lat od sądu w Olsztynie. Znaleziono wówczas u niego aż trzy nielegalnie zdobyte pistolety. Parę lat później ciosem nożem w brzuch Adam C. wyprawił na tamten świat niejakiego Roberta G.. Za to z kolei zarobił 10 lat od sądu w Warszawie. Powinien siedzieć zamurowany w wysokiej wieży wraz ze swym wytatuowanym na piersi orłem, tymczasem lutym 2001 roku uzyskał zgodę na przerwę w odbywaniu kary. Powodem była złamana i niegojąca się, prawdopodobnie z powodu zarażenia gronkowcem, noga. Medycznie sprawa się komplikowała, dlatego sąd przedłużył Adamowi C. przerwę aż do listopada.
Poznając mężczyznę koczującego w domku na działkach nad Wadągiem, na wylocie z Olsztyna, Adam C. pomyślał, że będzie u niego miał przyjemne letnisko. Jego kompan chodził po mieście i zbierał puszki. On siedział w domku, wypoczywał i zajmował się jedzeniem. Do Olsztyna jeździł tylko do przychodni na zmianę opatrunku. Krótko przed zdarzeniem założono mu nowy gips na złamaną nogę, poruszał się o kulach. Witold K. i Krzysztof W. – którzy nieproszeni próbowali zrobić sobie złodziejską bazę w domku zajmowanym przez złomiarza i Adama C. – popełnili błąd przyjmując, że starych recydywistów można bezkarnie ignorować. Na początku sierpnia 2001 Adam C. czuł się bardzo zadomowiony na działce, obcy go denerwowali.
Tego dnia przyszli z miasta z reklamówką piwa. Demonstrowali jakąś sprytną kurtkę z wewnętrznymi kieszeniami, przy pomocy której mieli zamiar kraść w supermarketach. Witold K. (l. 38) cieszył się, że wreszcie znalazł wspólnika i przepijał do pochodzącego z Kutna Krzysztofa W. (l.33) Byli sami, bo gospodarz, czując napiętą atmosferę, zawczasu uznał, ze lepiej będzie jak pójdzie do miasta i przenocuje w którymś ze swoich rewirów. Adam C., niby tylko przysłuchiwał się rozmowie przybyszów, swoje jednak wiedział lepiej.
Kiedy jeden z nich zaczął się przechwalać, że ma sprawę za napad i z tego powodu nadzór policyjny, a wszystko chrzani i spokojnie korzysta z wolności, stary recydywista wyraził wątpliwość. A nawet zasugerował, że gość może mieć z policją jakiś układ. Ten pojął aluzję, natychmiast uniósł się honorem i poderwał z miejsca. „Choć go oprawimy”, rzucił hasło jego kolega. Rzeczywiście na dróżce do furtki wzięli Adama C. na kopy, dokładając mu jego własnymi kulami. Ten upadł i po chwili udał trupa. Ścierpiał nawet to, że któryś z napastników ściągał mu z ręki zegarek. Zostawili go, bo dla nich ważniejsze było piwo.
Dla Adama C. najważniejsza była zemsta. Czekał, choć każdy inny na jego miejscu raczej by w takiej sytuacji odpuścił. On już wcześniej, czując, że może być niebezpiecznie, wsunął do rękawa kuchenny nóż. Złapawszy oddech i przesunąwszy się bliżej domku wsunął go pod tyłek, czekając który z jego prześladowców pierwszy sobie o nim przypomni. Był nim – na swoją zgubę – „ten z Kutna” Krzysztof W. „O tu jesteś”, powiedział na widok leżącego Adama C. Pochylił się, próbował wyszarpnąć kulawemu szczudło. Był tak pijany, że w ogóle nie myślał, że może coś mu grozić. Tymczasem Adam C. tylko lekko się uniósł i od dołu pchnął go nożem. Krzysztof W. podobno na sekundę się wyprostował, stanął jak na baczność, a potem padł na wznak. Dostał w brzuch, lecz idące od dołu do góry ostrze noża sięgnęło serca i nie było ratunku.
Recydywista trochę poprawił pozycję decydując się poczekać, aż wyleci na niego ten, który przed chwilą był tak mocny w gębie i biciu leżącego. Po jakichś pięciu minutach, Witold K. rozebrany do pasa – wieczór był bardzo gorący, ciągle było jeszcze jasno – zaczął szukać kolegi. Nie miał oczywiście pojęcia, co się stało i że stary na niego czeka. Jego Adam C. trafił nożem w szyję. Podobno mężczyzna dał radę wbiec jeszcze do domku, by zaraz stamtąd wybiec i trzymając się za szyję uciec. Ostatecznie padł w trawę, choć jak faktycznie było wiemy wyłącznie z wyjaśnień Adama C. Biegły lekarz przekonywał potem w sądzie, że choć z taką raną Witold K. mógł parę minut żyć, biegać nie dałby rady.
Adam C. został sam na pobojowisku. Zapalił papierosa, do nocy dumał przed domkiem. Skoro policja nie przyjechała, uznał, że Witold K. daleko nie dobiegł i też nie żyje. On sam czuł się na tyle wykończony, że ostatni raz postanowił przenocować na działce. Na wszelki wypadek nóż miał pod ręką. Rano już był spokojniejszy. Zapalił, umył się, zaparzył kawę. Nożem, którym parę godzin wcześniej zabił dwie osoby, bez oporów smarował miodem kromki. Potem zebrał kule, dotarł do ulicy Jagiellońskiej i pojechał do Olsztyna. Około 10-tej z dworca autobusowego zadzwonił na policję informując, że zabił dwie osoby. „W obronie własnej”. Podrapana łysina i sińce na rękach miały być tego potwierdzeniem. Kiedy w asyście policji przyjechał nad Wadąg kolega, który w tym czasie zdążył wrócić z miasta, sprzątał domek i pewnie się głowił, co zrobić z trupami.
Stając przed Sądem Okręgowym w Olsztynie Adam C. ciągle chodził o kulach. Mimo to, na widok aparatu wykonał taki skok, że kopniakiem omal nie sięgnął fotoreporterki „Gazety Olsztyńskiej”. To pokazuje do czego był zdolny, gdy go coś zdenerwowało. Został skazany na 25 lat więzienia, chociaż dopiero za drugim podejściem, bo w pierwszym wyroku – uchylonym przez Sąd Apelacyjny w Białymstoku – sąd przyjął, że sprawca jedynie przekroczył barierę obrony koniecznej i kara była o wiele niższa.
BS
Komentarze (8) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
ponury #2636693 | 188.146.*.* 4 gru 2018 03:44
"Ciechan"vel "Seryjny" dostał ćwiarę akurat za wyrwanie chwastów. Za usówanie śmieci powinien być co najwyżej mandat...
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz
olsztynianin #2636284 | 89.228.*.* 3 gru 2018 12:30
Szkoda naszych podatków na utrzymywanie takich podludzi. Barczewo-stryczek i sprawa załatwiona.
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz
olsztynianin #2636091 | 88.156.*.* 3 gru 2018 07:55
KARA SMIERCI , TO BESTJA , BEZ CECH LUDZKICH
Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz
Kara śmierci #2636054 | 77.114.*.* 3 gru 2018 06:09
Wróć ! Kara śmierci musi być !
Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz
KONSTYTUCJA #2636020 | 81.190.*.* 2 gru 2018 23:46
Najlepszy obraz KASTY ostoi praworządności. Groźby recydywista bujający się na wolności z śmiesznymi wyrokami które zapewne tylko czubkiem góry lodowej jego napaści , i zbrodni jakie uszły mu płazem. A wszystko w blasku mitu "praworządności" jakiej ostoją są niby te sądy ? Śmiech na sali jedno zabójstwo 8 lat drugie 10 ... przecież to szopka a nie wyroki dla recydywisty no ale przecież najważniejsze że jest konstytucja konstytucja konstytucja
Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz