Teraz czas na Olsztynek

2018-11-16 09:30:01(ost. akt: 2018-11-16 09:32:39)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Po ośmiu latach przerwy ponownie został burmistrzem Olsztynka. I chce, żeby błyszczał on wśród małych miast Warmii i Mazur. O planach na najbliższe pięć lat rozmawiamy z Mirosławem Stegienko, burmistrzem elektem Olsztynka.
— Był pan już burmistrzem Olsztynka w latach 2002-2010. Jak smakuje powrót na urząd po ośmiu latach?
— Oczywiście jestem bardzo zadowolony, bo okazało się, że mieszkańcy pamiętają mnie, pamiętają to, co zrobiłem w gminie. A wyrazem tego jest taki, a nie inny wynik wyborów. Bardzo się cieszę i naturalnie chcę podziękować za te głosy poparcia. Bo to nie hasła wyborcze, slogany zadecydowały, że ludzie na mnie zagłosowali.
— Pamiętali jaki był Olsztynek, kiedy był pan burmistrzem?
— Tak sądzę. Myślę też, że bardziej odpowiadała im moja wizja sprawowania urzędu, to, że byłem między ludźmi, rozmawiałem z nimi, słuchałem. Nie byłem burmistrzem zza biurka i oczywiście nim nie będę.
— Dlaczego zdecydował się pan ponownie stanąć do walki wyborczej?
— Pod wypływem rozmów z mieszkańcami, podczas których skarżyli się, że nie tak idą pewne sprawy w mieście. Narzekali na brak kontaktu z urzędem, z władzami, z burmistrzem, że trudno się do niego dostać. Podnosili, że wiele rzeczy w mieście robi się na pokaz, żeby tylko zaistnieć w mediach, a nie bierze się pod uwagę rzeczywistych potrzeb mieszkańców. Tak to odbierali. Stwierdziłem, że może spróbuję wrócić na te prawdziwe tory samorządności, a więc wsłuchiwanie się w potrzeby mieszkańców i rozwiązywanie ich problemów.
— Władza nie może się odgradzać od mieszkańców...
— Nie powinna, a już na pewno nie w samorządach, których ideą jest przecież bycie blisko ludzi. Trzeba widzieć człowieka, a nie tylko przepisy.

— Co dzisiaj, według pana, jest największym problemem Olsztynka?
— Tych nie brakuje, ale powtórzę to, co często powtarzało się podczas spotkań wyborczych z mieszkańcami. Otóż sprawa estetyki, wyglądu samego Olsztynka, jak też innych naszych miejscowości. I na pewno musimy popracować nad wizerunkiem miasta. Jednak to, jak będzie się prezentował Olsztynek, zależy w dużej mierze od samych mieszkańców, od ich dbałości o domy, budynki.
Na wsi problemem numer jeden jest oczywiście woda i kanalizacja. Mamy XXI wiek, a w wielu miejscowościach wciąż są studnie, które latem wysychają. Nie ma też kanalizacji. I nie mówię tu o jakichś odległych koloniach, gdzie stoi jeden dom. Musimy dokończyć budowę sieci wodno-kanalizacyjnej. Są oczywiście projekty, ale jak zawsze na wszystko nie ma pieniędzy. Sukcesywnie musimy wreszcie zamykać ten temat. W tej kadencji chcielibyśmy też wybudować wspólnie ze starostwem halę sportową przy zespole szkół. Takie hale są już w Dobrym Mieście, Biskupcu, teraz czas na Olsztynek.

— Atutem Olsztynka jest lokalizacja, bliskość dróg ekspresowych. To szansa na pozyskanie nowych inwestorów, tak jak np. ostatnio Zalando Lounge.
— Już osiem lat temu zwracałem uwagę poprzednim władzom, że w związku z przebudowę „siódemki” i drogi 51 trzeba zrobić plan zagospodarowania wokół planowanych węzłów i spróbować zainteresować tymi terenami inwestorów. I dziś widać zainteresowanie tymi gruntami. Każda inwestycja to podatki dla gminy, to nowe miejsca pracy.
— Olsztynek znany jest ze skansenu ludowego, ale tez olsztyneckich jagodzianek. Proszę powiedzieć, jak pan zamierza jako samorząd wspierać lokalnych przedsiębiorców?
— Ta sprawa też przewijała się podczas kampanii wyborczej. Padały głosy, że nie wolno lekceważyć lokalnych przedsiębiorców, że trzeba ich wspierać. I nie chodzi już nawet o umarzanie podatków, ale poprzez tworzenie w gminie dobrego klimatu wokół lokalnego biznesu. Zaproponowałem więc organizowanie raz, może dwa razy do roku kongresu lokalnej przedsiębiorczości, na którym moglibyśmy porozmawiać o tym, co trzeba zrobić, aby lokalny biznes kwitł. Na pewno będziemy wspierać rodzimych przedsiębiorców.

AM