Co się stało 11 listopada 1918 roku?

2018-11-11 08:12:00(ost. akt: 2018-11-11 03:43:01)
Józef Piłsudski

Józef Piłsudski

Autor zdjęcia: wikipedia

Pociąg Piłsudskiego – a właściwie jeden, jedyny doczepiony do lokomotywy wagon – wcale nie przyjechał z Magdeburga. Piłsudski i Sosnkowski wsiedli do niego dopiero w ogarniętym rewolucją Berlinie, do którego po zwolnieniu z magdeburskiej twierdzy zawiózł ich niezbyt sprawny, co rusz zmuszony do stawania w polu, samochód.
Około 7 rano na dworcu w Warszawie wcale nie było tłumów. Na peronie Piłsudskiego przywitał z ramienia Rady Regencyjnej książę Zdzisław Lubomirski. Zjawił się też Adam Koc na czele niewielkiej ekipy członków Polskiej Organizacji Wojskowej. Do dziś nic też nie świadczy o tym, by był tam choć jeden fotograf, bo zdjęcia uwieczniające przyjazd Piłsudskiego do Warszawy po prostu nie istnieją - a przynajmniej w ciągu tych blisko stu już lat, jakie upłynęły od tamtego dnia, żadne nie ujrzało światła dziennego (jeżeli kiedyś tak się stanie, będzie nieprawdopodobną wręcz sensacją, a muzealnicy i hobbyści zaoferują za nie fortuny).

– Hola, hola! – zaprotestuje ktoś. Przecież zdjęcie Piłsudskiego w tłumie na tym dworcu, z późniejszymi generałami Piskorem i Głuchowskim u boku, można w końcu znaleźć w niejednym podręczniku!

To prawda. Można. Tyle tylko, że ta ikona fotografii polskiej powstała... prawie dwa lata wcześniej, podczas innego przyjazdu Piłsudskiego do Warszawy. Potem jednak, z braku innej opcji, tak często wykorzystywano to dobre przecież zdjęcie jako ilustrację tematu 11 listopada 1918 r., że w końcu na stałe złączyło się w naszej świadomości z tą właśnie datą. Choć... Piłsudski 11 listopada 1918 r. w ogóle do Warszawy nie przyjechał. Przyjechał dzień wcześniej. No dobrze, a co w takim razie tak ważnego stało się 11 listopada?

By to wyjaśnić, przybliżmy, co takiego psuło się w samochodzie wiozącym Piłsudskiego z Magdeburga. Otóż, psuły się... opony, wykonane z jakiejś kiepskiej, ersatzowej gumy, która nie była w stanie sprostać szybkiej jeździe i co rusz ulegała przebiciu. Ta fatalna guma to symbol kondycji kajzerowskich Niemiec w listopadzie 1918 r. A przecież nie tak miało być.

W sierpniu 1914 r. niemieckie armie wyruszały na front pewne zwycięstwa (nie one jedne zresztą). Ale wielki operacyjny plan, mający zapewnić pokonanie Francji w kilka tygodni, zawiódł i na froncie zachodnim doszło do strategicznego klinczu zwiastującego długotrwałą wojnę na wyczerpanie. Inaczej było na Wschodzie, gdzie najpierw powstrzymano rosyjski walec parowy toczący się przez Prusy Wschodnie i Galicję, a następnie, w maju 1915 r., pobito Rosjan na głowę pod Gorlicami.

Od tej pory wahadło ruszyło w drugą stronę. Rosjanie ustępowali na całym froncie. Jeszcze w czerwcu 1915 r. oddali opanowany wkrótce po wybuchu wojny Lwów. Musieli też wycofać się z Kongresówki. W sierpniu 1915 r. ulicami Warszawy defilowały już oddziały niemieckie. Państwa centralne (czyli Niemcy, Austro-Węgry i ich sojusznicy) zwyciężały też na innych frontach - serbskim, włoskim, w Dardanelach.

Ale nie na Zachodzie. To się nie udało nawet w 1916 r. „Ta wojna skończy się pod Verdun” zapowiedział wprawdzie Wilhelm II, ale tak się nie stało, mimo niewyobrażalnej wprost obustronnej hekatomby ofiar podczas wielomiesięcznych walk o tę francuską twierdzę.

Sytuacji strategicznej Niemiec nie zmieniła też wielka, lecz nierozstrzygnięta bitwa morska z flotą brytyjską pod Skagerrakiem. II Rzeszę nadal dusiła angielska blokada. Nadzieja zaświtała dopiero w 1917 r., z wybuchem rewolucji w Rosji. Niemieckie tajne służby podjęły udaną próbę spotęgowania zamętu u wschodniego przeciwnika, wysyłając tam przywódcę partii bolszewickiej, Lenina.

Na Zachodzie z kolei Niemcy postanowiły rzucić na szalę swoje U-Booty, rozpoczynając nieograniczoną wojnę podwodną. To posunięcie miało załamać ekonomię Wielkiej Brytanii, ale nieograniczona wojna podwodna i fatalny dla Niemców incydent dyplomatyczny (tzw. Telegram Zimmermanna) spowodowały przystąpienie do wojny USA. Za to przynajmniej na Wschodzie udało się zawrzeć niebywale korzystny traktat pokojowy z bolszewikami. Jednak plan wygrania wojny, dzięki przerzuceniu uwolnionych w ten sposób dywizji na Zachód, ostatecznie zawiódł, bo do Europy przybyły też wojska amerykańskie. Jesienią 1918 r. Niemcy (i ich sprzymierzeńcy) były krańcowo wyczerpane blokadą i stratami na frontach, a do tego trawione rewolucyjną, przywleczoną z Rosji gorączką.

Wojna zmierzała ku końcowi. Zawieszenie broni – jak dyplomatycznie nazwano to, co naprawdę stanowiło dla Niemiec kapitulację – zawarto 11 listopada 1918 r. Tego dnia zakończyła się I wojna światowa i na tym w znacznej mierze polega symbolika tej pamiętnej daty. Bez wybuchu tej wojny Polska bowiem niepodległości by nie odzyskała.

Co zaś działo się w Warszawie dnia pamiętnego? Ano trwało w najlepsze, rozpoczęte jeszcze poprzedniej doby, rozbrajanie żołnierzy niemieckich.

„Panował nastrój podniecenia - zapamiętał Jan Skotnicki. - Wybiegłem na miasto zasięgnąć języka i pytam znajomego gazeciarza, co się stało.

— Niemcy rozbrojeni! — odpowiada mi.
— Kiedy? Przez kogo?
— Dzisiaj w nocy przez naszych. Chyba koniec wojny, proszę pana!

Grupki młodzieży, najdziwaczniej uzbrojone, coraz liczniej przebiegały przez miasto”.

Nie wszędzie poszło gładko – Niemcy obsadzający strategiczne punkty miasta, jak Zamek, ratusz, Cytadela i lotnisko, stawili opór, którego przełamanie kosztowało Polaków sporo krwi. Generalnie jednak „przy rozbrajaniu odbywały się sceny wręcz komiczne – relacjonował inny świadek, Stanisław Dzierzbicki - grupki chłopców kilkunastoletnich rozbrajały całe oddziały żołnierzy. Pękła zupełnie dyscyplina niemiecka i w gruzy rozsypała się ich siła. Rozbrajanie odbywało się wprost żywiołowo – bez żadnego zdaje się planu, ale spokojnie i z pewną kurtuazją (...). We wtorek rozbrajanie Niemców rozszerzyło się na kraj cały i w środę 13 listopada całe generał-gubernatorstwo warszawskie wolne było od władzy niemieckiej”.

Tymczasem krok za krokiem powiększał się zakres władzy Piłsudskiego. Tegoż właśnie 11 listopada Rada Regencyjna oddała mu komendę nad wojskiem oraz naczelne dowództwo. Podporządkował mu się, utworzony parę dni wcześniej w Lublinie, lewicowy rząd Daszyńskiego. 14 listopada „Rada Regencyjna postanowiła się rozwiązać i przekazać Piłsudskiemu swe obowiązki i odpowiedzialność wraz ze swym zobowiązaniem złożenia tej władzy w ręce Rządu Narodowego wyłonionego na podstawie postanowień Sejmu” - pisze historyk Marian Kukiel.
Znaczenie Rady Regencyjnej przez lata było bagatelizowane przez historyków, nieraz zresztą z premedytacją. Tymczasem był to zwierzchni, rządzący organ państwa polskiego, które nie wyłoniło się wcale z politycznego niebytu w listopadzie 1918 r., lecz zostało powołane do istnienia jeszcze dwa lata wcześniej, aktem 5 listopada 1916 r. Wtedy przedstawiciele Niemiec i Austro-Węgier ogłosili w wyniku konferencji w Pszczynie, że ich monarchowie postanowili z ziem Królestwa Polskiego „utworzyć państwo samodzielne z dziedziczną monarchią i konstytucyjnym ustrojem”.

O granicach póki co nie było mowy, a państwo polskie miało być ściśle powiązane z oboma mocarstwami (czytaj: im podporządkowane). Chodziło tu przede wszystkim o pozyskanie rekruta z Kongresówki do walki z Rosją na froncie wschodnim. Tym niemniej było to wreszcie państwo polskie i to na jego czele, z braku monarchy, do listopada 1918 r. stała Rada Regencyjna. Ponieważ jednak kolejnym władzom - zarówno sanacyjnym (bo gdzie miejsce dla Piłsudskiego?), jak i komunistycznym (bo Rada Regencyjna to konserwatyści) - niezbyt się uśmiechało podkreślać powstanie faktycznego państwa polskiego z łaski zaborców, akt 5 listopada do dziś praktycznie nie funkcjonuje w powszechnej świadomości. Jednak już przed laty prof. Kukiel, skądinąd legionista, zachował się z klasą i oddał sprawiedliwość członkom Rady Regencyjnej:

„Akt ten rozumu politycznego i sumienia obywatelskiego pięknie zamknął służbę tych trzech ofiarnych ludzi, którzy wzięli na siebie zadanie niezmiernie trudne i niewdzięczne, starali się wypełnić je z godnością i pożytkiem dla sprawy, a złożyli w odpowiednim czasie urzędy w ręce człowieka, który miał w tej chwili ogromne zaufanie w masach i niesiony był na fali entuzjazmu na czoło narodu”.

Tomasz Borówka

Fot. NAC

Komentarze (8) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. mms #2628292 | 213.76.*.* 21 lis 2018 10:56

    Cała prawda: https://www.youtube.com/watch?v =ZeVkeun-30k

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. OBSERWATOR #2623587 | 88.156.*.* 14 lis 2018 20:55

    PIŁSUDSKI POSTAWIŁ KLASE POLITYCZNO W PIONIE , ZYDKOW WYGNAŁ DO ZAMIATANIA ULIC

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  3. Iza #2621960 | 88.156.*.* 12 lis 2018 11:57

    11 go i 12 go Polacy zjednoczeni , a już 13 na drodze Wyzwiska , chamstwo i cwaniactwo . Wczoraj razem w pochodzie jutro ten sam da ci w mordę skopie i poluje ...

    odpowiedz na ten komentarz

  4. Patiot #2621812 | 88.156.*.* 12 lis 2018 08:28

    Oczywiście 11 listopada to BAAARDZO ważne święto powiedzmy że każdego Polaka . Ale chcę zwrócić uwagę że 25 listopada jest Dzień Kolejarza. Czy w Olsztynie jest coś w związku z tym organizowane ? Czy GO może napisać w związku z powyższym coś z wyprzedzeniem ? Mieszkańcy a szczególnie nasze dziecj proszą :-)

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  5. historyk #2621535 | 83.9.*.* 11 lis 2018 10:29

    Upraszcxajac 11 listopada swietujemy przybycie niemieckiego agenta, dezertera z 1920r. Bandziora ktory w1926 zniszczyl demokratyczna wladze i de facto rozmontowal nasze sily.zbrojne a.na koniec zdechl na 3 rzedowa kile z kompletnie juz zdezintegeowana przy tej chorobie osobowoscia. W 1940r. Rydz zapytany przez Wankowicza o gloena przyczyne kleski w 1939 od razu.odparl...J Pilsudski

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    Pokaż wszystkie komentarze (8)