Jestem bibliotekarzem z pasją, ale i z przypadku
2018-10-24 10:00:00(ost. akt: 2018-10-25 15:52:22)
Niektórzy twierdzą, że to dzięki niej maluchy złapały bakcyla do czytania. Ona sama nigdy nie zakładała, że zostanie bibliotekarką. A dziś Elżbieta Muż kieruje osiedlową filią nr 9 Miejskiej Biblioteki Publicznej.
— Co jest największym koszmarem każdego bibliotekarza?
— Co nim jest? W moim przypadku koszmarem jest sytuacja, kiedy mija więcej niż dziesięć minut, a w bibliotece nie pojawi się żaden czytelnik. To mój koszmar. Poniedziałki w bibliotece są trudnym dniem, bo tego dnia nasi czytelnicy odbierają zarezerwowane pozycje, więc jest ich dużo. Wychodzimy zmęczone, ale mamy satysfakcję, że nie było wspomnianych dziesięciu minut bez czytelnika. Choć senny koszmar trochę się sprawdza, bo maleje liczba dzieci, które przychodzą do biblioteki.
— Powodem są telefony komórkowe? One stały się konkurencją dla książek?
— Myślę, że tak. Poprawiła się też sytuacja bibliotek szkolnych. Otrzymały one dofinansowanie i dzieci nie przychodzą już do osiedlowych placówek po lektury. Z drugiej strony, kto wie, może w niektórych rodzinach sytuacja ekonomiczna poprawiła się i dzięki temu rodzice kupują po prostu najmłodszym książki? Byłam ostatnio na spotkaniu w Książnicy Polskiej z Kicią Kocią ( Kicia Kocia – bohaterka serii książeczek jest ulubienicą dzieci – red.). Było tam wielu rodziców z dziećmi, którzy kupowali książki w księgarni.
— Z bibliotekarskiej pasji nigdy się nie wyrasta?
— Nie, choć zawsze też mówię, że jestem bibliotekarzem z przypadku. Naprawdę! Bardzo chciałam pracować w domu dziecka. W czasie nauki w szkole średniej mieszkałam w internacie z dziewczyną, która wychowała się w domu dziecka. Z estymą opowiadała mi o swoich wychowawcach. Miała do nich olbrzymi szacunek. To mi imponowało. Pomyślałam, że też tak bym chciała. Kiedy jednak zdawałam na studia, okazało się, że na mój kierunek jest przerażająca liczba chętnych. Pomyślałam więc sobie, że pójdę na bibliotekoznawstwo i informację naukową. Myślałam, że pouczę się tam rok i potem spróbuję ponownie. Okazało się jednak, że ten kierunek mnie zainteresował. Po pół roku polubiłam się z moimi dziewczynami z roku. Wcześniej też nie zdawałam sobie sprawy, że po bibliotekoznawstwie jest tyle możliwości. Może parę rzeczy w życiu mi nie wyszło, ale to, że jestem tutaj, wykonuję ten zawód, jest moim sukcesem.
— Wcześniej była pani też nauczycielką.
— Tak, uczyłam w wiejskiej szkole i pracowałam w szkolnej bibliotece. Bardzo lubiłam informację naukową. Z entuzjazmem zbierałam artykuły, szukałam wiadomości. Później nadszedł czas zmian w szkołach, zmuszona byłam skupić się tylko na pracy bibliotekarza. Teraz nie żałuję. Praca w bibliotece przynosi mi tyle satysfakcji, co praca nauczyciela. Cieszę się, kiedy czytelnicy wracają do mnie, kiedy chwalą naszą filię. Odczuwam radość, kiedy czytelnik odda książkę i prosi o kolejną. Kiedy nie prosi, to może to oznaczać, że nie przypadła mu do gustu. Lubię też, kiedy dzieci przychodzą do biblioteki i mówią, że w szkole przeczytano fragment książki, a one chciałyby przeczytać całość. To miód na serce bibliotekarza. Nie cieszą mnie cyfry. W ciągu miesiąca mam ponad 300 wypożyczeń, to dużo, ale statystyk bardzo nie lubię. Esencją mojej pracy jest gwar czytelników w bibliotece. To jest wspaniałe.
— Biblioteka to nie tylko wypożyczenia książek. To także różne zajęcia.
— Oczywiście. Zajęcia odbywają się u nas niemal każdego dnia. Nie ma ich w poniedziałki. Pozostawiamy ten dzień na prace wewnętrzne biblioteki. Popularyzujemy literaturę w przedszkolach. Niestety wciąż jednak zbyt wielu rodziców nie dostrzega potrzeby obcowania dziecka z książką. Wierzę, że po prostu nie mają czasu, by to zrobić. Są jednak rodzice, którzy co miesiąc przychodzą do biblioteki w sobotę i razem z dziećmi wybierają książkę. Rzeczowo rozmawiają o tych, które mają wypożyczyć. Tacy rodzice wiedzą, że konkretna książka musi być dopasowana do wieku i zainteresowań malucha. Przed laty, czyli siedemnaście lat temu, kiedy rozpoczynałam pracę w tej filii, dzieci było najwięcej. Teraz to się zmieniło. Jest ich coraz mniej. Najmłodsi chcą, ale nie zrobią nic bez wsparcia rodziców. Z jednej strony to trochę rozumiem, bo patrząc na dzisiejsze rodziny, są naprawdę zabiegane. Nie mają czasu.
— Pani pracuje w bibliotece, ale znajduje jednak ten czas wolny, który poświęca na spotkania z pisarzami. Jest pani ich częstym gościem.
— Tak, kiedyś nawet myślałam, żeby zrobić wystawę z autografami pisarzy. Chodzę na spotkania z pisarzami, bo nie wszystko przecież mogę przeczytać. Zawsze powtarzam moim czytelnikom, że przecież piekarz nie je wszystkich bułek, które upiekł. Podobnie jest z bibliotekarzami. Czytamy dużo, ale nie jesteśmy w stanie przeczytać wszystkiego. Chętnie uczestniczę w spotkaniach z pisarzami, bo dzięki temu mogę poznać, jakimi są osobami.
— A jaką osobą trzeba być, by zostać bibliotekarzem?
— Na pewno cierpliwą i miłą i potrafiącą z ludźmi rozmawiać. Nie zdarzyło mi się, by ktoś miał do mnie pretensje. Nie pracuję dla statystyk. Chcę, by do biblioteki przychodzili ludzie. Dziś na przykład przyszedł chłopiec, który chce przeczytać „Chłopców z Placu Broni”. Sprawdziłam, że w żadnej filii nie ma już wolnego egzemplarza. Wzruszył mnie tak bardzo, że postanowiłam zamówić książkę, by była w naszych zbiorach. Spełnianie życzeń czytelników jest radością każdego bibliotekarza. Moje bibliotekarki też przynoszą książki.
— Pani ma talent do zdobywania książek.
— Mamy swój fundusz, ale dostajemy jednak piękne dary od czytelników. Są to nowe książki. To okazuje się niezwykle pomocne, bo czasem do lektury jednej książki ustawia się kolejka 24 czytelników. Czyli jedna z osób czekałaby na swoją kolej dwa lata. Tak było w przypadku powieści Joanny Jax. Nasza biblioteka ma też sponsorów, którzy przekazują nam pieniądze za które kupujemy kolejne nowości. Założyliśmy też stowarzyszenie i zbieramy datki na książki. Odbywają się też zbiórki makulatury. Za zebrane w ten sposób pieniądze znów możemy kupić kolejne egzemplarze. Zawsze też staram się uzupełniać o te, które są przez czytelników poszukiwane. Chcę, by czytelnik miał komfort czytania. Mam mnóstwo karteczek z zapisanymi tytułami. Czasem nie uda się ich dostać. Innym razem czytelnicy przynoszą perełki. Kiedy nasza filia była otwierana napisano o nas, że w naszej filii jest pięć książek na krzyż. Tak było. Zaczęłam więc robić wszystko, by to się zmieniło. Teraz się nie mieścimy. Kilkaset książek wysłałam do biblioteki szkolnej, która mieści się w jednej z miejscowości pod Ełkiem. Rośnie tam czytelnictwo. Co mnie cieszy bardzo. My, bibliotekarze musimy szanować naszych czytelników. Ich potrzeby. Przecież nie wyjdziemy na ulicę i nie będziemy nawoływać, by do nas przyszli. Możemy przyciągnąć i zatrzymać czytelnika tylko dobrą książką.
Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Kasia #2621297 | 83.31.*.* 10 lis 2018 18:30
Najlepsza!
odpowiedz na ten komentarz
Magda #2617977 | 88.156.*.* 6 lis 2018 16:31
Pani raczej na b i b l i o t e k a r k ę wygląda !!!!
odpowiedz na ten komentarz
czytelnik #2614290 | 213.76.*.* 31 paź 2018 17:24
gratuluje
odpowiedz na ten komentarz