Takim samochodem jeździł porucznik Borewicz
2018-10-20 12:00:00(ost. akt: 2018-10-25 11:43:43)
Pani Mirosława od soboty jest honorowym członkiem Olsztyńskiego Klubu Motorowego. Nic dziwnego, o motoryzacji można z nią gadać godzinami. Spotykamy się pod zamkiem, gdzie na zlocie podsumowującym tegoroczny sezon mieszkanka Olsztyna pojawiła się ze swoim polonezem.
Buty na koturnie, elegancka plisowana spódnica, przepaska na długich podkręcanych włosach. Wyprostowana sylwetka, cięty język i zmysł organizatorski. Pani Mirosława krąży wokół swojego zabytkowego poloneza między licznie przybyłymi uczestnikami sobotniego zlotu pod olsztyńskim zamkiem.
— A może chłopczyk chciałby wejść do samochodu i zrobić sobie w nim zdjęcie? Drugiej takiej okazji może nie być. Takich samochodów jak ten już prawie nie ma. Wiem, wiem, teraz to cię pewnie interesuje głównie nowoczesność i same wyścigówki, ale za kilka lat docenisz takie klasyki i miło spojrzysz na te zdjęcia, które zaraz zrobi ci mama — zwraca się do mojego pięcioletniego syna. — A może pani chciałaby posłuchać, jak wspaniale chodzi silnik? Nie może być tak, że w aucie coś nie działa. Niezależnie od tego, czy samochód jeździ codziennie czy raz na jakiś czas — podkreśla.
Pani Mirosława chętnie wdaje się w pogawędki na motoryzacyjne tematy, częstuje goframi. Aż ciężko ją złapać na dłuższą chwilę, cały czas musi być w ruchu. — Zawsze byłam aktywna i pełna werwy. Szkoda życia na siedzenie. A może to te gofry dają mi tyle energii? — puszcza oko. — Nie, ja to tak naprawdę dziś ich nie jem, ale nikogo głodnego stąd nie wypuszczę — dodaje ze śmiechem.
Kobieta nie chce zdradzić ile ma lat. — Może i jestem dość wiekowa, ale przecież nie o tym będziemy rozmawiać. Niemniej bardzo się cieszę, że młodzież przyjęła mnie do swojego grona — mówi chwilę po otrzymaniu statuetki, która przypieczętowała jej członkostwo w Olsztyńskim Klubie Motorowym. W końcu udaje mi się ją odciągnąć od tłumu, by chwilę spokojnie porozmawiać. Opowiada z pasją i błyskiem w oku. Z białym polonezem od 35 lat stanowią nieodłączny duet. Ale jej przygoda z motoryzacją zaczęła się dużo wcześniej. Najpierw był motor.
Pani Mirosława chętnie wdaje się w pogawędki na motoryzacyjne tematy, częstuje goframi. Aż ciężko ją złapać na dłuższą chwilę, cały czas musi być w ruchu. — Zawsze byłam aktywna i pełna werwy. Szkoda życia na siedzenie. A może to te gofry dają mi tyle energii? — puszcza oko. — Nie, ja to tak naprawdę dziś ich nie jem, ale nikogo głodnego stąd nie wypuszczę — dodaje ze śmiechem.
Kobieta nie chce zdradzić ile ma lat. — Może i jestem dość wiekowa, ale przecież nie o tym będziemy rozmawiać. Niemniej bardzo się cieszę, że młodzież przyjęła mnie do swojego grona — mówi chwilę po otrzymaniu statuetki, która przypieczętowała jej członkostwo w Olsztyńskim Klubie Motorowym. W końcu udaje mi się ją odciągnąć od tłumu, by chwilę spokojnie porozmawiać. Opowiada z pasją i błyskiem w oku. Z białym polonezem od 35 lat stanowią nieodłączny duet. Ale jej przygoda z motoryzacją zaczęła się dużo wcześniej. Najpierw był motor.
— Na początku lat 70. kobieta na motorze może i budziła zdziwienie, ale ja się niczym nie przejmowałam. Wsiadałam i jechałam. Koleżanki i sąsiedzi patrzą się, dziwią. I komentują. A co tam, niech komentują — wspomina z uśmiechem. A potem wymienia dalej.
— Potem była syrenka — to ona w 1976 roku skłoniła mnie do zrobienia prawa jazdy. A potem była skoda, taka piękna, wiśniowa..., ehhh tej skody do dziś żałuję, to również było wspaniałe auto — wzdycha z nostalgią.
Po skodzie przyszedł czas na białego poloneza — jednego z bohaterów sobotniego zlotu klasyków.
— W domu mam dokument, kiedy został kupiony. Ten papier dużo dla mnie znaczy. To był rok 1981 i byliśmy zapisani na nowego fiata, ale w międzyczasie zaczęli produkować polonezy — wspomina z detalami. Nowiutki biały polonez był na osiedlu najnowszym krzykiem mody.
— Potem była syrenka — to ona w 1976 roku skłoniła mnie do zrobienia prawa jazdy. A potem była skoda, taka piękna, wiśniowa..., ehhh tej skody do dziś żałuję, to również było wspaniałe auto — wzdycha z nostalgią.
Po skodzie przyszedł czas na białego poloneza — jednego z bohaterów sobotniego zlotu klasyków.
— W domu mam dokument, kiedy został kupiony. Ten papier dużo dla mnie znaczy. To był rok 1981 i byliśmy zapisani na nowego fiata, ale w międzyczasie zaczęli produkować polonezy — wspomina z detalami. Nowiutki biały polonez był na osiedlu najnowszym krzykiem mody.
— No tak robił wrażenie, zwłaszcza że takim jeździł również porucznik Borewicz. Takim łapał przestępców. Nasz dzisiaj też ma koguta na dachu, aby podkreślić jego związki z jego filmowym odpowiednikiem — wskazuje na białego klasyka Dariusz Kusto, chrześniak pani Mirosławy, członek zarządu Olsztyńskiego Związku Motorowego, który jej towarzyszy podczas pokazów pod zamkiem.
— Duch motoryzacji w rodzinie nie ginie, dlatego nawet nie myślę o sprzedaży auta. Wciąż jest i będzie w dobrych rękach — mówi pani Mirosława. Olsztynianka sama już swoim klasykiem nie jeździ, ale jako pasażerka wciąż chętnie z niego korzysta.
— Wchodzę do garażu, odpalam silnik. I nasłuchuję. Jak tylko coś nie chodzi, tak jak trzeba, to zaraz przeciwdziałam. Słyszę czy rura wydechowa chodzi tak jak trzeba, sprawdzam wycieraczki, kontroluje stan zamków. Zapuścić samochód to żadna sztuka — zauważa. Pani Mirosława bierze udział w prawie każdym zlocie zabytkowych aut, który ma miejsce w okolicach Olsztyna. — Co roku jestem na zakończeniu sezonu. Lubię ten klimat. Lubię kontakt z ludźmi. Ale aż takich tłumów i takiej pogody jak dziś to nie pamiętam. Motoryzacja jest wspaniałą pasją, ciesze się, że podobnych do mnie miłośników czterech kółek nie zabraknie — uśmiecha się na widok oblegających jej auto dzieci.
— Duch motoryzacji w rodzinie nie ginie, dlatego nawet nie myślę o sprzedaży auta. Wciąż jest i będzie w dobrych rękach — mówi pani Mirosława. Olsztynianka sama już swoim klasykiem nie jeździ, ale jako pasażerka wciąż chętnie z niego korzysta.
— Wchodzę do garażu, odpalam silnik. I nasłuchuję. Jak tylko coś nie chodzi, tak jak trzeba, to zaraz przeciwdziałam. Słyszę czy rura wydechowa chodzi tak jak trzeba, sprawdzam wycieraczki, kontroluje stan zamków. Zapuścić samochód to żadna sztuka — zauważa. Pani Mirosława bierze udział w prawie każdym zlocie zabytkowych aut, który ma miejsce w okolicach Olsztyna. — Co roku jestem na zakończeniu sezonu. Lubię ten klimat. Lubię kontakt z ludźmi. Ale aż takich tłumów i takiej pogody jak dziś to nie pamiętam. Motoryzacja jest wspaniałą pasją, ciesze się, że podobnych do mnie miłośników czterech kółek nie zabraknie — uśmiecha się na widok oblegających jej auto dzieci.
AP
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez