Ewa Rubczewska: Czasami klękam przed kałużą

2018-10-12 10:00:00(ost. akt: 2018-10-11 12:40:02)
Ewa Rubczewska

Ewa Rubczewska

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Świat widziany w kadrze wygląda inaczej. A przez wizjer aparatu można zobaczyć często to, czego nie można dojrzeć gołym okiem. Dlatego Ewę Rubczewską najczęściej można spotkać z aparatem. Dla niej spacer to okazja do robienia zdjęć.
Kiedyś nawet nie pomyślała, że robienie zdjęć jest aż tak przyjemne. Aż zakochała się na tyle, że dzisiaj z aparatem nie może się rozstać. I tak ma od 2013 roku, bo wtedy zapisała się do Warmińsko-Mazurskiego Stowarzyszenia Fotograficznego „Blur”. Ta miłość jednak cały czas się rozwija.

— Moją pasją są zdjęcia. Chodzę, patrzę i widzę — opowiada Ewa Rubczewska z Olsztyna. — Przyznam, że nie wiem, skąd u mnie to zamiłowanie. Mąż i syn trochę cykali zdjęcia. Mnie nie ciągnęło. Ale pewnego dnia wzięłam od nich aparat do ręki. Z ciekawości. Też trochę napstrykałam i to mi się spodobało. Zafascynował mnie sposób patrzenia przez wizjer. Zauważyłam też wtedy, że można znacznie więcej zobaczyć. Coś, co mija się codziennie kilka razy, nabiera raptem wyrazu.

Ta magia oczarowała panią Ewę na tyle, że dziś sama jest jak czarodziejka. Zamiast różdżki ma obiektyw.
— Lubię chodzić, bo wtedy zawsze coś zobaczę — cieszy się Ewa Rubczewska. — Olsztyn ma wiele możliwości, wiele pięknych widoków. Niezależnie od pory roku. Wychodzę z aparatem nawet, gdy pada. Nie biorę parasola, bo byłoby mi niewygodnie. Zakładam kaptur, a aparat też ubieram w przeciwdeszczowe ubranko. Nie robię portretów, raczej unikam ludzi. Interesuje mnie natomiast przyroda, która jest czarująca — podkreśla Ewa Rubczewska. — Lubię portrety, ale też, jak ja to nazywam, dziwne rzeczy. To na przykład kamień, drewno, odbicie w wodzie. Woda ma dużo obrazów w sobie. Bardzo ciekawe są też cienie. I właśnie, gdy fotografuję, można mnie zobaczyć w różnych pozycjach, na przykład na kolanach nad kałużą. Ludzie wtedy mi się przyglądają. Niektórzy pytają, co robię, a inni patrzą zdziwieni.

Pani Ewa zdjęć nie robi tylko dla siebie, do przysłowiowej szuflady.
— Rodzina nie zawsze chętnie chce oglądać moje zdjęcia. Słyszę: oj, matka znowu będzie pokazywała zdjęcia. Mąż jednak niewiele mówi, tylko ogląda. Jest cierpliwy — opowiada fotografka. — Miałam też kilka wystaw, były też indywidualną trzy lata temu. Miejski Ośrodek Kultury ogłosił konkurs fotograficzny, który udało mi się wygrać. Myślę, że o zwycięstwie zadecydowało moje oryginalne spojrzenie. Tak, pasja zdecydowanie daje mi dużo frajdy. Codzienność jest jaka jest. Można ją jednak pokazać w niekonwencjonalny sposób. I to jest też nasza codzienność. I potem ktoś, kto ogląda zdjęcie, nie może się nadziwić, że w taki sposób można coś pokazać. Ostatnio w weekend pojechałam z mężem do Grudziądza nad Wisłę. Bo lubię się szwendać z mężem po nieznanych okolicach. Weszłam tam na wieżę i zrobiłam zdjęcie wędkarzowi. Potem pokazałam je mężowi. Powiedział, że widział tego faceta łowiącego ryby. Ale nawet do głowy mu nie przyszło, że można tak ciekawie skomponować z nim zdjęcie. Gdy na niego spojrzałam, od razu wiedziałam, co z nim zrobię. Tak się bawię po prostu.

Zanim jednak pani Ewa złapała za aparat, była redaktorem technicznym w wydawnictwie.
— Z zawodu jestem inżynierem mechanikiem, a później zaczęłam pracować w wydawnictwie. Miałam dużo do czynienia ze zdjęciami. Najczęściej przygotowywałam książki i albumy do druku — mówi Ewa Rubczewska. — Wtedy jednak fotografia jako zajęcie dla mnie nie istniało. Nie myślałam nawet, że ja takie rzeczy też potrafię. Ale gdy skończyłam pracować, odkryłam w sobie pasję. Jednak nie z nudów. Ja się z sobą nigdy nie nudzę! Czytam książki, mam psa, z którym spaceruję, słucham muzyki. Zawsze coś sobie znajdę. Wszystkim się interesuje. Gdy trafię na coś ciekawego w internecie czy w gazecie, zgłębiam potem temat. Wiecznie mam zajęcie.

Pani Ewa interesuje się kolarstwem, muzyką Leszka Możdżera, ornitologią, kynologią i astronomią. Prowadzi również blog „Zapiski z Drogi Mlecznej”. Tu opisuje swoje wyprawy krajoznawcze, tu zamieszcza zdjęcia, tu też znalazły się słowa zachęty ze strony innych ludzi, że jej fotografie są dobre, ciekawe i że warto wypuścić je w świat… Jednam słowem, pani Ewa nie ma czasu na nudę.

ADA ROMANOWSKA
a.romanowska@gazetaolsztynska.pl