Miłość nie liczy godzin ani lat

2018-10-07 16:24:15(ost. akt: 2018-10-10 14:03:05)
Pani Łucja i pan Marek 20 lat temu powiedzieli sobie TAK

Pani Łucja i pan Marek 20 lat temu powiedzieli sobie TAK

Autor zdjęcia: Fot. Karol Kiłyk

Wieloletnia miłość pełna uniesień jest tylko w tanich romansach. Jak mówią psychologowie, po 2-3 latach namiętność wypala się i zostaje proza życia. Co może ocalić wieloletni związek? Humor i zrozumienie drugiej osoby — przekonują nasi bohaterowie.
Ewald Reddig z Łęgajn dwa lata chodził za panią Urszulą, zanim udało mu się ją namówić na ślub. Mają za sobą 61 lat pożycia małżeńskiego. — Najpierw była przyjaźń — wspomina pani Urszula. — Miałam brata w tym samym wieku. Potem chodziliśmy na wspólne zabawy. I tak jakoś wyszło.
Rok temu państwo Reddig zostali odznaczeni medalem przez prezydenta Olsztyna. Obchodzili wtedy diamentowe gody. Doczekali się 5 wnuków i 2 prawnuków. Spotkała ich tragedia: córka zmarła na raka. Został im jeszcze syn, z którym mieszkają. Dzięki temu mają opiekę.

Pan Ewald całe życie przepracował jako murarz. — Nie ma takiego domu u nas na wsi, w którym nie musiałbym coś robić. Dziś o północy każdy otworzy mi drzwi, takie mam poważanie — opowiada.
Ta pracowitość zawsze imponowała pani Urszuli. Ale bywało, że trochę też irytowała. — Całe życie była tylko praca, praca, praca... — opowiada. — Ale z drugiej strony, mój mąż jest bardzo sumiennym człowiekiem. Zawsze dbał o nas wszystkich. Chciałabym, żeby o siebie dbał tak, jak o nas.

Z kolei pan Ewald podkreśla w żonie to, że poświeciła się pielęgnowaniu ogniska domowego. Fakt, pracowała w kombinacie ogrodniczym, ale to rodzina była na pierwszym miejscu. — Mieliśmy dużo uroczystości rodzinnych — opowiada pani Urszula. — To dom, rodzina, byli najważniejsi. Na tym się koncentrowaliśmy.
Pani Urszula przekonuje, że w małżeństwie nie zawsze było różowo. — Były dni ciche, ale też wesołe. Były miłe chwile, ale też gorsze — opowiada.

Czy mogą doradzić młodym, jak przeżyć ze sobą tyle lat? — Nie ma na to rady — stwierdzają zgodnie. — Żeby związek się udał, musi być po prostu wzajemne zrozumienie.
Pan Ewald przyznaje, że zapomina czasami, że tyle lat mają już za sobą.
W Polsce rozpada się co trzecie małżeństwo. — Ludzie się rozwodzą, a my się zwodzimy — śmieje się pan Marek, od 20 lat mąż pani Łucji z Olsztyna.

[media]498097[/media[

Ona profesor z UWM, pierwszy dzień na emeryturze. On informatyk. Poznali się 50 lat temu w szkole średniej. Jak mówią, ich związek był pełen niespodzianek. Zdarzało im się rozstawać i wracać co siebie. Małżeństwem zostali prawie 20 lat temu. Recepta na udany związek? — Dobry humor. Ale taki dwustronny. Jedno musi zrozumieć drugie. I żadne nie może dominować — stwierdza pan Marek. A jego żona dodaje, że w związku musi być zaufanie. Zgodnie mówią, że znajomi podziwiają ich małżeński staż.
Jak to jest być cały czas ze sobą? — Nie wiem — śmieje się pan Marek. — Jako że żona przeszła dopiero na emeryturę, więc spędziliśmy ze sobą jeden dzień. Ale chyba już nie mam wyjścia...?

Pani Wanda od pięciu lat jest wdową. — Najbardziej brakuje mi codziennych rytuałów — opowiada. — Mąż zawsze wstawał wcześniej, robił nam śniadanie. Nigdzie nie spieszyliśmy się. Długo piliśmy kawę, przeglądaliśmy poranną prasę. Było nam dobrze.
Pierwsze lata małżeństwa pani Wanda wspomina.... — fatalnie — śmieje się. — Myślałam, że się pozabijamy. Nie mogliśmy porozumieć się w sprawie obowiązków domowych. Mąż pochodził z tradycyjnej rodziny, gdzie kobieta zajmowała się domem, a mężczyzna zarabiał. Ja takiego układu nie chciałam. Brałam przykład z mojej mamy, nauczycielki, zawsze zadbanej, eleganckiej i spełnionej.
Jak mówi pani Wanda, z czasem doszła z mężem do porozumienia. Choć niemal otarli się o rozwód. — Po jednym z takich kryzysów stwierdziliśmy jednak, że nie umiemy bez siebie żyć — uśmiecha się. — Mój Janek był prawym człowiekiem, honorowym. Zawsze dotrzymywał słowa. Gdzie bym drugiego takiego znalazła?

Dwa razy w tygodniu pani Wanda jeździ na cmentarz. Opowiada zmarłemu mężowi o tym, co się u niej dzieje. Na cmentarz przyjeżdża często z Krzysztofem, swoim nowym przyjacielem. — Kiedy zmarł Janek, obiecałam sobie, że z nikim już się nie zwiążę. Ale teraz uznaję, że to głupota i egoizm wobec osób, którzy chcą nam ofiarować coś od siebie. A Krzysztof taki jest. Chodzimy razem na spacery, do teatru, do kina. Nie możemy zamieszkać razem, więc śniadania jem samotnie. Ale obiady już nie.

at