Nie chodzi o zwiedzanie, ale o latanie

2018-10-05 12:00:00(ost. akt: 2018-10-10 13:46:26)
Zbigniew Michalak

Zbigniew Michalak

Prawdopodobnie drugiej takiej przeciwpożarowej rikszy nie ma na świecie. Ta powstała w garażu w niewielkiej warmińskiej wsi o nazwie Konity. Potem powstała jeszcze riksza piracka, a nawet rowerowy czołg. Pojazdy zbudował Zbigniew Michalak z Lidzbarka Warmińskiego. Wtedy strażak, dzisiaj aktywny emeryt.
Konstruktor rikszy mieszka w Lidzbarku Warmińskim i nie ma warsztatu przy domu, ale rodzina udostępniła mu garaż, do którego ma kilka kilometrów.

— Pierwszą rikszę skonstruowałem jeszcze w 2003 roku, kiedy moje dzieci były małe — wspomina. — Pomysł zrodził się po urodzinach mojej córki. Miałem już syna Kamila i woziłem go na rowerze w foteliku. Jak się urodziła Asia, trzeba było coś wymyślić, żeby wozić dwójkę dzieci i tak w garażu powstała riksza.

Rikszę pana Zbyszka poznało całe miasto i okolica, ale też dwójka polskich aktorów Magdalena Strużyńska i Robert Kudelski, którzy w 2003 roku przyjechali na Warmię kręcić program dla telewizji pt. „Dwoje w Polskę”.
Pan Zbyszek kocha majsterkowanie. W czasie wolnym od służby zrobił nie tylko rikszę, ale też drewniany plac zabaw dla dzieci, skonstruował meble ogrodowe i urządzenie do ćwiczeń odchudzających, które podejrzał kiedyś w reklamie telewizyjnej. Jednak to riksze do niedawna były jego największą pasją. Przez kilka lat brał udział w organizowanym cyklicznie w Bartoszycach konkursie pod hasłem „Drugie życie roweru”. Podbił serca i komisji, i publiczności.

Zbigniew Michalak

— O konkursie dowiedziałem się od znajomej. Powiedziała: „Zbyszek, to coś dla ciebie”. Miałem mało czasu, ale udało się skonstruować rikszę do gaszenia małych pożarów. W każdym razie kosz na śmieci da się nią ugasić — opowiada były strażak.
Na pomysł, żeby riksza na konkurs przypominała o tym, jaki zawód wówczas wykonywał pan Zbyszek, wpadła jego żona. I jak się okazało, trafiła w dziesiątkę. Riksza przeciwpożarowa była sensacją konkursu. Prezentowała się niezwykle na rynku miasta, kiedy pędziła z włączoną syreną, gotowa do akcji. Riksza miała zbiornik na wodę i tak zwaną potocznie „sikawkę”. Była też zaopatrzona w apteczkę pierwszej pomocy, bo strażacy nie tylko gaszą pożary, ale są wzywani do wypadków drogowych, katastrof budowlanych i usuwania gniazd szerszeni, os a nawet ściągania kotów z drzew.

Ekipa strażacka, czyli pan Zbyszek i kolega Sławomir Dąbrowski, zachwycona zwycięstwem, postanowiła po kilku dniach wziąć udział w kolejnym konkursie w Bartoszycach. Tym razem trzeba było zbudować jednostkę pływającą z wykorzystaniem wyselekcjonowanych odpadów. Mimo krótkiego czasu na przygotowanie, załoga zajęła trzecie miejsce. Tym razem jednak nie była to jednostka przeciwpożarowa, ale pływająca riksza... piracka.

Do załogi pirackiego statku konstruktor i jego kolega Sławomir zaprosili syna pana Zbigniewa 18-letniego wówczas Kamila. Przebrani za piratów, zwodowali swoją jednostkę na Łynie. Wszystko działo się podczas III Mistrzostw Polski Północno-Wschodniej Pływadeł pod hasłem „Co ma pływać, nie utonie”. Pływadło strażaków było niezwykle barwne i… patriotyczne, bo łopatki napędu pan Zbigniew pomalował na kolory czerwony i biały, żeby podkreślić, że to pojazd polski. Reszta dekoracji przypominała statek piracki. Oczywiście załoga także wyglądała zjawiskowo, bo panowie wypożyczyli kostiumy pirackie, łącznie z perukami.
— W życiu nie miałem takich długich włosów — śmieje się konstruktor pirackiej łajby.

Zbigniew Michalak i Ewa Lubińska

Panu Zbyszkowi i jego załodze spodobało się pływanie na byle czym, zwłaszcza, że zdobyli trzecie miejsce. Postanowili więc iść dalej i wzięli udział w Mistrzostwach Polski w Augustowie. Na ten konkurs mieszkaniec Lidzbarka przygotował pływadło przypominające wóz strażacki. Nie był to ostatni konkurs, na który Zbigniew Michalak skonstruował pojazd napędzany pedałami, ostatni był czołg. Powstał w ubiegłym roku na potrzeby konkursu "Drugie życie roweru".

— Zrobiłem "Rudego 102", bo w ubiegłym roku minęło równo 50 lat od powstania pierwszego odcinka serialu naszego dzieciństwa "Czterej pancerni i pies" — opowiada pan Zbyszek. — Tak jak wielu moich rówieśników mam sentyment do tego filmu.
Jednak emerytura przyniosła konstruktorowi nową pasję — jest nią latanie.
— Od czterech lat jestem na emeryturze — opowiada pan Zbigniew. — I od tego czasu latam. Pierwszy raz wsiadłem na motoparalotnię na dożynkach w Stoczku Klasztornym. Był to oczywiście sprzęt do wożenia pasażerów. Od razu się zakochałem. Szybko skończyłem kurs podstawowy w Kętrzynie, później drugiego stopnia w Słupsku, a następnie zdałem egzaminy we Wrocławiu i wtedy kupiłem sobie sprzęt.


Teraz pan Zbyszek regularnie lata nad Lidzbarkiem Warmińskim, Ornetą. Wędruje też czasami na inne nieba, np. na Pisz, czy Mikołajki.
— Nie lubię jeździć zbyt daleko, żeby się unieść w powietrzu — zwierza się. — Tutaj na miejscu jest bezpieczniej niż na obcych terenach, a mnie nie chodzi o to żeby zwiedzać, tylko żeby latać. Najlepiej tu, u siebie.