„Szklane serca" chwyciły za serce

2018-09-21 16:00:00(ost. akt: 2018-09-20 14:05:52)
Irena Telesz

Irena Telesz

Autor zdjęcia: Beata Szymańska

Irena Telesz, olsztyńska aktorka, opowiada o filmach swojego życia...
Na starość mieszają mi się filmy z książkami. Nie bardzo wiem, czemu, ale Robinsona Cruzoe pamiętam bardziej z książki, czy z filmu? Bo czytałam, tworzyłam w głowie swoje własne filmy. Kiedy już oglądałam film, orientowałam się, że coś mi się nie zgadzało w budowie domu Robinsona na bezludnej wyspie. U mnie połączyła się literatura z filmem. Ale pamiętam jedno: że pierwszym filmem, który obejrzałam świadomie, był „Świat się śmieje”. To rosyjska komedia, z dowcipem, ze śpiewem. Z cudowną Orłową w roli głównej. Krowy, które wchodziły do salonu, świnia, która zasnęła na stole. Panienka, która piła jajka. Takie sceny pamiętam. Obejrzałam go w Piszu w szkole. Wracałam sama, przez cmentarz. Było ciemno, ale byłam zafascynowała filmem i techniką tak, że wcale się nie bałam.

Przez całe życie towarzyszył mi „Flip i Flap”. Z niczego się tak nie śmiałam, jak z tego. A na niczym tak nie płakałam, jak na „Przeminęło z wiatrem”. A filmy Bergmana wprowadzały mnie w kompleksy, bo wydawało mi się, że ja nie wszystko rozumiem, że są dla mnie za mądre.

W „Przybyli ułani” Chęcińskiego mój mąż gra starego człowieka, który wspomina czas wojny z bolszewikami. Nie wypowiada w nim ani jednego słowa, ale uważam, że to jego najlepsza rola. Zrobił na mnie przeogromne wrażenie.

W „Pianiście” grał mój syn Paweł Burczyk. Film też zrobił na mnie wielkie wrażenie, ale nie z tego powodu. Po prostu wstrząsnął mną. Mój wnuk Adam nie chciał po obejrzeniu pojechać do Niemiec. Taki miał uraz.

Filmem życia nas wszystkich ze Wschodu są „Sami swoi”.

Moim najpiękniejszym (nie najlepszym!) filmem w życiu są „Szklane serca” Wernera Herzoga. To opowieść o hucie szkła. W barwniku jest jakaś tajemnica. Szkło nie wychodzi takie, jak było. Kwintesencja całego filmu: bez pewnej idei, bez pewnej miłości, bez tajemnicy między ludźmi, wszystko jest nieważne. Obejrzałam go w Warszawie. Nie byłam w stanie po nim rozmawiać. Tylko takie filmy, z ideą, mają szansę na przetrwanie. Radzę, żeby łączyć je z książkami, jeśli powstały na ich podstawie.

Notowała: at