Wychował doktora astrofizyki

2018-09-22 12:00:07(ost. akt: 2018-09-19 11:12:43)

Autor zdjęcia: pixabay

Henryk Tołoczko większość swojego życia spędził w Dywitach pod Olsztynem. Absolwent tamtejszej podstawówki, powrócił do niej po studiach i wojsku jako nauczyciel fizyki. Przez ponad 30 lat wychował wielu młodych ludzi — wśród nich jednego doktora astrofizyki w Cambridge Univeristy.
— Znamy się bardzo krótko, ale od razu zaproponowałeś mówienie sobie po imieniu. Tak jest na pewno łatwiej i sympatyczniej rozmawiać. Przypuszczam, że taka “przystępność” jest ważnym elementem procesu pedagogicznego. Oczywiście nie pozwalasz uczniom mówić sobie po imieniu, nie jesteś jednak groźnym panem od fizyki, który świdruje ich wzrokiem i bezlitośnie czyha na każdą ich wpadkę, prawda?


— Staram się nie być zbyt łagodny, wymagać trzeba od każdego, ale oczywiście na miarę jego możliwości. Jak kto sobie nie radzi, to w żadnym wypadku nie jest przeze mnie dołowany. Zawsze ma szansę na nadrobienie zaległości. Wciąż pamiętam czasy, kiedy sam chodziłem do szkoły i borykałem się z wymaganiami różnych nauczycieli, nie zawsze do końca zrozumiałymi. Swego czasu groziła mi nawet w szkole średniej poprawka z fizyki. Zawziąłem się, nauczyłem, podczas matury zdawałem fizykę jako przedmiot dodatkowy, a potem wybrałem kierunek “fizyka nauczycielska” na WSP w Olsztynie.

— Fizyka to przedmiot niezwykle pomocny dla zrozumienia natury świata.
— Pierwsza lekcja fizyki to pokazanie tej nauki jako zajmującej się wszystkim, co nas otacza. Biologia zajmuje się organizmami żywymi, chemia zgłębia strukturę świata, a fizyka bada funkcjonowanie jego mechanizmów.

— Tacy znakomici, wybitni uczniowie, jak twój wychowanek, obecny doktor astrofizyki w Cambridge, Maciej Hermanowicz, trafiają się raz na ileś tam lat. Poza tym jest mnóstwo młodych ludzi, którzy chodzą na tę fizykę, bo taki mają plan lekcji — bez wielkiego entuzjazmu i trzeba ich jakoś, chociaż trochę, do tego zachęcić. Jak to robisz, żeby oni chcieli chcieć?

— Z uczniami różnie bywa. Nad niektórymi trzeba mocno popracować, żeby cokolwiek z siebie dał, innym wystarczy zwykła, prosta zachęta.
— Jak często zdarza się w szkole taki wyróżniający się z tłumu uczeń, jak Maciej Hermanowicz?

— W każdym roczniku się trafiają i to po kilku. Nie chcę mówić tylko o fizyce, bo wyróżniają się z różnych przedmiotów.
— Wróćmy jeszcze do fizyki. Pamiętam swoje lata w podstawówce, kiedy dzięki fizyce odkrywałem — dziś wydawałoby się oczywiste — prawa rządzące otaczającym nas światem: dźwignia prosta, prąd elektryczny i temu podobne fenomeny. Ta wiedza pozwala jakoś uporządkować świat. Wiedząc o tym wszystkim, człowiek jakoś pewniej stąpa po Ziemi, prawda?

Dr Maciej Hermanowicz

— Mam nadzieję, że większość uczniów tak to właśnie odczuwa, jak powiedziałeś, jako możliwość uporządkowania wiedzy o świecie. W końcu i fizyka, i inne nauki przyrodnicze właśnie po to są. Mało czasu jest teraz w szkole na to, żeby uczeń mógł opanować nauki przyrodnicze tak, jak byśmy chcieli. No, ale musi być także w procesie edukacji miejsce dla nauk humanistycznych...
— ...i trzeba zachować równowagę między naukami ścisłymi i humanistycznymi.
— Oczywiście, że tak. Na moich lekcjach kładę duży nacisk także na przykład na poprawność językową. Opowiadam też moim uczniom fakty historyczne związane z fizyką.

— Wiedza o historii różnych odkryć jest także ważna. Kiedy wie się trochę o tym, jaką drogę pokonali ich twórcy, jakoś inaczej się wtedy tę wiedzę “smakuje”.
— Kiedy widzi się danego odkrywcę jako zwykłego człowieka, który miał zwyczajne, ludzkie problemy, jak każdy z nas, staje się nam wtedy bliższy. Przecież Albert Einstein miał problemy w szkole. Podobnie można powiedzieć o wielu fizykach i matematykach. Często nie byli rozumiani przez otoczenie. Traktowano ich wręcz jak dziwaków.

— Dzięki Einsteinowi fizyka klasyczna, której uczysz, okazała się być tylko szczególnym przypadkiem fizyki relatywistycznej, bo prawa nią rządzące są ważne tylko dla małych prędkości. Kiedy wzrasta prędkość danego obiektu, to nagle czas płynie inaczej, a materia zmienia swoje rozmiary. Mówi się o dylatacji czasu i dylatacji odległości.

— Tak, fizyka klasyczna to jest tylko przybliżenie rzeczywistości. Fizyka relatywistyczna pokazuje, jak to należy opisywać w sposób uniwersalny, żeby pasowało do każdych warunków. Świat zupełnie inaczej wygląda przy wielkich prędkościach. Rzeczywiście czas płynie inaczej. Weźmy choćby pod uwagę słynny “paradoks bliźniąt” — ten, który poleciał w kosmos, wraca znacznie młodszy od swojego brata, który pozostał na Ziemi.

— Fizyką relatywistyczną zajmują się osoby na poziomie twojego wychowanka, doktora Hermanowicza, mające za sobą porządne studia uniwersyteckie. Ale wszyscy oni musieli zaczynać kiedyś od podstaw, od fizyki klasycznej. I tutaj jest do odegrania wielka rola nauczycieli takich ja ty, którzy przybliżają uczniom podstawy tej fizyki klasycznej.

— Miewam takich niezwykłych uczniów. Dwa lata temu jeden z chłopaków na prawie każdej przerwie zagadywał mnie o sprawy fizyki relatywistycznej. Pod pachą nosił “Krótką historię czasu” Hawkinga i dyskutowaliśmy zawzięcie o tym, co jest możliwe, a co nie. I nie był to wcale tzw. piątkowy uczeń.
— Einstein też nie był piątkowy.

— No, właśnie. Brak osiągnięć szkolnych wcale nie przekreśla przyszłości człowieka.
— A z takiej wiejskiej szkoły, jak ta w Dywitach, w której rozmawiamy, też można pójść w świat.
— To jest rola nie tylko nauczycieli. Duże pole do popisu mają też rodzice. W przypadku Maćka Hermanowicza mama bardzo pracowała nad swoimi synami. Ona jest w dużym stopniu “sprawcą” ich sukcesów.
— Na zakończenie naszej rozmowy stanęliśmy po tablicą umieszczoną na ścianie szkolnego korytarza ku pamięci wybitnych absolwentów tej szkoły. Wielu z nich osiągnęło sukcesy w dziedzinach niezwiązanych z nauką. Chociaż wszyscy uczyli się oczywiście fizyki.

— Jedni wykazywali większe zainteresowanie, inni mniejsze...
— Ale kiedy ktoś z nich niekoniecznie zdradzał pasję do fizyki, to wtedy nie naciskałeś go za bardzo?
— Oczywiście, że nie. Nie chcę, żeby każdy był koniecznie fizykiem. Wszyscy mają różne talenty i takie “przyciskanie” do fizyki mogłoby nie wyjść komuś na zdrowie. To nie jest nauka, którą można wykuć na blachę. Dobre stopnie będzie miał ten, kto ją zrozumie, a nie ten, który będzie próbował nauczyć się czegokolwiek na pamięć.


Henryk Tołoczko

łcp