Ogród w zakolu rzeki
2018-09-16 08:00:00(ost. akt: 2018-09-16 19:11:32)
Ten ogród ukryty jest wśród warmińskich lasów. O jego charakterze decyduje fakt, że mieści się w zakolu rzeki. Latem podziw budzą hortensje, które zachwycają turystów przepływających pobliskim szlakiem kajakowym.
W tworzeniu ogrodu pomogli nam przyjaciele ogrodnicy — architekci krajobrazu — wspomina Jolanta Lasocińska, właścicielka ogrodu. — Przyjechały ciężarówki pełne dobrej ziemi, a potem dopiero można było planować właściwe nasadzenia. Dobrze, że mogłam liczyć na pomoc przyjaciół, bo do tej pory nie miałam kontaktu z ziemią — przyznaje. — Wcześniej uprawiałam ziemię tylko w doniczkach.
A miejsce, choć urokliwe, wymagało ogromnej pracy. Ogród pod Purdą razem z mężem tworzyli od lat 90. Rodzina pracowała w Łodzi, ale tutaj spędzała każdą wolną chwilę. Przybywały kolejne rośliny i malownicze zakątki.
— To miejsce natychmiast mnie zauroczyło. Wiedziałam, że chcę, by znów cieszył innych swoim wyglądem. To jednak wymagało konsekwencji, bo trzeba było co roku dosadzać kolejne rośliny, uzupełniać. Za każdym razem, kiedy tutaj się wybieraliśmy, zabieraliśmy ze sobą do bagażnika kolejne rośliny. Kiedyś powiedziałam moim ogrodnikom, że wszystkie rośliny sadzę pod klonem. W końcu zadali pytanie: te wszystkie rośliny pod jednym klonem? Nie, to koszmar. To my przyjedziemy to zobaczyć — opowiada.
Przyjechali, zobaczyli i zostawili cenne wskazówki. Wtedy tak naprawdę zaczął się kształtować ogród w zakolu rzeki. Niektórzy mówią, że to ogród botaniczny, bo tak wiele jest w nim gatunków roślin. Od małych bylin po wielkie drzewa. Są też klony, które mają ponad sto lat. Zachwycają róże, kwitnące rabaty pełne kwiatów i hortensje. Te ostatnie rozrosły się tak bujnie, że turyści specjalnie wybierają się kajakiem właśnie tym odcinkiem rzeki, by móc podziwiać je z bliska. Rodzina pani Jolanty uwielbiała spędzać tutaj każdą wolną chwilę. Niestety osiem lat temu rodzinę dotknęła tragedia. W wypadku samochodowym zginął mąż i córka pani Jolanty.
— Praca w ogrodzie jest rodzajem terapii. Muszę się zmęczyć, żeby nie myśleć. Czasem brakuje mi sił, ale radzę sobie. Dziś już też mam większą wiedzę o roślinach. Wiem, w jakich warunkach rosną określone gatunki — opowiada Jolanta Lasocińska. — Moi przyjaciele ogrodnicy powiedzieli też, że mi pomogą, żebym nie sprzedawała tego miejsca. I dotrzymują słowa. Mogę na nich liczyć.
Po wielu latach pielęgnacji ogród odwdzięcza się bujną roślinnością. Każda pora roku ma inną barwę. Wczesnym latem ma kolor nenufarów, zachwycają też naturalnie kwitnące kosaćce. Sama właścicielka podkreśla, że to jej arboretum, które wymaga ogromnego wysiłku, a jednak daje satysfakcję. Miejsce, które cieszy i ciało, i duszę.
— Moja córka, Izunia, bardzo dobrze czuła się w tym miejscu. Robię wszystko, żeby nie zginął ten dom i ogród, który tak kochała. To było nasze miejsce rodzinne. Trzeba tutaj przyjechać i poczuć tę atmosferę, która tutaj panuje. Ten ogród koi i jednocześnie daje poczucie bezpieczeństwa. Może to zasługa córki? Też była artystyczną duszą — kończy pani Jolanta.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez