Marian Jurak: lubię składać się na zakrętach
2018-08-11 10:00:00(ost. akt: 2018-08-23 11:02:02)
Marian Jurak jest jak błyskawica. Kto go zna, ten na pewno nie zaprzeczy. Jest też oblatany, zwłaszcza w Olsztynie i okolicach. Jako prezes olsztyńskiego PTTK, ale przede wszystkim przewodnik. Ale sam też dużo zwiedza. Na motocyklu.
Marian Jurak nie usiedzi w jednym miejscu. Życie jest ciekawsze, gdy więcej można zobaczyć. Gdy więcej można w nim zrobić.
— Gdy mam chwilę, robię sobie rundkę po Olsztynie na rowerze. Potrafię zrobić około trzydziestu kilometrów po mieście. Jeżdżę drogami dla rowerów. Jest naprawdę ciekawie! — opowiada Marian Jurak, prezes olsztyńskiego PTTK i przewodnik. — Ale jak mam więcej czasu, wsiadam na motocykl i jadę gdzieś dalej. Mam turystyczną hondę, ścigacz nie jest w moim stylu. To właściwie maxiskuter, honda SW T400, ale mam wielką przyjemność z jazdy. Jadę wtedy w bliższe lub w dalsze okolice naszego kraju. Zjeździłem nim już cała Polskę. Korzystam ze wszystkich możliwości. Muszę mieć tylko czas.
Ale czas zawsze się znajdzie. Z miłości nie można zrezygnować. W motocyklu zakochał się, gdy był małym chłopcem.
— Wtedy pracownik mojego ojca miał motocykl. Czasami mnie nim woził w tę i z powrotem po mieście — wspomina Marian Jurak. — To była niemiecka "emzetka". Dzisiaj mówi się na nią "emzetka jaskółka". Bardzo mi się wtedy spodobał dwukołowy pojazd. I dlatego mam swój od czterdziestu jeden lat! Dzisiaj mam taki, którym mogę przewozić bagaże. Co prawda może się rozpędzić nawet do 160 kilometrów na godzinę, ale tak szybko nie jeżdżę. Nie jestem szaleńcem, jeżdżę spokojnie. Lubię czerpać przyjemność z jazdy. Nawet jak pada deszcz, specjalnie na nim nie moknę z racji osłon. Jak utrzymuję odpowiednia szybkość, mokre są tylko trochę plecy. To bardzo dobry model. Wcześniej miałem "emzetkę", suzuki, jawę. Teraz jest honda. Wcześniejsze motocykle sprzedawałem, bo nie mam miejsca, żeby je trzymać. Musiałbym mieć ogromny garaż. Na szczęście wystarczy mi jeden motocykl. Frajdy jest co nie miara. Lubię ten bezpośredni kontakt z otoczeniem. Lubię to, że trzeba poskładać się na zakrętach. Nie lubię jeździć samochodem, a muszę. Motocyklem natomiast uwielbiam.
— Wtedy pracownik mojego ojca miał motocykl. Czasami mnie nim woził w tę i z powrotem po mieście — wspomina Marian Jurak. — To była niemiecka "emzetka". Dzisiaj mówi się na nią "emzetka jaskółka". Bardzo mi się wtedy spodobał dwukołowy pojazd. I dlatego mam swój od czterdziestu jeden lat! Dzisiaj mam taki, którym mogę przewozić bagaże. Co prawda może się rozpędzić nawet do 160 kilometrów na godzinę, ale tak szybko nie jeżdżę. Nie jestem szaleńcem, jeżdżę spokojnie. Lubię czerpać przyjemność z jazdy. Nawet jak pada deszcz, specjalnie na nim nie moknę z racji osłon. Jak utrzymuję odpowiednia szybkość, mokre są tylko trochę plecy. To bardzo dobry model. Wcześniej miałem "emzetkę", suzuki, jawę. Teraz jest honda. Wcześniejsze motocykle sprzedawałem, bo nie mam miejsca, żeby je trzymać. Musiałbym mieć ogromny garaż. Na szczęście wystarczy mi jeden motocykl. Frajdy jest co nie miara. Lubię ten bezpośredni kontakt z otoczeniem. Lubię to, że trzeba poskładać się na zakrętach. Nie lubię jeździć samochodem, a muszę. Motocyklem natomiast uwielbiam.
Bo na dwóch kółkach można być bliżej natury. A Marian Jurak wie, co w trawie piszczy. Dosłownie. Bo jest przewodnikiem, który nie staje przed wycieczką i nie prawi kazań. Wsiada z nimi na rower, w kajak i o opowiada o okolicach. Nawet na środku jeziora jest o czym opowiadać. Chociaż nie ma zabytków.
— Tradycyjna rola przewodnika zmieniła się przez lata. To już nie tylko samo chodzenie po mieście, chociaż cały czas to ma wzięcie. Ludzie na przykład uczestniczą w wycieczkach rowerowych. Jadą rowerem, z miejsca na miejsce i chcą dowiedzieć się czegoś ciekawego o okolicy. Jazda nie jest jedyną frajdą — podkreśla Marian Jurak. — A ile ciekawych rzeczy można pokazać ludziom na jeziorze albo na rzece! Oczywiście, cała przyjemność to płynięcie, machanie wiosłami. Dlatego przewodnik nie zagaduje, ale raz na pewien czas zatrzymuje kajakarzy i opowiada o przyrodzie. O rzece na przykład, o tym, jak ona żyje, co zostało na niej zrobione, jakie ptaki zamieszkują w okolicy. Ciekawostek jest naprawdę mnóstwo. To bardzo fajne zadanie. To fantastyczna robota!
— Tradycyjna rola przewodnika zmieniła się przez lata. To już nie tylko samo chodzenie po mieście, chociaż cały czas to ma wzięcie. Ludzie na przykład uczestniczą w wycieczkach rowerowych. Jadą rowerem, z miejsca na miejsce i chcą dowiedzieć się czegoś ciekawego o okolicy. Jazda nie jest jedyną frajdą — podkreśla Marian Jurak. — A ile ciekawych rzeczy można pokazać ludziom na jeziorze albo na rzece! Oczywiście, cała przyjemność to płynięcie, machanie wiosłami. Dlatego przewodnik nie zagaduje, ale raz na pewien czas zatrzymuje kajakarzy i opowiada o przyrodzie. O rzece na przykład, o tym, jak ona żyje, co zostało na niej zrobione, jakie ptaki zamieszkują w okolicy. Ciekawostek jest naprawdę mnóstwo. To bardzo fajne zadanie. To fantastyczna robota!
Marian Jurak jest przewodnikiem od 45 sezonów… Zna więc Warmię i Mazury jak własną kieszeń.
— Przewodnik nie jest od tego, żeby stawał i mówił, co wie. Ale żeby wiedział, co mówi. I do kogo. To straszne, gdybym wszystkim opowiadał to samo — podkreśla Marian Jurak. — Na wycieczce pojawiają się różni ludzie, z różnymi zainteresowaniami. Dlatego nie ma narracji, jest rozmowa. Muszę wyczuć ludzi. To mit, że interesuje ich tylko historia miasta. Owszem, niektórzy to lubią. Ale są też tacy, których inspiruje współczesność. I co ciekawe, turyści widzą zupełnie inaczej Olsztyn niż olsztyniacy. Nas denerwują remonty, a przyjezdni widzą to inaczej: u was coś się dzieje, bo u nas nic… My też jesteśmy rozpuszczeni i przyzwyczajeni do tego, co nam daje region. Jeziora i przyroda są takie oczywiste. A dla innych to cud natury.
— Przewodnik nie jest od tego, żeby stawał i mówił, co wie. Ale żeby wiedział, co mówi. I do kogo. To straszne, gdybym wszystkim opowiadał to samo — podkreśla Marian Jurak. — Na wycieczce pojawiają się różni ludzie, z różnymi zainteresowaniami. Dlatego nie ma narracji, jest rozmowa. Muszę wyczuć ludzi. To mit, że interesuje ich tylko historia miasta. Owszem, niektórzy to lubią. Ale są też tacy, których inspiruje współczesność. I co ciekawe, turyści widzą zupełnie inaczej Olsztyn niż olsztyniacy. Nas denerwują remonty, a przyjezdni widzą to inaczej: u was coś się dzieje, bo u nas nic… My też jesteśmy rozpuszczeni i przyzwyczajeni do tego, co nam daje region. Jeziora i przyroda są takie oczywiste. A dla innych to cud natury.
Cudze chwalicie, swego nie znacie. To powiedzenie dobrze nas opisuje. Jednak inne rejony też warto poznawać. Marian Jurak ma to we krwi. Gdy nie pracuje na miejscu, wyrusza w świat, a na pewno w Polskę.
— Niestety wkrada się wtedy we mnie profesjonalizm — podkreśla przewodnik. — Jestem gdzieś i patrzę na to pod kątem atrakcyjności turystycznej. Można to też nazwać zboczeniem zawodowym. Ale jak zwiedzam, to niekoniecznie jestem zwolennikiem wejścia do kolejnego gotyckiego czy barokowego kościoła. Szukam też współczesności. W Olsztynie natomiast w wolnym czasie inspiruje mnie ogródek przed domem i działka za miastem. Zmęczyłbym się wypoczynkiem, gdybym siedział i nic nie robił. Nie rozumiem leżenia na kanapie z pilotem w ręku. Mieszkam na Zatorzu, w najpiękniejszej według mnie dzielnicy Olsztyna. Na Jarotach mieszkałem dwa lata, ale nie potrafiłem dłużej. Jestem olsztyniakiem z urodzenia i miasto jest dla mnie na Zatorzu. Jaroty to same bloki i samochody. A na Zatorzu wszędzie jest blisko, zabudowa nie jest specjalnie wysoka, domy mają ogródki i przedogródki. Fajnie się tu mieszka. A przede wszystkim to dzielnica magiczna. Wielu wspaniałych ludzi stąd pochodzi. Tu jest klimat.
— Niestety wkrada się wtedy we mnie profesjonalizm — podkreśla przewodnik. — Jestem gdzieś i patrzę na to pod kątem atrakcyjności turystycznej. Można to też nazwać zboczeniem zawodowym. Ale jak zwiedzam, to niekoniecznie jestem zwolennikiem wejścia do kolejnego gotyckiego czy barokowego kościoła. Szukam też współczesności. W Olsztynie natomiast w wolnym czasie inspiruje mnie ogródek przed domem i działka za miastem. Zmęczyłbym się wypoczynkiem, gdybym siedział i nic nie robił. Nie rozumiem leżenia na kanapie z pilotem w ręku. Mieszkam na Zatorzu, w najpiękniejszej według mnie dzielnicy Olsztyna. Na Jarotach mieszkałem dwa lata, ale nie potrafiłem dłużej. Jestem olsztyniakiem z urodzenia i miasto jest dla mnie na Zatorzu. Jaroty to same bloki i samochody. A na Zatorzu wszędzie jest blisko, zabudowa nie jest specjalnie wysoka, domy mają ogródki i przedogródki. Fajnie się tu mieszka. A przede wszystkim to dzielnica magiczna. Wielu wspaniałych ludzi stąd pochodzi. Tu jest klimat.
Ada Romanowska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez