Wszystko zależy od tego, jak pokierujesz swoją historią

2018-06-30 12:00:00(ost. akt: 2018-07-02 22:45:57)

Autor zdjęcia: Detroit: Become Human/ materiały prasowe/screen

"Detroit: Become Human" to mocny kandydat do gry roku na konsole PlayStation 4. Mamy tu emocjonującą historię, świetną grafikę i regrywalność tytułu. To jedna z tych gier, od których ciężko się oderwać!
Ta gra robi wrażenie. Wizualne, fabularne, zaskakuje ilością wyborów. I o ile wcześniej grałam już w podobne tytuły („Heavy Rain” i „Beyond: Two Souls” oraz „Until Down” - do tej pory mój ulubiony), to żaden z nich nie wpłynął na mnie tak mocno. Gra, która wciąga nas na długi czas i nie pozwala się oderwać to jedno, ale jeśli tytuł sprawia, że myślisz cały czas o podjętych wyborach i zastanawiasz się nad człowieczeństwem, to już jest sztos.


Mowa oczywiście o "Detroit: Become Human". To interaktywny dramat na PS 4 od studia Quantic Dream. Gra przenosi nas do USA z 2038 roku. W tej wizji przyszłości jej ważnym elementem są androidy, które wyglądają i zachowują się jak prawdziwi ludzie, ale nie mają prawa do ludzkich uczuć. Pełnią rolę już nawet nie tyle co służących, bo służący ma jeszcze jakieś prawa. Androidy są sprzętem, który można wyrzucić jak się zepsuje, można nim rzucać, pogardzać... W końcu sprzęt nie ma uczuć, więc się tym nie przejmie, nieprawdaż? Pojawiają się jednak tzw. defekci, którzy zaczynają czuć. A to ma konsekwencje. Jakie? To zależy od tego, jak pokierujemy rozgrywką.
Protagonistami są Kara i Markus, roboty wykorzystywane do pomocy w domu i zajmowania się jego mieszkańcami i Connor. To prototypowy android, używany przez policję w trakcie dochodzeń, przesłuchań oraz negocjacji. Słowem - jeszcze bardziej ulepszona wersja sprzętu.


Gracz kieruje ich losem i podejmuje decyzje, które wpływają na drobne elementy rozgrywki, jak i na całe zakończenie. Znaczenie mają takie szczegóły, jak chociażby to, czy w danej scenie dokładnie przeszukamy pokój. Można więc stwierdzić, że zamysł twórców został całkowicie spełniony, bo dosłownie czuć, że wszystko jest w naszych rękach. Jak stwierdził w wywiadzie z "Gazetą Olsztyńską" Adam Williams, główny scenarzysta "Detroit":
„To, co dla nas było ważne to to, żeby sprawić, aby gracze mogli sterować historią w każdym możliwym kierunku. Muszą czuć, że ich wybory mają znaczenie, co oznacza ogromną ilość wersji danej historii. Bardzo łatwo jest stworzyć grę z możliwością dokonywania wyborów, bez ponoszenia ich konsekwencji. Jednym słowem, podejmujesz wiele decyzji, jednak kończysz grę na jeden z 2-3 możliwych sposobów. „Detroit” jest inne. Jest grą, która słucha, gdzie pozornie nieważne wybory w kodzie mają znaczenie.”


A tych wyborów jest mnóstwo i trafiamy na takie decyzje, które są w stanie wiele powiedzieć o nas samych. Ja wielokrotnie miałam problem, jaką decyzję podjąć. Uratować dziecko, kłamiąc? Poświęcić siebie, nie kłamać i uratować dziecko? Nie kłamać i nie uratować dziecka? To naprawdę nie jest łatwe, ponieważ nie ma w tej grze wyborów idealnych, które prowadziłyby nas tylko i wyłącznie do dobrych i wspaniałych konsekwencji. Uważam, że jest to ogromna siła "Detroit", ponieważ czy to też grę regrywalną. Za każdym razem możemy stworzyć inną historię, inną grę!


Poza tym zachwyca mnie grafika "Detroit". Grałam już w sporo tytułów, które mogły pochwalić się świetną grafiką, ale tu dosłownie można się... zagapić. Gra była kręcona metodą motion capture (przechwytywania ruchu - technika stosowana w filmach i grach komputerowych, polegająca na „przechwytywaniu” trójwymiarowych ruchów aktorów i zapisywaniu przez komputer - red.) i widać tego efekty. Klimat jest niesamowity.

Praktycznie nigdy nie daję dziesiątki podczas oceny gier. Tym razem jest inaczej. "Detroit: Become Human" po prostu zasługuje na pełną dziesiątkę.


Nasza ocena 10/10

Ewelina Zdancewicz-Pękala
e.zdancewicz@gazetaolsztynska.pl