Świat zaprasza i czeka na nas

2018-04-30 13:00:00(ost. akt: 2018-05-26 13:30:13)
Anna Apanasewicz, emerytowana policjantka z Olsztyna.

Anna Apanasewicz, emerytowana policjantka z Olsztyna.

Autor zdjęcia: Małgorzata Kundzicz

Banki są po to, żeby brać pożyczki. Z takiego założenia wychodzi Anna Apanasewicz, emerytowana policjantka. Więc bierze kredyt, jedzie na drugi koniec świata, wraca, spłaca i znowu gdzieś leci.
Chcę łapać dzień dopóki jestem zdrowa. Człowiek sam urządza sobie życie — mówi Anna Apanasewicz.

Odchodziła z policji w stopniu inspektora. Pełniła funkcję naczelnika wydziału prewencji w komendzie wojewódzkiej. W cywilu stanęła przed lustrem i zapytała siebie: „I co ty, Anka, chcesz teraz robić?”

— No, nie zamknę się przecież w domu i nie siądę przed telewizorem. To nie w moim stylu — podkreśla.
W jej stylu jest aktywność, energia, reagowanie na zło. Chłopakowi z butami na fotelu w autobusie zwróci uwagę i stanie na głowie, żeby pomóc potrzebującej kobiecie. I lata po świecie.
— Biorę pożyczkę, spłacam ją do grudnia. Po paru dniach biorę następną, kupuję wycieczkę i znowu lecę. Właśnie wróciłam z Brazylii i Urugwaju. W ubiegłym roku byłam na Madagaskarze. Teraz wybieram się do Ekwadoru i na Wyspy Galapagos — wylicza Anna Apanasewicz.

Często słyszy od ludzi: „A, bo ty to masz pieniądze”. — Otóż nie mam ich więcej niż inni. Bez pożyczek z banku nie byłoby mnie stać na zwiedzanie. Ale nie wyobrażam sobie innego życia — mówi.

Po śmierci pięćdziesięciokilkuletniego zaledwie męża zmieniła swoje spojrzenie na życie. Myślała, że na emeryturze oboje będą żyć dla siebie, kiedy nie trzeba już będzie pracować, wychowywać dziecka, awansować, zmieniać mieszkania. To po jego śmierci zobaczyła, jak w chwilę można stracić życie. Od tamtej pory cieszy się każdą minutą, bo ma świadomość, że za chwilę może tego nie mieć.

Ma mnóstwo znajomych, koleżanek i kolegów poznanych przed laty i tych, których poznała już na emeryturze. Kiedy nie zwiedza świata, czas spędza z nimi w Olsztynie. Podkreśla przy tym, że w Olsztynie jest mnóstwo atrakcji dla ludzi w jej wieku, ciut młodszych i ciut starszych.

— Każdy, kto chce, znajdzie dla siebie miejsce. My chodzimy po mieście i wokół miasta, po tych pagórkach, lasach i parkach. Siadamy w kawiarniach czy restauracjach, jeden przy wodzie, drugi przy piwie, trzeci przy kawie. Dwa razy w tygodniu mam zajęcia na Uniwersytecie III Wieku, chodzę także do Akademii III Wieku. Odwiedzam Awangardę II, gdzie oglądam filmy, na które wcześniej nie miałam czasu. Uczę się hiszpańskiego. Dużo atrakcji jest za darmo, wcale nie trzeba być bogaczem, żeby z nich korzystać. Odwiedzam wystawy prac moich koleżanek i kolegów, także poza Olsztynem. Jeżdżę do córki często, ale nie na długo. Jadę na półtora dnia i jestem u niej gościem, nic nie robię — śmieje się Anna Apanasewicz. Długie godziny spędza na rozmowach z wnukiem. Odwiedza rodzeństwo, które rozjechało się po Polsce.

— Mam prawie 69 lat. Nigdy nie ukrywałam swojego wieku. Znam 35-latków malkontentów, którzy zachowują się jak schorowani siedemdziesięciokilkulatkowie. A znam także wielu pogodnych ludzi po siedemdziesiątce. Spotykam się z nimi na uniwersytecie. Przychodzą uśmiechnięci, zadbani, zadowoleni z życia — opowiada o znajomych. I dodaje: — Moja córka mówi: „Mamo, chciałabym w twoim wieku być taka jak ty”. A ja najszczęśliwsza jestem, słysząc to i wiedząc, że nasze cudowne relacje obserwuje wnuk, który w dodatku mówi: „Fajna jesteś, babciu”.

Małgorzata Kundzicz