Springer się zachwyca
2018-03-03 21:00:00(ost. akt: 2018-03-03 21:07:14)
Akcja\\\ Lubię, gdy pisze Filip Springer. Twórca pojęcia „pasteloza”, gdy mówi o architekturze, dotyka naszych kompleksów. Można się ocknąć, spróbować powstrzymać malowanie bloków w chmurki albo można uznać: wolnoć Tomku w swoim domku!
Pewnie z tego drugiego przekonania powstają pałacyki z antycznymi kolumnami, domy stylizowane na staropolskie dworki i rozliczne budowle-gargamelki. Ale autor tym razem pisze głównie o dobrych rzeczach.
„Księgę zachwytów” omawialiśmy podczas lutowego młodzieżowego Dyskusyjnego Klubu Książki. W sumie... nie ma tam czego skrytykować. Książka jest ładna, a opisy pełne humoru, bogate. Jedne historie prowadzą do innych. Jest tam mnóstwo informacji, które można sprawdzić od razu.
„Księgę zachwytów” omawialiśmy podczas lutowego młodzieżowego Dyskusyjnego Klubu Książki. W sumie... nie ma tam czego skrytykować. Książka jest ładna, a opisy pełne humoru, bogate. Jedne historie prowadzą do innych. Jest tam mnóstwo informacji, które można sprawdzić od razu.
Wystarczy wyruszyć na wycieczkę i obejrzeć budynki, o których mowa. Zakładam, że będzie nam trochę trudno teleportować się do Szczecina, ale już skonfrontowanie olsztyńskich zachwytów Springera z rzeczywistością może być całkiem realne. Zastrzeżenia mogą budzić tylko dwie rzeczy. Pierwsza to dobór tytułowych zachwycających budynków. To wybór bardzo subiektywny, a pewnie każdy ma budowle czy osiedla, które przyprawiają go (lub ją) o szybsze bicie serca. Niekoniecznie będą to te, które zachwyciły autora.
Drugim minusem są zdjęcia. Jest ich po prostu za mało, więc książkę dobrze jest poznawać, mając stały dostęp do internetu, aby budynki obejrzeć z każdej strony i o różnych porach. Jednym z pierwszych takich budynków w książce jest Filharmonia im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie. Jest ascetyczna, trochę dziwna i wygląda jak wykuta z lodu. Gdyby nie lektura „Księgi Zachwytów”, nie wpadłabym na to, że postrzępiony dach filharmonii to nawiązanie do zabytkowych budynków Szczecina. Ani na to, że budynek trzeba obejść, żeby docenić jego urodę.
Właśnie po to warto zapoznać się z tą książką. Żeby nabrać pokory i przekonania, że jest wiele rzeczy, których się nie wie. W Olsztynie autor wyróżnił całoroczne centrum rekreacyjno-sportowe nad jeziorem Ukiel, kortowską Starą Kotłownię i dom handlowy Dukat. To ostatnie może być zaskakujące. Przywykliśmy bowiem dyskutować o Uranii czy o budynku dworca. Springer śledzi losy budynków zaraz po zbudowaniu i w latach dziewięćdziesiątych. Wtedy w Polsce zaczął hulać nieskrępowany kapitalizm, co niestety przełożyło się na estetykę otoczenia.
Planowanie było dobre w socjalizmie. I się zaczęło. Budynki miały odtąd podwieszane sufity, reklamy i szyldy niczym „atak kolorowej szarańczy”. Bez wątpienia autor ma rodzaj sentymentu do socrealistycznych budowli, przy jednoczesnej niechęci do „radosnej twórczości” deweloperów, którym chodzi tylko o zysk, a którzy mają w nosie skwery czy place zabaw między blokami.
Springer uważa, że w Polsce nigdy nie będzie ładnie. Mało tego, autor zapowiada, że jeśli będzie chciał mieszkać w ładnym kraju, przeprowadzi się do Norwegii. Dość smutna wizja. Jak dla mnie, mógłby jeszcze kilka książek o naszym kraju napisać.
Springer uważa, że w Polsce nigdy nie będzie ładnie. Mało tego, autor zapowiada, że jeśli będzie chciał mieszkać w ładnym kraju, przeprowadzi się do Norwegii. Dość smutna wizja. Jak dla mnie, mógłby jeszcze kilka książek o naszym kraju napisać.
Katarzyna Guzewicz
Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Olsztynie
Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Olsztynie
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez