Jak to jest być morsem? Miłośnicy lodowatych kąpieli zachwalają i namawiają...
2018-02-21 14:23:13(ost. akt: 2018-02-21 11:08:02)
Morsowanie jest dobre na wiele ludzkich dolegliwości, a na pewno na dobry humor! Kąpiele w lodowatej wodzie dla niektórych abstrakcja, coś niemożliwego do zrealizowania, dla innych prawdziwa przyjemność. Jak to mówią, dopóki nie spróbujesz, nie wiesz jak to jest... A jest ponoć fantastycznie. O swoich przeżyciach opowiedzieli nam członkowie Iławskiego Klubu Morsów Lodowaci.
Postanowiliśmy zapytać u źródła. Przepytaliśmy debiutanta w morsowaniu Mariusza Tyburskiego, który mówi, że pierwsze wejście do lodowatej wody nie jest tak strasznie, jak może się wydawać... To pocieszające.
Mariusz Tyburski, mors debiutant
Mariusz Tyburski jest lekarzem internistą i pracuje w iławskim szpitalu. Urodzony w Ostródzie, studiował w Poznaniu i Bydgoszczy aż w końcu trafił do Iławy i życie tu bardzo sobie chwali. Po raz pierwszy zdecydował się na zimną kąpiel w listopadzie ubiegłego roku, to zaledwie dwa miesiące temu. Jest zatem debiutantem. Skąd pomysł na morsowanie?
— Od kilku lat należę do grupy Iława Biega, w której jest kilku morsów i powiem szczerze, że to oni przekonali mnie do spróbowania mroźnej kąpieli – mówi pan Mariusz. — Mogę powiedzieć, że nie jest tak strasznie, jak to sobie wyobrażamy, jest dużo lepiej. Morsowanie jest kolejnym celem, który sobie postawiłem. Najwięcej uwagi poświęcam jednak bieganiu, bo to lubię najbardziej, a morsowanie jest miłym, nowym dodatkiem. Korzyści dla organizmu? Na pewno zdrowotne, jak najbardziej. Zauważyłem też, że od momentu, kiedy zażywam tych kąpieli nie jestem takim zmarźlakiem, jakim byłem wcześniej. Wzrosła moja tolerancja na niskie temperatury. Noszę cienką kurtkę z polarem od jesieni i nie odczuwam takiego zimna jak przedtem. Zatem morsowanie to dobra terapia dla zmarźlaków. Od kilku lat prowadzę bardzo aktywny tryb życia, jeden lub dwa razy w tygodniu biegam, korzystam z pływali, jak tylko mogę to zażywam zimnych kąpieli. Muszę przyznać, że w dzieciństwie nie miałem dużo ze sportem wspólnego, zaniedbałem tę dziedzinę, a teraz nadrabiam stracony czas. Dla zainteresowanych, spotykamy się w czwartki i w niedziele na dzikiej plaży. Wszystkich chętnych, tych chcących ale trochę niezdecydowanych, szczerze namawiam, bo warto - podsumowuje.
Mariusz Tyburski, mors debiutant
Mariusz Tyburski jest lekarzem internistą i pracuje w iławskim szpitalu. Urodzony w Ostródzie, studiował w Poznaniu i Bydgoszczy aż w końcu trafił do Iławy i życie tu bardzo sobie chwali. Po raz pierwszy zdecydował się na zimną kąpiel w listopadzie ubiegłego roku, to zaledwie dwa miesiące temu. Jest zatem debiutantem. Skąd pomysł na morsowanie?
— Od kilku lat należę do grupy Iława Biega, w której jest kilku morsów i powiem szczerze, że to oni przekonali mnie do spróbowania mroźnej kąpieli – mówi pan Mariusz. — Mogę powiedzieć, że nie jest tak strasznie, jak to sobie wyobrażamy, jest dużo lepiej. Morsowanie jest kolejnym celem, który sobie postawiłem. Najwięcej uwagi poświęcam jednak bieganiu, bo to lubię najbardziej, a morsowanie jest miłym, nowym dodatkiem. Korzyści dla organizmu? Na pewno zdrowotne, jak najbardziej. Zauważyłem też, że od momentu, kiedy zażywam tych kąpieli nie jestem takim zmarźlakiem, jakim byłem wcześniej. Wzrosła moja tolerancja na niskie temperatury. Noszę cienką kurtkę z polarem od jesieni i nie odczuwam takiego zimna jak przedtem. Zatem morsowanie to dobra terapia dla zmarźlaków. Od kilku lat prowadzę bardzo aktywny tryb życia, jeden lub dwa razy w tygodniu biegam, korzystam z pływali, jak tylko mogę to zażywam zimnych kąpieli. Muszę przyznać, że w dzieciństwie nie miałem dużo ze sportem wspólnego, zaniedbałem tę dziedzinę, a teraz nadrabiam stracony czas. Dla zainteresowanych, spotykamy się w czwartki i w niedziele na dzikiej plaży. Wszystkich chętnych, tych chcących ale trochę niezdecydowanych, szczerze namawiam, bo warto - podsumowuje.
Maja Nojman, to prawdziwy gigant w Iławskim Klubie Morsów Lodowaci. Zaczynała kąpiele jako najmłodszy mors w historii Iławy mając 6 lat! Morsuje bez przerwy jeszcze raz tyle.
Maja Nojman to 12 latka z Iławy, która rozpoczęła swoją przygodę z morsowaniem jako UWAGA! 6 -latka. Była najmłodszy morsem w historii Iławy i okolic. W 2013 roku otrzymała statuetkę na Najmłodszego Morsa podczas kąpieli w Suszu. Nie odpuszcza żadnego sezonu, jest wciąż aktywnym morsem i zachęca dzieci do spróbowania tej, jak mówi, przyjemności. Bo dla niej jest to prawdziwa przyjemność. Maja jest córką Sławka Nojmana, także morsa i to ze sporym stażem.
Maja to prawdziwy gigant w klubie morsów. Jest przykładem na to, że dzieci mogą korzystać z tego typu rekreacji i czerpać z tego same korzyści. Jedną takich korzyści jest fakt, że od 6 lat Maja właściwie nie choruje. Jakiś katar i gorsze samopoczucie... owszem, ale antybiotyki? Nic z tych rzeczy. 100 procent frekwencji w szkole!
— Pierwszy raz przyszłam na tą kąpiel z tatą i tak już szósty rok kąpiemy się razem – śmieje się Maja. — Jak wspominam pierwsze wejście do wody? Nie pamiętam tego dokładnie, ale spodobało mi się od razu. Zawsze lubiłam wodę i czułam się w niej cudownie, jest moim drugim światem. Dla mnie lodowate kąpiele to wielka przyjemność i relaks. Gdyby tak nie było nikt by mnie nie zmusił do wejścia do wody. Najfajniej jest gdy jest mróz i trzeba wykuwać przerębel. Mamy przy okazji rozgrzewkę. Dobrze czuję się w klubie, zawsze jest fajnie podczas morsowania, zabawnie. Najbardziej lubię nocne kąpiele, potem jest ognisko i wspólna zabawa. Nie czuję, że jestem najmłodsza jakoś. Próbowałam namówić znajomych z klasy do morsowania. Nawet mi się udało raz, ale na krótko - nie każdy złapie bakcyla.
Jak reaguje otoczenie na wieść o tym, że jesteś morsem?
— Robią duże oczy, chyba trochę im to imponuje – śmieje się Maja. — Na początku mama bardzo się bała, ze zachoruję i po kąpieli wręcz czekała, aż złapie mnie gorączka, a tu nic. Dobry humor i żadnej choroby. Po jakimś czasie mama dała spokój, podobnie babcie. Teraz jak mówię, że idę morsować, to babcia dowiaduje się gdzie i kiedy i po prostu przychodzi mnie oglądać.
W szkole już znajomi przywykli, że mają w klasie morsa. Kiedyś na cześć jej lodowatych wyczynów wychowawczyni z klasy I-III pani Danuta Kołecka napisała artykuł o Mai, który znalazł się na stronie szkoły:
Iławski Klub Morsów Lodowaci wziął udział w kąpieli zorganizowanej z okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Suszu. Lodowaci chętnie uczestniczą w tej imprezie już od kilku lat. Kąpiel przyciąga sporo osób z różnych klubów, między innymi z Dobrego Miasta, Giżycka, Ostródy. Panuje super atmosfera, wszyscy mają uśmiechy na twarzach… i co najważniejsze, co roku kąpiących się jest coraz więcej.
— Pierwszy raz przyszłam na tą kąpiel z tatą i tak już szósty rok kąpiemy się razem – śmieje się Maja. — Jak wspominam pierwsze wejście do wody? Nie pamiętam tego dokładnie, ale spodobało mi się od razu. Zawsze lubiłam wodę i czułam się w niej cudownie, jest moim drugim światem. Dla mnie lodowate kąpiele to wielka przyjemność i relaks. Gdyby tak nie było nikt by mnie nie zmusił do wejścia do wody. Najfajniej jest gdy jest mróz i trzeba wykuwać przerębel. Mamy przy okazji rozgrzewkę. Dobrze czuję się w klubie, zawsze jest fajnie podczas morsowania, zabawnie. Najbardziej lubię nocne kąpiele, potem jest ognisko i wspólna zabawa. Nie czuję, że jestem najmłodsza jakoś. Próbowałam namówić znajomych z klasy do morsowania. Nawet mi się udało raz, ale na krótko - nie każdy złapie bakcyla.
Jak reaguje otoczenie na wieść o tym, że jesteś morsem?
— Robią duże oczy, chyba trochę im to imponuje – śmieje się Maja. — Na początku mama bardzo się bała, ze zachoruję i po kąpieli wręcz czekała, aż złapie mnie gorączka, a tu nic. Dobry humor i żadnej choroby. Po jakimś czasie mama dała spokój, podobnie babcie. Teraz jak mówię, że idę morsować, to babcia dowiaduje się gdzie i kiedy i po prostu przychodzi mnie oglądać.
W szkole już znajomi przywykli, że mają w klasie morsa. Kiedyś na cześć jej lodowatych wyczynów wychowawczyni z klasy I-III pani Danuta Kołecka napisała artykuł o Mai, który znalazł się na stronie szkoły:
Iławski Klub Morsów Lodowaci wziął udział w kąpieli zorganizowanej z okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Suszu. Lodowaci chętnie uczestniczą w tej imprezie już od kilku lat. Kąpiel przyciąga sporo osób z różnych klubów, między innymi z Dobrego Miasta, Giżycka, Ostródy. Panuje super atmosfera, wszyscy mają uśmiechy na twarzach… i co najważniejsze, co roku kąpiących się jest coraz więcej.
To kolejny rok regularnego morsowania naszej uczennicy Mai Nojman. Im człowiek zdrowszy, tym weselszy, tryska humorem i pogodą ducha obdarza innych. Taka jest nasza Maja. (…).
Tata Mai, Sławek Nojman, nie ukrywa, że jest dumny z córki. Ma wielką radość z tego, że ma wspólną pasję z córką, bo jak mówi, to buduje niesamowitą więź rodzicielską, której nic nie jest w stanie zastąpić. To jest kapitał na całe życie dla Mai, ale i dla niego.
— Jak wracam myślami do tego czasu, kiedy Maja miała 6 lat i postanowiłem przyjść z nią na kąpiel, to myślę sobie, że to była jedna z lepszych decyzji, jaką podjąłem – mówi Sławek. — Bo ten moment spowodował dalszy rozwój sytuacji... zaczął się prawdziwy sport, myślenie o zdrowiu, aktywnym trybie życia. Nie ma czasu na głupoty. Jak była malutką dziewczynką to już widziałem w niej potencjał siłaczki. Potrzebowała bardzo dużo ruchu, była silna. Miałem nosa, że pokocha sport. Na wszystkie zawody jeżdżę z córką, jak nie mogę, to jedzie żona. Wszyscy Maję wspieramy, uczestniczymy autentycznie w jej życiu, nie ma takiej sytuacji, że komuś się czegoś nie chce. I to jest najfajniejsze. Wolny czas też spędzamy razem, najczęściej aktywnie. Teraz intensywnie chodzimy na łyżwy. W Iławie jest coraz więcej możliwości do aktywności. Przyznaję, ze Maja coraz częściej wybiera towarzystwo koleżanek, bo to taki wiek, ale i tak mam poczucie, że odrobiłem lekcje jako ojciec.
Tata Mai, Sławek Nojman, nie ukrywa, że jest dumny z córki. Ma wielką radość z tego, że ma wspólną pasję z córką, bo jak mówi, to buduje niesamowitą więź rodzicielską, której nic nie jest w stanie zastąpić. To jest kapitał na całe życie dla Mai, ale i dla niego.
— Jak wracam myślami do tego czasu, kiedy Maja miała 6 lat i postanowiłem przyjść z nią na kąpiel, to myślę sobie, że to była jedna z lepszych decyzji, jaką podjąłem – mówi Sławek. — Bo ten moment spowodował dalszy rozwój sytuacji... zaczął się prawdziwy sport, myślenie o zdrowiu, aktywnym trybie życia. Nie ma czasu na głupoty. Jak była malutką dziewczynką to już widziałem w niej potencjał siłaczki. Potrzebowała bardzo dużo ruchu, była silna. Miałem nosa, że pokocha sport. Na wszystkie zawody jeżdżę z córką, jak nie mogę, to jedzie żona. Wszyscy Maję wspieramy, uczestniczymy autentycznie w jej życiu, nie ma takiej sytuacji, że komuś się czegoś nie chce. I to jest najfajniejsze. Wolny czas też spędzamy razem, najczęściej aktywnie. Teraz intensywnie chodzimy na łyżwy. W Iławie jest coraz więcej możliwości do aktywności. Przyznaję, ze Maja coraz częściej wybiera towarzystwo koleżanek, bo to taki wiek, ale i tak mam poczucie, że odrobiłem lekcje jako ojciec.
Maja ma szczęście, bo urodziła się w roku, w którym w mieście wybudowano pływalnię. Bo tak naprawdę Iława zaczęła pływać dopiero wtedy.
Poza morsowaniem Maja jest aktywną zawodniczką – pływaczką, trenuje aktualnie u Radosława Burzy. Zalicza wszystkie okoliczne aquathlony, zawody pływackie, w większości zajmuje miejsca na podium. Maja jest także lekkoatletką, z tytułem wicemistrzyni województwa w biegu na 600 metrów.
Na pytanie o plany na przyszłość, Maja Nojman jak to u sportowców bywa, odpowiedziała szybko i konkretnie.
— Chcę studiować na Akademii Wychowania Fizycznego i połączyć swoje dorosłe życie ze sportem – mówi. — A póki co planuję być ratownikiem, muszę jeszcze trochę poczekać, bo na kurs można się zapisać od 13 roku życia.
Poza morsowaniem Maja jest aktywną zawodniczką – pływaczką, trenuje aktualnie u Radosława Burzy. Zalicza wszystkie okoliczne aquathlony, zawody pływackie, w większości zajmuje miejsca na podium. Maja jest także lekkoatletką, z tytułem wicemistrzyni województwa w biegu na 600 metrów.
Na pytanie o plany na przyszłość, Maja Nojman jak to u sportowców bywa, odpowiedziała szybko i konkretnie.
— Chcę studiować na Akademii Wychowania Fizycznego i połączyć swoje dorosłe życie ze sportem – mówi. — A póki co planuję być ratownikiem, muszę jeszcze trochę poczekać, bo na kurs można się zapisać od 13 roku życia.
Anna Olszta, kobieta mors i księgowa klubu
Morsuje czwarty sezon i mówi, że woli kąpiele zimowe niż te wakacyjne.
— Tegoroczny sezon jest moim czwartym w życiu – mówi Anna Olszta. — W moim przypadku nie było tak, że ktoś w moim bliskim otoczeniu był morsem i mnie zachęcił. Wspólnie z koleżankami wpadł nam taki pomysł do głowy podczas marszu dookoła Małego Jezioraka. Tego dnia było otwarcie sezonu morsów, jeszcze na prawdziwej plaży. Poszłyśmy przy okazji i spodobało nam się. Tydzień później przyszłyśmy na niedzielną kąpiel. Szczerze mówić byłam zaskoczona, bo poszło całkiem gładko. Wydaje mi się nawet, ze gorzej znoszę wejścia do wody latem, gdy różnica temperatur jest ogromna. Pierwszy raz kąpałam się bez tych butów do wody i to był błąd. Zazwyczaj jest tak, że za jednym razem do wody wchodzi się dwa razy, a w międzyczasie jest mała rozgrzewka. I to drugie wejście jest przyjemniejsze, bo czuje się jakby delikatne igły wbijały się w całe ciało. Po pierwszej kąpieli byłam chora, przyznaję, ale od tamtej pory praktycznie nic mnie nie łapie, a jak już to trwa to naprawdę dużo krócej niż kiedyś. Czuję się świetnie, co jak sądzę ma związek z uwalniającymi się endorfinami. Zauważyłam jeszcze, że stałam się odporna na zimno, a byłam zmarźlakiem. Poza sezonem zimowym jeżdżę na rolkach.
Krzysztof Wilczyński to senior rodziny, człowiek, który jako pierwszy wpadł na pomysł, by klub morsów w Iławie zaistniał formalnie.
Jego syn Karol także pokochał zimowe kąpiele i dziś jest prezesem Iławskiego Klubu Morsów Lodowaci. Krzysztof Wilczyński wspomina swoje pierwsze morsowanie jako coś zaskakująco przyjemnego. Namówił go serdeczny kolega z Susza Marian Górny, a było to w 2010 roku.
— Wszystko wydawało mi się wtedy nowe, dziwne - wspomina pan Krzysztof. Na plaży w Suszu nie było żadnych szatni, ani zaplecza. Po prostu wchodziło się do wody w kąpielówkach. No i w końcu samo wejście odbywało się po drabince, bo z brzegu nie było możliwości. Zatem od razu na głęboką wodę poszedłem. Spodobało mi się na tyle, że tego dnia wejść miałem dwa czy trzy. Koleżanka morsująca, Jadzia z Kwidzyna, powiedziała mi, że mam być w wodzie tak długo jak będę czuł. Mój organizm sam mi podpowie kiedy trzeba wyjść. Nastąpiło to w momencie odczuwania na całym ciele kłujących igiełek. I tak robiłem. To jest już mój ósmy sezon, nie wiem czy to dużo czy mało, to się dzieje zupełnie naturalnie. Nie mam jakiegoś ciśnienia, że dwa razy w tygodniu muszę wejść do wody. Jak mam słabszy dzień to odpuszczam. Robię to wyłącznie dla siebie. Po tej suskiej kąpieli, jakiś tydzień po niej, zrobiło się mroźno. Namówiłem dwóch synów Karola i Marka na taką kąpiel - na Jezioraku, na wysokości Lipowego Dworu. Siekierą wyrąbaliśmy przerębel i cała trójka wylądowała w wodzie. Pamiętam, że synowa robiła wtedy zdjęcia i coś nie zagrało i trzeba było zrobić dokrętkę, co wiązało się z ponownym wejściem do lodowatej wody - śmieje się pan Krzysztof. Młodszy syn Marek po powrocie do domu położył się na ogrzewanej podłodze, tak mu było zimno. Odkąd istnieje klub wszystko nabrało kształtów takich organizacyjnych. Jest nas już około 50. Zawiązały się przyjaźnie, spotykamy się nie tylko zimą, ale też o innych porach. Organizujemy spływy kajakowe, wycieczki rowerowe, po prostu spędzamy razem czas. Szczerze namawiam ludzi do morsowania, bo to fajna sprawa.
m.rogatty@gazetaolsztynska.pl
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Ja #2447124 | 78.88.*.* 23 lut 2018 20:06
Chyba ktoś tu trochę koloryzuje .. morsuje regularnie od początku sezonu tj początek października i jakoś nie odczuwam większej odporności na zimno .. nie jestem też jakiś specjalnie bardziej zadowolony z życia.. jest to fajna zabawa bardżo zdrowa i przydatna ale nie róbmy z ludzi idiotów mówiąc że debiutant juz odczuwa odporność na zimno bez jaj
odpowiedz na ten komentarz