Krzycz, w końcu ktoś usłyszy

2017-12-08 12:00:00(ost. akt: 2017-12-11 12:59:06)

Autor zdjęcia: Marek Szymański

O różnych formach przemocy ukrywanej w domowym „zaciszu” oraz trudnym przełamywaniu stereotypów mówi Bernadetta Wojtuń, certyfikowany specjalista w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie, dyrektor Domu Dziecka w Giżycku.
— Przemoc to niewygodny i trudny temat, a pani zajmuje się nim zawodowo.
— Tak, zaczęłam w 2000 roku jako kurator zawodowy ds. rodzinnych i tam spotkałam się z przemocą domową. Uderzyło mnie to, że tak bardzo jest ukrywana. Jako kurator miałam trudności z nawiązaniem relacji z osobami, wobec których była stosowana przemoc. Wtedy zorientowałam się, jak trudno jest dotrzeć do ludzi nią dotkniętych.

— W Polsce przemoc to wciąż temat tabu?
— O przemocy nie mówi się zbyt wiele. Rozpoczęta w latach 90. akcja „Białej wstążki” zaczęła zmieniać tę sytuację. Należy jednak pamiętać, że, choć jest to akcja wzniosła, pozostaje działaniem incydentalnym. A przemoc dzieje się 24 godziny przez 365 dni w roku. Musimy o tym pamiętać. Ostatnio brałam udział w konferencji w Mrągowie, w czasie której komendant policji powiedział mądrą rzecz, że przemoc lubi ciszę.

— Przemoc w rodzinie zawsze dotyczy najbliższej osoby.
— Również dlatego tak trudno jest osobie nią dotkniętej o tym mówić. Ciążą na niej zobowiązania rodzinne, przekonania, doświadczenia, wyobrażenia i pogląd na świat, które sprawiają, że dostosowujemy się do tego, co dostajemy, nie zastanawiając się, że to jest złe. Traktujemy to jako normę. Często do milczenia przyczynia się także otoczenie, które stygmatyzuje taką osobę. Nie oceniamy nikogo, kto stosuje przemoc, nie reagujemy na nią.

— Bo uważamy, że nie powinniśmy wchodzić w czyjeś życie z butami?
— Często widać to na przykładzie rodziców, którzy np. w sklepie szarpią i krzyczą na dziecko. Gdy ktoś na to zareaguje, najczęściej słyszy w odpowiedzi: „dlaczego się pani się wtrąca?”, „co to panią obchodzi” i „to nie pani sprawa”. Ale to właśnie nasza sprawa, bo te dzieci dostają już od rodziców przekaz, że, żeby osiągnąć cel, trzeba mieć władzę i kontrolę. A władza i kontrola to już jest przemoc.

— Panuje przekonanie, że brudów się publicznie nie pierze.
— Osobie, która doznaje przemocy, bardzo trudno się z kimkolwiek podzielić tym, co dzieje się w domu. Najpierw się broni, staje okoniem, próbuje mówić, że coś jest nie tak. Ale najczęściej z tego powodu jeszcze bardziej jest gnębiona i w końcu zaczyna milczeć. Dochodzi do wniosku, że nie ma szans na zmianę. Taki świat.

— Ale świat wcale nie musi być taki. Dlatego tak ważne są kampanie społeczne dotykające tego tematu.
— Kiedy zaczyna się głośno o czymś mówić, to niektóre osoby znajdują odwagę, by szukać pomocy. Trzeba powiedzieć otwarcie, że z przemocy samemu się nie wyjdzie! Musi być ktoś z zewnątrz, kto wyrwie ofiarę z tego mechanizmu. Ktoś, kto przede wszystkim uświadomi ofierze, że w ogóle jest... ofiarą, a sprawcy, że stosuje przemoc.

— No właśnie, bo przecież przemoc to nie tylko przemoc fizyczna.
— Największe spustoszenie, najbardziej bolesna jest przemoc psychiczna, która jest bardzo trudna do udowodnienia i z której bardzo trudno sobie zdać sprawę. Kontrolowanie, celowe zaniechanie jakichś działań, narzucanie swojego zdania to też przemoc! Przemoc psychiczna trwa długo, to takie systematyczne podtruwanie, z którego kobiety nie zawsze zdają sobie sprawę.

— Czy zgodzi się pani się ze mną, że pojęcie gwałtu małżeńskiego jest aprobowane przez społeczeństwo? Bo kobieta musi, bo to małżeński obowiązek…
— Stereotypy są takie, że w zasadzie w rodzinie nie ma gwałtu. Mąż nie może zgwałcić żony, no bo, co to jest za gwałt? Nikt nie bierze pod uwagę tego, że jeśli kobieta mówi „nie”, to każda następna czynność zbliżająca do aktu seksualnego jest już przemocą. „Nie” powinno wystarczyć, ono jest odpowiednim przekazem i sygnałem.

— Utarło się przekonanie, że przemoc to sprawa głównie marginesu społecznego.
— Badania pokazują, że paradoksalnie więcej przemocy dzieje się w środowiskach miejskich niż w wiejskich. To zaskakujące, ale na wsi stopień przemocy systematycznie maleje. Może to dlatego, że wiele organizacji wchodzi w wiejskie środowiska rodzinne, a może dlatego, że tam nikt nie jest anonimowy. W mieście przemoc często dotyczy rodzin inteligenckich, gdzie stosowana jest w białych rękawiczkach. Przemoc jest w domach znanych artystów, polityków czy medialnych autorytetów. Oni to robią po prostu bardziej inteligentnie i często są świadomi, że stosują przemoc. A to jest jeszcze bardziej bolesne, smutne i perfidne.

— Czy są jakieś dane dotyczące skali zjawiska?
— Formularze Niebieskiej Karty (zgłoszenie na temat przemocy domowej - red.) wypełniają głównie kobiety.

— Aż strach pomyśleć o tych, którzy się nigdzie nie zgłaszają...
— Boją się odpowiedzialności, tego, że trzeba będzie podjąć jakieś kroki. Większość kobiet tkwi w mechanizmie wyuczonej bezradności. Są w cyklu przemocy, gdzie przeszły pranie mózgu. W pewnym momencie taka pani traci poczucie tego, co się dzieje, nie jest w stanie przewidzieć najbliższej przyszłości. Żyje w ciągłym lęku, poniżaniu, degradacji. Nie wierzy w to, że cokolwiek może się zmienić. Dlatego potrzebny jest ktoś z zewnątrz, ktoś, kto uświadomi, że na pomoc nigdy nie jest za późno.

— Na ile pomocne są Niebieskie Karty?
— To pole do popisu instytucji, które obracają się wokół rodziny. Procedurę Niebieskiej Karty może rozpocząć policja, pracownik socjalny, wszystkie jednostki oświatowe, służba zdrowia — lekarz, pielęgniarka, pracownik medyczny. Natomiast zgłosić przemoc może każdy.

— Jeśli widzę, że u kogoś coś się złego dzieje, to mogę to zgłosić bez wiedzy i zgody pokrzywdzonych?
— Nie możemy się zasłaniać tym, że jeśli pokrzywdzona osoba sama się nie zgłosi, to my mamy związane ręce. Każdy ma prawo i może się zaniepokoić losem sąsiada.

— Ale wiele kobiet nadal kocha tych, którzy dopuszczają się przemocy, zwłaszcza gdy ta jest epizodyczna. Nie chcą z nich zrobić zwyrodnialców i mogą mieć to nam później za złe.
— Zatrzymanie przemocy nie oznacza demontażu rodziny. Pracujemy metodą szukania rozwiązań, a nie burzenia. Osoby, które działają w kręgu pomocowym, nie mają za zadanie zniszczyć rodzinę, ale ją naprawić. Chodzi o to, aby osoba doznająca przemocy czuła się w tej rodzinie bezpiecznie.

ap