Ja się deklinuję

2017-11-15 10:10:00(ost. akt: 2017-11-15 10:31:50)

Autor zdjęcia: Bartosz Cudnoch

Rośnie grono Polaków wątpiących, czy aby na pewno nazwiska się deklinują, czyli odmieniają przez przypadki. Dzisiaj wielu z nas, spotykając się z tą nowiną, reaguje niedowierzaniem, a niektórzy uważają odmianę nazwisk za coś niepotrzebnego. Czyżbyśmy myśleli, że każde nazwisko odmienia się inaczej?
To prawda, że Polaków identyfikuje zasób ponad 400 tysięcy nazwisk, ale wzorców odmiany nazwisk pochodzenia słowiańskiego jest tylko kilka lub kilkanaście – zależy jak liczyć. Sama sztuka odmiany nazwisk rzeczywiście nie należy do najłatwiejszych, ale czy to powód, aby wielowiekowej tradycji się wyprzeć, zaniechać jej, wzgardzić nią, wyprzeć problem?

Z kilku powodów do szczęśliwców można zaliczyć nosicieli nazwisk zakończonych na -ski: po pierwsze: sami mają pewność, że ich nazwisko przybiera różne końcówki, po drugie: nikt przez nich nie ma kłopotu i nie głowi się, jak się z takim nazwiskiem się obchodzić; po trzecie: wielu z szczęśliwych nosicieli nazwisk na [i-]ski[/i] może podejrzewać u siebie błękitne zabarwienie krwi. Z tym ostatnim powodem do radości to jednak trzeba uważać i po samym zakończeniu nie wyobrażać sobie za dużo. Fakty historyczne i badania nad kształtowaniem się nazwisk w Polsce potwierdzają, że szlachta czasem swoim nazwiskiem obejmowała poddanych chłopów — powiedzmy na znak opieki. Często po prostu sufiks -ski dodawano do nazwy miejscowości, w której żył człowiek na znak pochodzenia z tej miejscowości, a niekoniecznie jej posiadania. W końcu -ski zaczęto dodawać do różnych wyrazów i tak tworzono nazwiska, które czasami miały uszlachetniać. Zanim więc zacznie się poszukiwania genealogiczne, warto sprawdzić, czy przypadkiem Walerian Nekanda Trepka nie odnotował naszych przodków w dziele swojego życia dziś znanym jako Liber chamorum. Jegomość ów bowiem życie swoje poświęcił, by wytropić tych, co do stanu szlacheckiego nielegalnie się „szrobowali”. Zdaje się, że Walerian Nekanda Trepka dzisiaj do grona szczęśliwców by się nie zaliczał. Bo nazwisko miała nie na -ski, a cierpiałby w dwójnasób, gdyby tak pryncypialnie do zasad językowych jak do czystości stanu szlacheckiego podchodził. Może stworzyłby jeszcze jedną wielką liber.

Dziwią się studenci, dziwią sąsiedzi, że nazwiska męskie zakończone na spółgłoski i samogłoski się odmieniają. Głowią się całe rodziny na okolicznościowych imprezach, jak utworzyć przypadki zależne od nazwiska Górzec. Pytają siebie nawzajem i nie wierzą, i typują: Górzeca? Górca? Górzec? I najchętniej widzieliby jedną formę we wszystkich przypadkach: tę ostatnią. I mają prawo chcieć się nie odmieniać, bo są właścicielami swojego nazwiska i decydują o formie swojej godności. Rzeczywiście Górzec nazwiskiem łatwym nie jest: bo jest w nim i rz które się wymienia na r i e ruchome. A przecież Górzec łatwo skojarzyć z marzec lub rzadziej używanym kobierzec. I tak się odmienia. Ale jeszcze gorszy los fleksyjny mają panowie Kozioł i pan Kocioł. Mogą mieć wszak dylemat, czy życzą sobie być odmieniani jak kocioł i kozioł, czy też jak Kocioł i Kozioł.

Wzdrygamy się także przed odmianą nazwisk na -a, -o, -e (na szczęście przynajmniej słowiańskich nazwisk na –u nie ma). A na -a kończy się nazwisko Linda i jak Linda będzie się odmieniał Kępa, Plichta, Zaręba. Dyplom niech będzie przyznany tym, co na dyplomie napiszą: dyplom dla Piotra Plichty, a podziękowania przekażą Piotrowi Plichcie. Na -o kończy się nazwisko Kościuszko, albo lepiej Szyszko, dziś odmieniane w mediach przez wszystkie przypadki. Dzięki temu słyszymy o ustawie Szyszki, nie wierzymy Szyszce. Jak Kościuszko i Szyszko będzie się też odmieniał Małyszko. Za wzór nie można postawić odmiany nazwiska Mikke. W tym wypadku media często podają błędne formy. A mogło być tak pięknie jak z Kościuszką i Szyszką. Niestety nazwisko Korwin-Mikke odmieniane jest często tak: nie ma Korwina-Mikke, przyglądam się Korwinowi-Mikke. Stracona szansa na upowszechnienie poprawnej odmiany nazwisk zakończonych na –e! Jak powinno być? Powinno być: nie ma Korwin-Mikkego; przyglądam się Korwin-Mikkemu. Pierwszy człon nazwiska zakończony na spółgłoskę pochodzenia herbowego się nie odmienia, ale już drugi człon nazwiska – owszem: jako zakończony na –e powinien odmieniać się jak przymiotnik mądry (w domyśle najlepiej dodać mężczyzna) i już wiadomo, jak odmieniać.

Jeżeli zdecydujemy się na deklinacyjne wyzwanie, najlepiej nazwisko skojarzyć z odmianą innego nazwiska, imienia lub wyrazu pospolitego nazywającego osoby, których odmianę znamy. Wówczas musimy wziąć pod uwagę zakończenie kojarzonych wyrazów – muszą brzmieć podobnie. Niech Oszajca zadźwięczy jak zdrajca, Bareja jak kaznodzieja, Puzio jak Józio, a Bunio jak mężunio.

Szanowny Czytelniku! Muszę poruszyć jeszcze jedną sprawę. Liczbę mnogą nazwisk. Niestety. Nazwiska odmieniają się też w liczbie mnogiej, a skojarzenia i rymowanki na nic. Od tych najprostszych, uprzywilejowanych nazwisk na –ski znowu tworzymy łatwo: państwo Baranowscy, Kowalscy, Cieleccy. I podobnie też się „końcówkują” państwo Cisi (od Cichy), Borowi (Borowy), Zelaźni (Żelazny). Jeżeli mamy nazwiska zakończone na samogłoskę lub spółgłoskę, adres na kopercie z zaproszeniem na ślub powinien zawierać końcówkę –owie, np. Górcowie, Lingowie, Popiełuszkowie, Langowie.

Na zakończenie wytrwałemu i udręczonemu Czytelnikowi przytaczam taki dowcip, dowodzący, że są i tacy wśród nas, co o formę swojej godności się upomną.
Mężczyzna odbiera telefon i słyszy:
— Czy mogę rozmawiać z panem Andrzejem Lipka?
— Proszę pana, ja się deklinuję.
— Przepraszam, to ja zadzwonię później.

Dr Iza Matusiak-Kempa, adiunkt, Instytut Polonistyki i Logopedii UWM