Ach, ten język polski!

2017-10-31 14:29:29(ost. akt: 2017-10-31 14:38:21)

Autor zdjęcia: Ewa Mazgal

Jaka jest nasza polszczyzna? Czy naprawdę mamy na co narzekać? Wstydzić się gwary, czy raczej unikać kalek z angielskiego? O tym rozmawiali uczestnicy debaty „Wpływy językowe na Warmii i Mazurach”, która odbyła się w środę na UWM. 

Debata została zorganizowana przy okazji kampanii „Lubię polski”, prowadzonej przez Fundację Instytut Badań i Edukacji Społecznej. Jej partnerami są „Gazeta Olsztyńska”, WBP oraz Wydział Humanistyczny UWM. Spotkanie odbyło się w środę 18 października w auli teatralnej Centrum Humanistycznego.
Debatę poprowadziły Hanna Łozowska i Marta Wiśniewska, doktorantki Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWM. Otworzył ją wykład dr Izy Matusiak-Kempy.

— Współczesna polszczyzna, mimo że dominuje w niej rejestr potoczny, nie zawsze jest zła — mówiła językoznawczyni z Instytutu Polonistyki i Logopedii UWM. — Większość wypowiedzi, jakie słyszę, jest poprawna. Przesadzone są także doniesienia o spadku czytelnictwa. Młodzież czyta. Jeżeli nie papierowe książki czy gazety, to korzysta z czytników. Na młodzież i sposób, w jaki korzysta z języka, narzekali już starożytni Sumerowie. Przypomnę, że do kompetencji językowych się dorasta.

Zdaniem Izy Matusiak-Kempy podstawą dobrej komunikacji powinny być życzliwość i podmiotowe traktowanie rozmówcy. Przyznała jednak, że współczesny przekaz medialny ma być przede wszystkim emocjonalny, przerażający, atrakcyjny i sensacyjny, jak w tytule informacji z tabloidu „Odebrał żelazko zamiast telefonu”.

— Prof. Bralczyk stwierdził, że żyjemy w czasach gorączki języka — mówiła. — Stąd wyższa temperatura naszych wypowiedzi — nie mamy zainteresowań tylko pasje, wszystko jest hitem, przeżywamy szok i traumę, zdarzenia, nawet niczym szczególnym się nie wyróżniające, nazywamy masakrą.

Ale hejt, dodała, stanowi zaledwie 2 proc. wypowiedzi w internecie. — Czasem ludziom szczerość myli się z chamstwem, a wulgaryzmy uważają za naturalny sposób wyrażenia emocji — tłumaczyła.


O polszczyźnie na Warmii i Mazurach w przeszłości mówiła prof. Izabela Lewandowska. Miały na nią wpływ wydarzenia historyczne, takie jak II pokój toruński z 1466 roku, na mocy którego do Polski została wcielona m.in. Warmia, oraz późniejsza reformacja, która przyniosła tłumaczenie Biblii, w tym psalmów, na języki narodowe.

— Protestanckie kancjonały po polsku ukazywały się w nakładach 50 tys. egzemplarzy — podkreśliła. — Sytuacja zmieniła się po 1772 roku, kiedy zaczęły rosnąć wpływy języka niemieckiego. 


Jednak gwara warmińska przetrwała i została wpisana na polską listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. To jedyny taki przypadek w Polsce. Prof. Lewandowska jest współautorką — razem z Edwardem Cyfusem — „Elementarza warmińskiego” wydanego z płytą. 


— Każdy z nas jest nosicielem kilku języków — przekonywała dr Jolanta Piwowar. — W szkole uczymy się języka ogólnopolskiego. Kiedy studiujemy, uczymy się języka zawodowego — profesjolektu. Ale pierwszy jest język domowy, język naszego pierwotnego środowiska. I on ujawnia się w chwilach emocjonalnego wzburzenia.


Dr Iza Matusiak-Kempa podkreśliła, że gwary nie są gorsze. Powołała się na ks. Józefa Tischnera, autora „Historii filozofii po góralsku”. Profesor uważał, że to, czego nie da powiedzieć się gwarą, nie jest prawdą.


Zdaniem prof. Zbigniewa Chojnowskiego idealizujemy gwary i akcje ich ratowania są jednak elitarne.
— Powstają jednak piosenki do warmińskich tekstów i gwarą są pisane komiksy — mówiła prof. Lewandowska.
— A w nazwach miejscowości w regionie — opowiadała dr Matusiak-Kempa — są obecne ślady języka Prusów.

mzg

Nagranie z debaty: