Nasz język mówi, kim i jacy jesteśmy

2017-10-30 16:03:26(ost. akt: 2017-10-30 16:04:57)

Autor zdjęcia: Bartosz Cudnoch

Wiadomo, że wiele zapożyczeń jest potrzebnych (są sposobem bogacenia słownictwa), ale bez wielu z nich moglibyśmy się obejść. Z dr Izabelą Matusiak-Kempą z Instytutu Polonistyki i Logopedii UWM rozmawia Marta Wiśniewska.
— Dlaczego osoby mówiące gwarą lub mające naleciałości gwarowe są czasami traktowane lekceważąco?
— Do drugiej wojny światowej odmianami gwarowymi języka posługiwała się przede wszystkim ludność wiejska lub osoby niewykształcone pochodzące ze wsi. Po wojnie edukacja na poziomie podstawowym stała się obowiązkowa, w szkołach naucza się w języku ogólnym. Posługiwanie się gwarą stało się zatem oznaką braku wykształcenia utożsamianego z zacofaniem.
Dzisiaj postrzeganie miasta jako czegoś lepszego, a wsi jako czegoś gorszego zasadza się na stereotypach, które bardzo lubimy, ponieważ dostarczają gotowych i łatwych interpretacji rzeczywistości.

— Jakie cechy dialektalne najtrudniej wyeliminować ze swojego języka?
— Najczęściej to cechy fonetyczne zdradzają, z jakiego regionu pochodzimy. Nawyki wymawianiowe najtrudniej skorygować, bo też najtrudniej usłyszeć sposób własnej wymowy. Słyszymy, że inni mówią inaczej, ale sobie na ogół się nie przysłuchujemy.

— Czyli naleciałości gwarowe są też czasami obecne w języku osób wykształconych?
— Tak. Czasami się je słyszy się również w języku osób wykształconych. Ponieważ norma językowa cechy gwarowe traktuje jako błędy językowe, to są one odbierane negatywnie, a ocena ta dodatkowo jest wzmacniana stereotypem, o którym mówiłam na początku. Moim zdaniem cechy dialektalne obecne w wymowie nie wystawiają nikomu złego świadectwa. Może raczej świadczą o kompleksach osób je tropiących. Nie bez powodu też te cechy nazywamy naleciałościami. Są to przecież tylko niektóre cechy, te najmocniej utrwalone w danym regionie.

— Co było pierwsze, gwary czy język literacki?
— To język literacki wyrósł z dialektów (głównie małopolskiego i wielkopolskiego). Dialekty i składające się na nie gwary nie są mową gorszą, tylko starszą i w zupełności wystarczają, żeby porozumiewać się ze „swoimi”, czy też wygłaszać wspaniałe kazania, jak ks. prof. Józef Tischner, dla którego gwara z pewnością nie była wyłącznie ozdobnikiem stylistycznym lub zjednującym chwytem retorycznym. Gwara pomagała tworzyć poczucie wspólnoty.

— Powielając negatywny stereotyp dotyczący gwary, zapominamy również o jej niematerialnym dziedzictwie, a więc czymś, co warto pielęgnować.
— Gwary są świadectwem historii języka, m.in. poprzez odwołania do brzmienia wyrazów gwarowych dokonujemy rekonstrukcji historycznojęzykowych. Ogromny zasób słownictwa gwarowego utrwalony jest we współczesnych nazwiskach Polaków.
Gwary wymierają wraz z ich użytkownikami. Coraz więcej osób studiuje, czytamy, słuchamy radia, wciąż obcując z językiem ogólnym, często w najlepszej odmianie stylistycznej. Gwara jest językiem, którym posługujemy się w naszym środowisku naturalnym, rodzinnym.

Osoby wykształcone, wychowane w gwarze, posługują się dwiema odmianami języka: w sytuacjach oficjalnych czy półoficjalnych literacką, ale wśród najbliższych używają gwary. Środowisko, w którym wzrastamy i uczymy się nazywać świat, nawet po wielu latach bycia poza nim wyzwala potrzebę przejścia na pierwszy język, deklarujący niejako: „jestem wciąż wasz, stąd”. Język „miastowy” brzmi w takich sytuacjach nienaturalnie i jest wyrazem wyobcowania.

— Powiedziała pani, że często obcujemy z nie najlepszą odmianą polszczyzny. Jakie widzi pani tendencje w języku Polaków?
— Nie chodzi oczywiście tylko o błędy językowe, które nie powinny zdarzać się osobom mówiącym zawodowo. Jak wiemy, różnorodność stylistyczna polszczyzny ma służyć odnalezieniu się człowieka w różnych sytuacjach. Styl potoczny jest dobry w sytuacjach codziennych, familiarnych, styl urzędowy w urzędach. W wystąpieniach publicznych lepiej brzmi polszczyzna ogólna, staranna.

Dzisiaj styl potoczny w odmianie swobodnej jest widoczny we wszystkich sytuacjach: w debacie politycznej, w wywiadach, w komentarzach internetowych. I na ulicach, i na uczelnianych korytarzach używa się bez skrępowania i bez świadomości słownictwa wulgarnego. A to wciąż słowa nieeleganckie, które wielu Polaków rażą i obrażają.

Pewnie przez pośpiech mówimy zbyt szybko, gubiąc wyrazistość wymawianych słów, prawidłowe akcentowanie. Telemarketerzy panie Jadwigi Kowalskie przerobili na panie Jadzie. Z coraz większym zdziwieniem przyjmujemy informację, że odmieniają się nie tylko nazwiska zakończone na –ski. Używamy zapożyczeń, bo chyba to ma świadczyć, że nadążamy za nowinkami. Uparcie aplikujemy o pracę, o grant zamiast składać wniosek, podanie.

Coraz częściej czasownik "dedykować" używamy w znaczeniu "przeznaczać, kierować". Wszelkie prace twórcze już od wielu lat nazywamy projektami. Wiadomo, że wiele zapożyczeń jest potrzebnych (są sposobem bogacenia słownictwa), ale bez wielu z nich moglibyśmy się obejść.

— Dlaczego warto dbać o poprawność językową?
— Kultura języka jest elementem kultury osobistej, naszego obycia, możliwości intelektualnych. Świadomość językowa ułatwia znalezienie się w różnych sytuacjach. Słowa nazywają rzeczywistość, pozwalają ją oswoić i poczuć się w niej bezpiecznie.