Powstaniec w Warszawie i legionista w Indochinach [HISTORIA]

2017-08-01 21:00:00(ost. akt: 2017-08-10 09:23:29)

Autor zdjęcia: Władysław Katarzyński

W życiu Zygmunta Jatczaka z Olsztynka są dwa bardzo ważne wydarzenia. Pierwsze, to bohaterski udział w powstaniu warszawskim, największym powstańczym zrywie w okupowanej Europie. Drugie — walki w szeregach Legii Cudzoziemskiej w Indochinach.
Zygmunt Jatczak ma wiele odznaczeń za udział w powstaniu warszawskim, za służbę w Indochinach. — Brakuje tylko Legii Honorowej, najwyższego francuskiego odznaczenia. To szczyt moich marzeń — powiedział mi pan Zygmunt po spotkaniu w miejskiej bibliotece w Olsztynku, gdzie prezentował swoją książkę "Niczego w życiu nie żałuję". To było trzy lata temu. Jego marzenie spełniło się 7 lipca. Attachē wojskowy Francji udekorował go uroczyście w olsztyneckim ratuszu Orderem Narodowym Legii Honorowej.

W domu pana Jatczaka jest wiele pamiątek, wśród nich obraz przedstawiający go jako powstańca, miniatura z brązu pomnika Małego Powstańca, fotografie z Indochin oraz liczne odznaczenia, w tym powstańcze i legionistów.
Urodził się 1 stycznia 1924 roku w Warszawie, na Woli. Ojciec był policjantem. Matka, po śmierci ojca w 1937 roku podczas pełnienia służby, sama zajmowała się czwórką dzieci. Jako chłopak z Woli musiał wyrabiać sobie autorytet wśród rówieśników pięściami. To go zahartowało. Po podstawówce poszedł do Gimnazjum Handlowego. Dalszą edukację przerwała wojna. — To był szok, gdy zobaczyłem nad Warszawą samoloty z czarnymi krzyżami, rozpłakałem się jak dziecko! — opowiada.

Musiał przerwać naukę i iść do pracy. W styczniu 1943 roku wpadł w łapankę na ulicy. Z Pawiaka wywieziono go do Majdanka. Obóz i terror, jaki tam panował, zapamięta do końca życia. Tyko dzięki znajomościom matki w policji, znajomym ojca, zawdzięcza zwolnienie. — Odczytano mój numer obozowy — wspomina. — Myślałem, że idę na śmierć. A tu niespodzianka, jestem wolny!
Na jakiś czas wyjechali z matką i rodzeństwem na wieś, gdzie łatwiej było się utrzymać. Stamtąd robił wypady do Warszawy po towar, który później można było wymienić na żywność.

W marcu 1943 roku poznał tam kogoś z konspiracji. Zapisał się do AK bez wahania. Przyjął pseudonim "Ryszard". Przydzielono go do grupy dywersyjnej KG AK "Anatol", która potem została przekształcona w batalion "Miotła", zajmujący się likwidacją zdrajców i kolaborantów.
Tak doczekał wybuchu powstania. 1 sierpnia 1944 roku batalion zaatakował Niemców stacjonujących w bloku Monopolu Tytoniowego. Wziętych do niewoli wrogów przetrzymywali w Pałacu Krasińskich. Potem w walkach o magazyny wojskowe jego batalion poniósł dotkliwe straty. — Z trzystu chłopców przeżyło 50. Miałem szczęście, zostałem tylko lekko ranny i mogłem walczyć dalej — opowiada.

Jego oddział walczył jeszcze w rejonie Placu Trzech Krzyży, Książęcej, Czerniakowskiej i na innych ulicach. Tam zastała ich kapitulacja, zostali wzięci do niewoli.

Osadzono go z kolegami najpierw w obozie jenieckim w Ożarowie, potem trafił do Sandbostel na terenie Rzeszy. W kwietniu 1945 roku znaleźli się pod Bremą, gdzie zobaczyli angielskie czołgi. Wolność! — Byłem młody, miałem przed sobą jeszcze kawał życia — opowiada. — Co robić?

Polska na razie odpadała, dobrze wiedział, co tam się działo. Postanowił spróbować szczęścia w Legii Cudzoziemskiej. — To mnie zafascynowało. Słyszałem też, że dobrze płacą. Pomyślałem sobie: powalczę, zarobię, a potem się ustawię — dodaje.

Szkolono ich przez pół roku w Sidi Bel Abbes w Algerii. Cały oddział trafił wkrótce do Indochin, które były wtedy francuską kolonią. Walczyli przeciwko komunistycznym oddziałom Viet Minhu. Bili się na terenie późniejszego Wietnamu, tak jak pokazał to potem Coppola w słynnym filmie "Czas Apokalipsy".
W czerwcu 1952 roku wrócił do Europy. Na jakiś czas zamieszkał w Paryżu, pracował w fabryce furgonetek Citroena. Zarobione w Legii pieniądze szybko się bowiem rozeszły, nie stronił od rozrywek.

W 1959 roku dowiedział się, że matka i siostry, od których nie miał wcześniej żadnego znaku życia, przeżyli wojnę i zdecydował się na powrót do Polski. Zaszył się na Mazurach, w Olsztynku. Tu założył rodzinę, znalazł pracę. I tu doczekał prawdziwej wolności.

— Po latach nabrałem już dystansu co do oceny powstania — wyznaje dzisiaj Zygmunt Jatczak. — O ile wcześniej byłem jako jego uczestnik, młody, pełen patriotycznego zapału, entuzjastą, to teraz myślę sobie, że byliśmy z góry skazani na porażkę i ktoś, tam z dowództwa zdawał sobie z tego sprawę. Co mogłem zrobić, mając do mojego automatu zaledwie pięćdziesiąt sztuk nabojów? Mimo wszystko tego nie żałuję. Może tylko żałuję kolegów, co zginęli.

Zygmunt Jatczak obecnie jest najstarszym legionistą w Polsce. Legię Honorową posiada niewielu z nich.

Władysław Katarzyński
W artykule wykorzystałem fragmenty książki "Niczego nie żałuję"



Komentarze (11) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. fyd #2302365 | 83.9.*.* 6 sie 2017 13:10

    "W życiu Zygmunta Jatczaka z Olsztynka" nie z olsztynka tylko z warsiawy, zjechał się tutaj więc nie może być stąd

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. ja #2302364 | 83.9.*.* 6 sie 2017 13:09

    Jaki powstaniec? Chyba siedziniec bo siedzi a nie powstał

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  3. elf #2299703 | 37.47.*.* 2 sie 2017 10:10

    Na jakich znowu Mazurach? Redaktorze z Kurpi, Olsztynek jest w Prusach Górnych inaczej Oberland bo osadnicy z Mazowsza tu nie docierali. Nazwa Mazury Zachodnie to wymysł powojennych pseudogeografów.

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

  4. ppp #2299664 | 78.88.*.* 2 sie 2017 08:55

    No proszę. Mamy teraz nowych bohaterów narodowych. Są nimi patrioci z Legii Cudzoziemskiej. A tak naprawdę p Zygmuncie pojechałeś walczyć nie z komunistami lecz w obronie wielkości i potęgi Republiki Francuskiej, przeciwko narodowi wietnamskiemu , który walczył o wyzwolenie. Komuniści w Wietnamie byli później , sami wleźli w ręce sowietów, bo w walce z potęgą USA nikt im nie chciał pomóc. Walczył Pan w powstaniu - przegrana, W Wietnamie - przegrana. Jest czym się chwalić?

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. ??? #2299652 | 94.254.*.* 2 sie 2017 08:36

      WTF???? Liczba zabitych Niemców - 10.000 Powstańców - 15.000 Ludności Cywinej - 140.000 tak 140.000. Tylko głupi naród gloryfikuje głupotę.

      Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (11)