Po polsku trzeba mówić pięknie

2017-06-26 12:00:00(ost. akt: 2017-07-13 15:56:50)
Andrzej Marcinkiwicz

Andrzej Marcinkiwicz

Autor zdjęcia: Beata Szymańska

Z wykształcenia polonista. Czytania harlequinów nie ocenia negatywnie, ale apeluje: kształtujmy gusty. Po latach w biznesie wrócił do książek. Z Andrzejem Marcinkiewiczem, dyrektorem Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i ambasadorem akcji „Lubię polski”, rozmawia Hanna Łozowska
— Wojewódzka Biblioteka Publiczna współtworzy z nami akcję „Lubię polski”...
— Bo idea jest fantastyczna! Nigdy dość przypominania Polakom, że po polsku trzeba mówić pięknie! Z wykształcenia jestem polonistą. W dodatku polonistą starej daty. Stąd ta troska o piękne mówienie.

— Co to znaczy, że jest się polonistą starej daty?
— W głowie kołacze mi wiersz Andrzeja Waligórskiego „List w sprawie polonistów”. Pod koniec jest piękny wers: „Bo jeżeli jesteś i ja jestem, / To dlatego, że stojący na warcie / Polonista znużonym gestem / Kartki książek wertował uparcie / Za kajzera i za Hitlera, / I za cara, i za innych carów paru, / I dlatego właśnie nie umiera / Coś ważnego, co nazywa się Naród”. Potrzebujemy pięknego słowa, ludzi, którzy wysławiają się polszczyzną może niekoniecznie wyszukaną literacko, ale poprawną.

— Waligórskiego cytuje pan z pamięci.
— Każdy polonista ma w głowie wiele takich fragmentów. Kiedyś była taka reklama: „Ojciec, prać” i wszyscy wiedzieli, że to o Kiemliczów chodziło. A dzisiaj ktoś, kto nie przeczytał książki nie bardzo wie, o co chodzi.
Kiedyś przyszła do mnie dziewczyna. Szukała pracy. Zapytałem: „Kto mnie wołał, czego chciał?”. O Wyspiańskim wiedziała niewiele, o „Weselu”, że było.

— A jaki jest współczesny czytelnik?
— Taki jak 30, 50 lat temu. Mamy kilkanaście procent takich zażartych czytelników, którzy czytają więcej niż 7 książek rocznie. Śmieje się pani i ja też się śmieję. Te 7 wydaje się osobom, które czytają, śmiesznym minimum. Nasza mistrzyni z ubiegłego roku wypożyczyła około 200 książek.

— Ale w statystykach czytelnictwa właśnie ta liczba pada.
— Tak są ustawione progi w badaniach. Ale nie możemy potępiać tych, którzy takich wzorców nie mieli. Biblioteka Narodowa robiła takie badanie. Jeżeli w domu dziecko widzi rodzica z książką, to na 10 przypadków 9 będzie potem czytało. Często też wycieramy sobie gębę patriotyzmem, ale jaki to patriotyzm, jeżeli co drugie słowo jest wulgarne, jeżeli Polak nie mówi poprawnie?

— Zgodnie z ostatnim badaniem czytelnictwa 37 proc. Polaków przeczytało przynajmniej jedną książkę w ciągu roku.
— Te statystyki obejmują młodzież powyżej 15 roku życia. Pani Rowling zrobiła tu doskonałą robotę, bo od czasów Harry'ego Pottera sporo się zmieniło.

— Książki są drogie. W stacjonarnej księgarni to wydatek około 40 zł. Z kolei czytelnicy narzekają, że w bibliotekach nie ma nowości.
— Nowości jest dużo! Teraz to kwestia mądrej polityki. Czy przeznaczymy te pieniądze na zakup czytadeł, beletrystyki czy na zakup książek popularnonaukowych? Kiedy dział zakupów rzuca coś nowego, od razu ustawiają się kolejki.

— Co budzi takie zainteresowanie?
— Ciągle jeszcze skandynawskie kryminały, ale też polskie. Nikt z porządnych bibliotekarzy czy polonistów nie będzie mówił, że ten, kto czyta harlequiny czy kryminały, jest be, a kto czyta eseje literackie jest cacy. Czytajmy to, co się komu podoba. I jednocześnie kształtujmy gusty.
Gdybyśmy jednak kupowali tylko to, co ludzie chcą czytać, wpadlibyśmy w pułapkę. Jak telewizja pokazująca tylko to, co ludzie chcą oglądać.

— Co pan ostatnio czytał?
— „Dziedzictwo Prus Wschodnich” Saksona, „Sarmackie dziedzictwo” Piskozuba. Poważne rzeczy, ale znakomite. Za tankowanie w jednej stacji benzynowej można było dostać audiobooki. Z przyjemnością odsłuchałem Lema i Tyrmanda. Kto dziś konstruuje tak piękne zdania, pisząc o złodziejach i hochsztaplerach?

— Jaka będzie biblioteka przyszłości?
— Mam nadzieję, że będzie miejscem spotkań i budowania społeczeństwa obywatelskiego. Musi służyć ludziom.

Trwa nasza kampania „Lubię polski”. Prowadzą ją „Gazeta Olsztyńska” i Fundacja Instytut Badań i Edukacji Społecznej. Jego częścią jest konkurs na napisanie tekstu liczącego tysiąc znaków. Żaden wyraz, z wyjątkiem spójników i przyimków, nie może się w nim powtarzać.

Oto praca Piotra Warżały, ucznia klasy III B Gimnazjum nr 13 w Olsztynie.

A jednak można
W dzisiejszych czasach z wielu względów mowa polska stosowana w życiu codziennym ulega zniekształceniom. Ta tendencja jest niebezpieczna, gdyż może prowadzić do zanikania ojczystej „gwary” oraz kultury. Szybki tryb życia wymusza na jej użytkownikach zabiegi polegające na pomijaniu niektórych wyrazów lub unikaniu polskich znaków w celu uproszczenia sobie ich pisowni. Bardzo często, chcąc zmieścić swoją wypowiedź w przysłowiowych 160 znakach, zapominamy o jakichkolwiek zasadach językowych, chcąc jedynie szybko, krótko i zwięźle przekazać informacje. Krótko mówiąc, treść wypowiedzi stała się najważniejsza, natomiast jej forma — nieistotna. Z kolei szeroki dostęp do internetu powoduje powstawanie naleciałości z innych języków lub slangów, wtrącanie w wypowiedzi pojedynczych słów lub całych zagranicznych wyrażeń. Jest to zabieg zupełnie zbędny, gdyż Polacy dysponują niezwykle szerokim zasobem ojczystych słów. Świetnym przykładem na to jest chociażby ten tekst, w którym żadne użyte słowo się nie powtarza.

Do udziału w naszej zabawie zapraszamy nie tylko uczniów, ale też wszystkich, którzy chcieliby sprawdzić swoją językową kreatywność i zasób słownictwa.
Nadesłane prace można czytać także na naszym fanpage'u „Lubię polski”: www.facebook.com/polskijestok. Najlepsze teksty zostaną opublikowane w drukowanym wydaniu „Gazety Olsztyńskiej” i „Dziennika Elbląskiego”.
O czym pisać? Oczywiście o języku i literaturze. Na przykład o tym, czy sms może zastąpić rozmowę? Piszmy o ulubionych lekturach, o inspirujących bohaterach literackich, o tym, czy lekcje polskiego są nam potrzebne. Piszmy o tym, co nas w języku złości, co porusza, co inspiruje.
Na teksty czekamy w siedzibie redakcji przy ul. Partyzantów 28 w Olsztynie. Przyłączać się można indywidualnie lub za pośrednictwem swoich szkół albo przesyłać teksty drogą elektroniczną na adres: fundacja@fundacja-ibies.org lub h.lozowska@gazetaolsztynska.pl.