Bo okładka musi się uśmiechać

2017-05-17 11:07:59(ost. akt: 2017-05-17 11:11:14)
Anna Cabaj

Anna Cabaj

Autor zdjęcia: Agnieszka Porowska

Nie obchodzą mnie królewny śnieżki ani inne słodkie opowiastki. Romans dobry jest tylko wtedy, gdy po drodze padnie kilka trupów — opowiada tegoroczna maturzystka Anna Cabaj. Jest miłośniczką mocnych, dobrze opowiedzianych historii.
Dziewiętnastolatka już zaciera ręce, bo przed nią najdłuższe wakacje życia.
— Jeszcze zacisnąć zęby na dwa tygodnie, zdać kilka egzaminów, a potem aż do października, do początku roku akademickiego będę mogła czytać, ile wlezie — cieszy się miłośniczka książek.
Nie jest jednak tak, że czyta wszystko, co tylko wpadnie jej w ręce. Najbardziej fascynują ją kryminały, fantastyka oraz fantasy. I to na półki z tymi pozycjami zagląda w bibliotece najczęściej.
W tym roku ze względu na maturę bywała tam rzadziej, ale — jak sama mówi — gdy ma czas, potrafi przeczytać nawet jedną książkę dziennie. Tak wspomina ubiegłoroczne wakacje:
— Przejrzałam wtedy wszystkie pozycje z interesujących mnie dziedzin. Poznałam prawie wszystkie okładki. W Planecie 11 bywałam niemal codziennie.
I wbrew utartej zasadzie, że nie ocenia się książki po okładce, Anna właśnie w ten sposób wybiera to co z biblioteki zabierze do domu.
— Jest tyle książek z ciekawymi opisami, że łatwo się w tym pogubić. Każdy chce się sprzedać. Ja przyjęłam taką, być może niestandardową, metodę, że jeśli okładka mnie zaintryguje, w jakiś sposób uśmiechnie się i przemówi do mnie, wtedy zawsze daje takiej pozycji szansę — opowiada.

Teraz czyta trzymający w napięciu dreszczowiec „Zabójczy wirus” Alexa Kavy, który dostała w prezencie. I chociaż okładka nie zwala z nóg, jest nim zachwycona.

— To opowieść o tym, jak ktoś rozsyła zabójcze koperty z wirusem Ebola. Wszczęte zostaje w tej sprawie śledztwo w trakcie którego zarażają się m.in. lekarze badający sprawę. Czas mija, ebola się mutuje i rozwija, coraz więcej ludzi po drodze umiera. Sytuacja wydaje się beznadziejna. I... oczywiście końcówki nie zdradzę! — ucina ze śmiechem.

— W każdym razie polecam tę książkę każdemu kto lubi mocne uderzenie. Ale jeśli ktoś jest fanem prozy obyczajowej, to uwaga: może ci się nie spodobać — rekomenduje Anna, jednocześnie ostrzegając.

Maturzystka, odkąd pamięta, wolała grozę, niedopowiedzenia i udziwnione światy niż cukierkowe opowieści o innych dziewczynach. Gdy jej rówieśniczki zaczytywały się w „Ani z Zielonego Wzgórza” czy przygodach Borejków, ona pochłaniała kolejne tomy skandynawskiego króla kryminału Monsa Kallentofta.

— „Jesienna sonata”, „Ofiara w środku zimy”, „Śmierć letnią porą” — bardzo lubię te jego tytuły związane z porami roku — mówi. — Kryminały dają mi również ogląd na to, jak w przyszłości może wyglądać moja praca.

Bo tegoroczna maturzystka będzie próbowała dostać się na chemię i toksykologię do Wrocławia, bo potem chce pójść w kierunku genetyki sądowej i pracować w laboratorium kryminalistycznym.

— Zdaję sobie sprawę, że między fikcją literacką a życiem, gdy ktoś naprawdę ma do czynienia z trupami i zbrodniami, jest spora przepaść. Mam jednak wrażenie, że tego typu lektury dają mi pewien ogląd, jak ta praca może wyglądać i w jaki sposób przygotowują mnie do niej.

A lektury? Przecież dopiero niedawno skończyła liceum? — Owszem, czytam, ale się nie zachwycam. Czytam, bo muszę, a nie dla przyjemności. Tylko proszę nic nie mówić mojej polonistce, bo przede mną jest jeszcze ustny polski — puszcza oko dziewiętnastolatka.

ap