Macron czy Le Pen. Kto wygra wybory prezydenckie we Francji? [rozmowa]

2017-05-04 19:00:00(ost. akt: 2017-05-04 14:51:47)
Zdjęcie jest ilustracją do treści

Zdjęcie jest ilustracją do treści

Autor zdjęcia: Anna Rok

Macron to faworyt, ale przewaga nad Le Pen może okazać się niewielka. Prof. Rafał Chwedoruk, politolog z UW, typuje zwycięzcę wyborów we Francji.


— Kandydat na prezydenta Francji centrowy polityk Emmanuel Macron znowu zahaczył Polskę, stawiając w jednym rzędzie Viktora Orbana, Jarosława Kaczyńskiego i Władimira Putina.
— Powiedziałbym, że gdyby PiS było na to stać, to sprawa powinna znaleźć finał w sądach. Można, a nawet trzeba krytykować polskich polityków, ale istnieje pewien próg pomówień.

— Ale ten, kto ten próg przekracza, ma według sondaży wyraźnie pokonać kandydatkę skrajnej prawicy Marine Le Pen.
— Francuski establishment zainwestował tyle w pana Marcona, że trudny sobie wyobrazić inny scenariusz. Niemniej warto zwrócić uwagę, że wyniki obu kandydatów w pierwszej turze były słabe. Ich przewaga nad konserwatystą Francoisem Fillonem i lewicowym Jean-Luc Melenchonem była niewielka. Sondaże pokazują, że większość wyborców tego drugiego nie pójdzie na drugą turę, a około jedna trzecia odda głos na Macrona. Faworytem jest oczywiście Macron, ale przewaga może okazać się nie tak wielka, jak pokazują sondaże. Bez względu na wynik będzie jeden przegrany w tych wyborach. A będzie to Francja.

— Dlaczego pan tak uważa?
— Wyobraźmy sobie w naszej skromnej demokracji taką oto drugą turę wyborów prezydenckich. Z jednej strony staje kandydat, którego partia do tej pory była w sposób jawny oskarżana o faszyzm, a co najmniej ksenofobię. A z drugiej kandydat, który do niedawna pracował w banku znanej światowej rodziny, a potem został ministrem w najbardziej niepopularnym prawdopodobnie rządzie w najnowszej historii Francji. Kandydat będący symbolem bezdusznych bankierów. Wszyscy byśmy rozpaczali w Polsce, że jest to kryzys demokracji. Jeśli porównamy nasze drugie tury wyborów prezydenckich i większość kandydatów, ugrupowania, które za nimi stały, to możemy śmiało popatrzeć Francuzom w oczy i powiedzieć uczcie się.

— Przegra Francja, a który kandydat to z punktu widzenia Polski zwycięstwo?
— Przy całym szacunku dla obecnej i poprzedniej koalicji rządzącej nie jesteśmy tak poważnym rozgrywającym w Europie, żebyśmy mogli realnie wpływać na strategiczne sprawy. Każda z tych opcji niesie ze sobą ryzyko. Zwycięstwo pani Le Pen niewątpliwie oznacza osłabienie UE, chaos we Francji, bo trochę jak Trump bardzo szybko szukałaby legitymizacji wewnętrznej swoich rządów. Oznacza to też pewne niewiadome geopolityczne.

— Le Pen mówi choćby o wycofaniu Francji z NATO.
— No tak, oznacza to prawdopodobnie orientację antyniemiecką we francuskiej polityce. A to oznacza, że kolejny pewnik w naszej polityce, czyli istnienie twardego jądra UE, przestaje w dotychczasowej postaci istnieć.

— A Macron?
— Wygrana pana Macrona oznacza perspektywę pogłębienia integracji europejskiej i gwałtowny nacisk na Polskę. Myślę, że oznacza też postawienie Polsce w bardzo krótkim czasie ultimatum w sprawie wejścia do strefy euro. I tak źle, i tak niedobrze.

— Karty w UE rozdają Niemcy i Francja, a Macorn chce przyspieszenia integracji, wzmocnienia instytucji unijnych, a tymczasem lider PiS chce większej roli rządów narodowych państw członkowskich. Jarosław Kaczyński lansuje przecież koncepcję Europy ojczyzn. 

— To oznacza oczywiście pogłębienie problemów. Będzie oznaczało propozycje nie do odrzucenia wobec innych krajów. Stąd waga Grupy Wyszehradzkiej.

— Ale czy może być przeciwwagą dla osi Paryż-Berlin?
— Nie, nie może być, ale pamiętajmy, że wyjście Brytyjczyków z UE już zmienia trochę geografię wpływów politycznych, siłą rzeczy oznacza wzrost roli Niemiec. UE staje się mniej wielobiegunowa. Jeśli Macron zrealizuje część swoich zapowiedzi, to oznacza perspektywę bardzo dużych konfliktów wewnętrznych. Nie jest przypadkiem, że tamtejsza klasa robotnicza niegdyś głosująca najczęściej na Komunistyczną Partię Francji dziś głosuje na Front Narodowy.

— Czyli nie ma już lewicy? Przynajmniej na pochodach pierwszomajowych jej nie widać.
— W istocie 1 maja lewicy trochę przypomina 1 listopada. Francja jest przykładem, na którym doskonale to widać.
am