POTRZEBA NAM CZASU I DOŚWIADCZENIA
2017-01-31 12:00:00(ost. akt: 2017-01-31 17:24:37)
Z przebiegu całych mistrzostw świata możemy cieszyć się z tego, co osiągnęliśmy — mówi obrotowy Marek Daćko, reprezentant Polski i wychowanek Szczypiorniaka Olsztyn.
— Francja zasłużenie obroniła mistrzostwo świata?
— Myślę, że tak. Od samego początku była moim faworytem mistrzostw. To świetny zespół. Przez fazę grupową Francuzi przeszli jak burza.
— Wiele osób, które postawiło na polskiej reprezentacji krzyżyk, zaskoczył wasz wynik z przyszłymi mistrzami świata, z którymi przegraliście tylko 25:26.
— Przed tym meczem wiadomym już było, że nie mamy szans na wyjście z grupy. Aczkolwiek zagraliśmy z nimi bardzo fajne spotkanie, z którego możemy być zadowoleni. Mamy nową reprezentację, w której jest wielu młodych zawodników. Brakuje nam jeszcze doświadczenia na arenie międzynarodowej. Uważam jednak, że z przebiegu całych mistrzostw możemy cieszyć się z tego, co osiągnęliśmy.
— Mistrzostwa zakończyliśmy na 17. miejscu. To pozycja adekwatna do tego, na co było stać tę drużynę? Drużynę, w której kilku wiodących do tej pory zawodników zakończyło reprezentacyjne kariery, a kilku innych nie pojechało do Francji z powodów kontuzji, jak choćby Mariusz Jurkiewicz, Kamil Syprzak, Michał Jurecki czy Piotr Wyszomirski.
— Te wszystkie sprawy utrudniły nam zadanie. Nie ma co jednak z tego powodu rozpaczać. Graliśmy tym, co mieliśmy, zostawialiśmy na boisku serce i to było najważniejsze.
— Dobrych momentów trochę pokazaliście. Choćby w meczach z Norwegią, Francją czy Argentyną na pożegnanie z mundialem.
— Norwegia była naszym pierwszym rywalem i na pewno po spotkaniu odczuwaliśmy wielki niedosyt. Co prawda nie byliśmy faworytem, ale mieliśmy swoje szanse. W 55. minucie był remis i dwa razy mieliśmy szansę, by wyjść na prowadzenie, ale nie potrafiliśmy tego wykorzystać i przegraliśmy dwoma bramkami.
— Biorąc pod uwagę te wszystkie problemy, które nawiedziły kadrę, jadąc do Francji obawiał się pan tego turnieju?
— Nie będę ukrywał, że miałem sporo stresu z tym związanego. Nie były to moje pierwsze występy w reprezentacji, ale za to pierwsza tak duża impreza. Pod nieobecność Kamila Syprzaka odpowiedzialność gry na kole w ofensywie spadła na mnie.
— Bardzo był pan spięty przed meczem z Norwegami?
— Byłem zestresowany, ale kiedy zaczęło się spotkanie, to napięcie ze mnie zeszło i starałem się wykonywać zadania trenera.
— Co bardziej wam ciążyło podczas tych mistrzostw: obawa o wyniki, czy o krytykę, jaka spadnie na was w Polsce po kompletnie nieudanym turnieju?
— Kibice przyzwyczaili się do sukcesów, jakie w ostatnich latach odnosiła nasza reprezentacja. Nie pamiętają jednak jej początków. Przecież tamta kadra nie zdobywała medali mistrzostw świata od razu. My teraz też zaczynamy i wydaje mi się, że nie można nas skreślać po pierwszym nie do końca udanym turnieju. Jesteśmy młodym zespołem, nie graliśmy ze sobą w takim składzie wcześniej, doszło dużo nowych zagrywek, więc potrzebujemy zgrania. Z czasem wszystko powinno się zazębiać.
— A panu jak się grało we Francji? Na bramkę rywali rzucał pan 22 razy, zdobył 15 goli, miał 68 procent skuteczności. To zadowalające wyniki?
— Generalnie jestem bardzo zadowolony z tego, że miałem możliwość gry w takim turnieju. To dla mnie mobilizacja do dalszej, ciężkiej pracy. Występy w reprezentacji Polski są przecież marzeniem każdego młodego zawodnika. Do swojej postawy na boisku zawsze podchodzę ostrożnie. Wydaje mi się, że zagrałem przyzwoicie, aczkolwiek nie ustrzegłem się błędów. Teraz muszę popracować nad ich wyeliminowaniem.
— Przez którą obronę było się najciężej przedzierać?
— W mistrzostwach świata nie ma słabych zespołów. Poziom jest wyrównany i o końcowym wyniku decydują niuanse, choćby doświadczenie. A z którą obroną było najciężej? Myślę, że najtrudniejsze dla mnie były mecze z Norwegią i Francją, czyli, jak się później okazało, wicemistrzem i mistrzem świata.
— Czuje się pan zadomowiony w kadrze, czy jeszcze za wcześnie, by użyć takiego określenia?
— Nikt nie ma przypisanego na stałe miejsca w reprezentacji. Staram się grać jak najlepiej, ciągle rozwijać i mam nadzieję, że dostanę od trenera kolejne szanse.
— Rozmawiamy o niedawno zakończonych mistrzostwach świata, a przecież mogło by tam pana nie być, gdyby kilkanaście lat temu nie wypatrzył pana podczas międzyszkolnych zawodów Konstanty Targoński, trener Szczypiorniaka Olsztyn.
— Zgadza się, tak było. Pochodzę z Bartoszyc i w tamtym czasie w moim rodzinnym mieście nie było perspektyw do gry w piłkę ręczną, nie było klubu. Stąd decyzja o przenosinach najpierw do Olsztyna, a później do Gdańska.
— Piłka ręczna była dla pana miłością od pierwszego rzutu?
— (śmiech) Od zawsze lubiłem sport, czy to piłkę nożną, czy lekkoatletykę. Zresztą moja mama do tej pory jest nauczycielką wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej numer 7, więc pewnie po niej odziedziczyłem w genach zamiłowanie do sportu. Ostatecznie padło na piłkę ręczną, z czego jestem bardzo zadowolony. Robię to, co lubię i co sprawia mi przyjemność. Pamiętam, że Zbigniew Kuśnierz, nauczyciel w-f w bartoszyckiej SP 1, zaproponował kilku uczniom, w tym mnie, uczestniczenie w zajęciach piłki ręcznej. Spróbowałem, no i tak jakoś od początku mi się spodobało.
— W ubiegłym roku można było zobaczyć pana w Bartoszycach podczas cyklicznej imprezy „Bieg z gwiazdą”, w której gościem specjalnym był piłkarz ręczny Marcin Lijewski. Chyba miło byłoby w przyszłości przyjechać do rodzinnego miasta w podobnej roli?
— (śmiech) Cóż mogę powiedzieć... Na pewno byłoby bardzo miło. Na razie jestem skupiony na swojej grze w Górniku Zabrze. Czas pokaże, co będzie dalej.
— Myślę, że tak. Od samego początku była moim faworytem mistrzostw. To świetny zespół. Przez fazę grupową Francuzi przeszli jak burza.
— Wiele osób, które postawiło na polskiej reprezentacji krzyżyk, zaskoczył wasz wynik z przyszłymi mistrzami świata, z którymi przegraliście tylko 25:26.
— Przed tym meczem wiadomym już było, że nie mamy szans na wyjście z grupy. Aczkolwiek zagraliśmy z nimi bardzo fajne spotkanie, z którego możemy być zadowoleni. Mamy nową reprezentację, w której jest wielu młodych zawodników. Brakuje nam jeszcze doświadczenia na arenie międzynarodowej. Uważam jednak, że z przebiegu całych mistrzostw możemy cieszyć się z tego, co osiągnęliśmy.
— Mistrzostwa zakończyliśmy na 17. miejscu. To pozycja adekwatna do tego, na co było stać tę drużynę? Drużynę, w której kilku wiodących do tej pory zawodników zakończyło reprezentacyjne kariery, a kilku innych nie pojechało do Francji z powodów kontuzji, jak choćby Mariusz Jurkiewicz, Kamil Syprzak, Michał Jurecki czy Piotr Wyszomirski.
— Te wszystkie sprawy utrudniły nam zadanie. Nie ma co jednak z tego powodu rozpaczać. Graliśmy tym, co mieliśmy, zostawialiśmy na boisku serce i to było najważniejsze.
— Dobrych momentów trochę pokazaliście. Choćby w meczach z Norwegią, Francją czy Argentyną na pożegnanie z mundialem.
— Norwegia była naszym pierwszym rywalem i na pewno po spotkaniu odczuwaliśmy wielki niedosyt. Co prawda nie byliśmy faworytem, ale mieliśmy swoje szanse. W 55. minucie był remis i dwa razy mieliśmy szansę, by wyjść na prowadzenie, ale nie potrafiliśmy tego wykorzystać i przegraliśmy dwoma bramkami.
— Biorąc pod uwagę te wszystkie problemy, które nawiedziły kadrę, jadąc do Francji obawiał się pan tego turnieju?
— Nie będę ukrywał, że miałem sporo stresu z tym związanego. Nie były to moje pierwsze występy w reprezentacji, ale za to pierwsza tak duża impreza. Pod nieobecność Kamila Syprzaka odpowiedzialność gry na kole w ofensywie spadła na mnie.
— Bardzo był pan spięty przed meczem z Norwegami?
— Byłem zestresowany, ale kiedy zaczęło się spotkanie, to napięcie ze mnie zeszło i starałem się wykonywać zadania trenera.
— Co bardziej wam ciążyło podczas tych mistrzostw: obawa o wyniki, czy o krytykę, jaka spadnie na was w Polsce po kompletnie nieudanym turnieju?
— Kibice przyzwyczaili się do sukcesów, jakie w ostatnich latach odnosiła nasza reprezentacja. Nie pamiętają jednak jej początków. Przecież tamta kadra nie zdobywała medali mistrzostw świata od razu. My teraz też zaczynamy i wydaje mi się, że nie można nas skreślać po pierwszym nie do końca udanym turnieju. Jesteśmy młodym zespołem, nie graliśmy ze sobą w takim składzie wcześniej, doszło dużo nowych zagrywek, więc potrzebujemy zgrania. Z czasem wszystko powinno się zazębiać.
— A panu jak się grało we Francji? Na bramkę rywali rzucał pan 22 razy, zdobył 15 goli, miał 68 procent skuteczności. To zadowalające wyniki?
— Generalnie jestem bardzo zadowolony z tego, że miałem możliwość gry w takim turnieju. To dla mnie mobilizacja do dalszej, ciężkiej pracy. Występy w reprezentacji Polski są przecież marzeniem każdego młodego zawodnika. Do swojej postawy na boisku zawsze podchodzę ostrożnie. Wydaje mi się, że zagrałem przyzwoicie, aczkolwiek nie ustrzegłem się błędów. Teraz muszę popracować nad ich wyeliminowaniem.
— Przez którą obronę było się najciężej przedzierać?
— W mistrzostwach świata nie ma słabych zespołów. Poziom jest wyrównany i o końcowym wyniku decydują niuanse, choćby doświadczenie. A z którą obroną było najciężej? Myślę, że najtrudniejsze dla mnie były mecze z Norwegią i Francją, czyli, jak się później okazało, wicemistrzem i mistrzem świata.
— Czuje się pan zadomowiony w kadrze, czy jeszcze za wcześnie, by użyć takiego określenia?
— Nikt nie ma przypisanego na stałe miejsca w reprezentacji. Staram się grać jak najlepiej, ciągle rozwijać i mam nadzieję, że dostanę od trenera kolejne szanse.
— Rozmawiamy o niedawno zakończonych mistrzostwach świata, a przecież mogło by tam pana nie być, gdyby kilkanaście lat temu nie wypatrzył pana podczas międzyszkolnych zawodów Konstanty Targoński, trener Szczypiorniaka Olsztyn.
— Zgadza się, tak było. Pochodzę z Bartoszyc i w tamtym czasie w moim rodzinnym mieście nie było perspektyw do gry w piłkę ręczną, nie było klubu. Stąd decyzja o przenosinach najpierw do Olsztyna, a później do Gdańska.
— Piłka ręczna była dla pana miłością od pierwszego rzutu?
— (śmiech) Od zawsze lubiłem sport, czy to piłkę nożną, czy lekkoatletykę. Zresztą moja mama do tej pory jest nauczycielką wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej numer 7, więc pewnie po niej odziedziczyłem w genach zamiłowanie do sportu. Ostatecznie padło na piłkę ręczną, z czego jestem bardzo zadowolony. Robię to, co lubię i co sprawia mi przyjemność. Pamiętam, że Zbigniew Kuśnierz, nauczyciel w-f w bartoszyckiej SP 1, zaproponował kilku uczniom, w tym mnie, uczestniczenie w zajęciach piłki ręcznej. Spróbowałem, no i tak jakoś od początku mi się spodobało.
— W ubiegłym roku można było zobaczyć pana w Bartoszycach podczas cyklicznej imprezy „Bieg z gwiazdą”, w której gościem specjalnym był piłkarz ręczny Marcin Lijewski. Chyba miło byłoby w przyszłości przyjechać do rodzinnego miasta w podobnej roli?
— (śmiech) Cóż mogę powiedzieć... Na pewno byłoby bardzo miło. Na razie jestem skupiony na swojej grze w Górniku Zabrze. Czas pokaże, co będzie dalej.
MAREK DAĆKO
25 lat. Obrotowy Górnika Zabrze i reprezentacji Polski, z którą zagrał podczas niedawnych mistrzostw świata we Francji. W przeszłości zawodnik Szczypiorniaka Olsztyn, SMS Gdańsk, BKS Bochnia, Piotrkowianina Piotrków Trybunalski. W obecnym sezonie zajmuje czwarte miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców PGNiG Superligi — zdobył 75 bramek w 14 spotkaniach. kwk
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez