Boksują w małych Świątkach
2017-01-10 12:00:00(ost. akt: 2017-01-10 15:55:31)
Zaczął od trenowania swoich dzieci, ale potem założył Uczniowski Klub Sportowy Boks Świątki. — W szczytowym momencie mieliśmy w klubie aż 47 młodych bokserów, powoli mnie to wszystko trochę przerasta — mówi trener Karol Tuchewicz.
Historia nie ma chyba precedensu, bo chodzi o wielkie rzeczy w małej wsi Świątki położonej między Miłakowem a Dobrym Miastem. Właśnie tam powstał Uczniowski Klub Sportowy Boks Swiątki, w którym alfą i omegą jest Karol Tuchewicz. — Początkowo zajmowałem się treningiem swoich synów: Rafała i Kamila, do nich dołączał jeszcze ich kuzyn — opowiada Tuchewicz. — Pracowałem dla nich, a oni boksowali dla takich klubów jak Gwardia Szczytno czy Klub Powiatu Olsztyńskiego Pirs. Ale tylko boksowali, bo o żadnych profitach, czyli zwykłych stypendiach, nie było mowy, cała chwała szła też na konto innych. Poszedłem więc do pani Agnieszki Miąsko, dyrektor Szkoły Podstawowej w Świątkach, która udostępniała nam salę, z pytaniem, czy moglibyśmy pomyśleć o Uczniowskim Klubie Sportowym. Jej reakcja była pozytywna i natychmiastowa, w efekcie już następnego dnia wypełnialiśmy dokumenty do wniosku licencyjnego Polskiego Związku Bokserskiego. A po kilku tygodniach zostałem kierownikiem i trenerem sekcji bokserskiej — mówi Tuchewicz.
Klub działa od 2013 roku i skupia młodych ludzi ze Świątek oraz okolic, może się też pochwalić wymiernymi efektami na ogólnopolskiej arenie. — W szczytowym momencie mieliśmy w klubie 47 zawodników, większość z nich posiadała licencję PZB, a więc coś musiała umieć. I to wszystko była młodzież, z tym że starsi wyjeżdżają potem do miasta, bo tam mogą zarobić nawet 1,5 czy 2 tys. złotych z boksowania. Ja zdecydowanie wolę pracować z dziećmi ze wsi, bowiem to są ludzie stworzeni do boksu, tacy, jakby to powiedzieć, hardzi. I dochodzą do sukcesów. Jakich? Wiele ich było, choćby w 2015 roku Piotr Szerszeń i Tomasz Kalwara zajęli pierwsze miejsce na mistrzostwach Polski młodzików, a Rafał Tuchewicz był trzeci na MP juniorów. Poza tym w 2016 roku Piotr Szerszeń był trzeci na mistrzostwach Polski Kadetów, innych mniej eksponowanych miejsc nie liczę, ale w 2015 roku nasz klub Boks Świątki zajął czwarte miejsca w klasyfikacji generalnej w stawce 70 klubów z całej Polski — dodaje z dumą Karol Tuchewicz.
Animatorowi sportu zaczyna jednak brakować cierpliwości i spokoju, a głównie powody tego są dwa. — To wszystko zaczyna mnie przerastać. Jestem sam, a mam aktualnie ponad 20 zawodników pod opieką. Kiedy zaczynałem treningi z moimi synami, robiłem to po to, żeby nie zwariować po nagłej śmierci mojej żony. Teraz to się już jednak zrobiło czyste szaleństwo, bo wyjazdy na mistrzostwa Polski młodzików, kadetów, juniorów młodszych czy juniorów zajmują po tygodniu. A potem osobno dziewcząt... A ja cały czas funkcjonuję na zasadzie wolontariatu. Chciałbym się doczekać jakiegoś etatu w szkole, wtedy byłoby mi łatwiej ze wszystkim: z treningami i wyjazdami. Chciałbym tego, ale czy się doczekam, to nie wiem — kończy Karol Tuchewicz.
zib
Klub działa od 2013 roku i skupia młodych ludzi ze Świątek oraz okolic, może się też pochwalić wymiernymi efektami na ogólnopolskiej arenie. — W szczytowym momencie mieliśmy w klubie 47 zawodników, większość z nich posiadała licencję PZB, a więc coś musiała umieć. I to wszystko była młodzież, z tym że starsi wyjeżdżają potem do miasta, bo tam mogą zarobić nawet 1,5 czy 2 tys. złotych z boksowania. Ja zdecydowanie wolę pracować z dziećmi ze wsi, bowiem to są ludzie stworzeni do boksu, tacy, jakby to powiedzieć, hardzi. I dochodzą do sukcesów. Jakich? Wiele ich było, choćby w 2015 roku Piotr Szerszeń i Tomasz Kalwara zajęli pierwsze miejsce na mistrzostwach Polski młodzików, a Rafał Tuchewicz był trzeci na MP juniorów. Poza tym w 2016 roku Piotr Szerszeń był trzeci na mistrzostwach Polski Kadetów, innych mniej eksponowanych miejsc nie liczę, ale w 2015 roku nasz klub Boks Świątki zajął czwarte miejsca w klasyfikacji generalnej w stawce 70 klubów z całej Polski — dodaje z dumą Karol Tuchewicz.
Animatorowi sportu zaczyna jednak brakować cierpliwości i spokoju, a głównie powody tego są dwa. — To wszystko zaczyna mnie przerastać. Jestem sam, a mam aktualnie ponad 20 zawodników pod opieką. Kiedy zaczynałem treningi z moimi synami, robiłem to po to, żeby nie zwariować po nagłej śmierci mojej żony. Teraz to się już jednak zrobiło czyste szaleństwo, bo wyjazdy na mistrzostwa Polski młodzików, kadetów, juniorów młodszych czy juniorów zajmują po tygodniu. A potem osobno dziewcząt... A ja cały czas funkcjonuję na zasadzie wolontariatu. Chciałbym się doczekać jakiegoś etatu w szkole, wtedy byłoby mi łatwiej ze wszystkim: z treningami i wyjazdami. Chciałbym tego, ale czy się doczekam, to nie wiem — kończy Karol Tuchewicz.
zib
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez