Z Almanachu Absolwentów LO w Iławie, czyli okruchy wspomnień Adama Żwirbli – absolwenta LO w Iławie z roku 1966
2016-09-11 12:00:00(ost. akt: 2016-09-08 12:29:58)
W latach mojej młodości, aby stać się uczniem liceum, trzeba było zdać jak najlepiej egzamin wstępny z języka polskiego oraz z matematyki. Mój dom rodzinny znajduje się w Mózgowie (kiedyś to było Mozgowo!), czyli 15 km od Iławy, więc zdawszy pomyślnie tenże egzamin stałem się uczniem LO w Iławie i zamieszkałem w tzw. „Białym Domku”.
Niezapomniane wspaniałe lata spędzone w liceum
Mój pobyt w murach iławskiego „ ogólniaka” (wówczas jeszcze bez imienia !) to lata 1962-1966 i uważam, że jest to jedna z najpiękniejszych kart mojego życia. Wszak w tej szkole mogliśmy rozwijać się nie tylko intelektualnie, ale także fizycznie (dbali o to nauczyciele od WF-u, w szczególności prof. Antoni Gierszewski). Tutaj rodziły się pierwsze miłości, a niektóre z tych zauroczeń sprawiły, iż co niektórzy stanęli na ślubnym kobiercu. A jeśli tak się nie stało, to czasem odnajdujemy owe „ miłości” na tzw. NK (Naszej Klasie), albo spotykamy się na Jubileuszu naszej kochanej szkoły . Gdy już nadszedł czas szkolnych żniw, to swój egzamin dojrzałości zdaliśmy tak jak przystało na abiturientów Liceum Ogólnokształcącego w Iławie, czyli na celująco ! Wtedy to każdy z nas stanął przed koniecznością wyboru dalszej drogi życiowej i byliśmy świadomi, iż jak ponoć powiedział mądry Seneka „Zawsze będziesz miał przeciwne wiatry, jeśli nie będziesz wiedział, do jakiego portu zmierzasz”. Nasze otwarte umysły były pełne optymizmu życiowego, bo każdy z nas czuł sercem, iż będzie jak w tej piosence „Na rozstaju dróg stoi dobry Bóg, on wskaże Ci drogę”. O tym jak wielu Absolwentów iławskiego „ogólniaka” wyruszyło w świat, by żeglować po bezmiernym oceanie wiedzy i wyspy nieznane odkrywać najlepiej świadczy swoisty „album”, który jest ozdobą pierwszego piętra budynku szkoły.
Mój rocznik miał to szczęście, że nie trzeba było zdawać matury z wielu przedmiotów w ciągu jednego dnia, co doświadczali nasi poprzednicy. Oceny co najmniej dobre w dwóch ostatnich latach z języka polskiego i matematyki oraz taka ocena na egzaminie pisemnym zwalniały z egzaminu ustnego, a na dodatek było się też zwalnianym z języka obcego przy podobnym kryterium. Stąd w moim przypadku pozostał mi tylko egzamin ustny z przedmiotu wybranego, a była nim fizyka i to my z Andrzejem Wodzickim (czyli: Jurkiem) podważyliśmy pewnik, iż „ Myśl o piątce u Zachowej, to marzenie ściętej głowy”.
Mój pobyt w murach iławskiego „ ogólniaka” (wówczas jeszcze bez imienia !) to lata 1962-1966 i uważam, że jest to jedna z najpiękniejszych kart mojego życia. Wszak w tej szkole mogliśmy rozwijać się nie tylko intelektualnie, ale także fizycznie (dbali o to nauczyciele od WF-u, w szczególności prof. Antoni Gierszewski). Tutaj rodziły się pierwsze miłości, a niektóre z tych zauroczeń sprawiły, iż co niektórzy stanęli na ślubnym kobiercu. A jeśli tak się nie stało, to czasem odnajdujemy owe „ miłości” na tzw. NK (Naszej Klasie), albo spotykamy się na Jubileuszu naszej kochanej szkoły . Gdy już nadszedł czas szkolnych żniw, to swój egzamin dojrzałości zdaliśmy tak jak przystało na abiturientów Liceum Ogólnokształcącego w Iławie, czyli na celująco ! Wtedy to każdy z nas stanął przed koniecznością wyboru dalszej drogi życiowej i byliśmy świadomi, iż jak ponoć powiedział mądry Seneka „Zawsze będziesz miał przeciwne wiatry, jeśli nie będziesz wiedział, do jakiego portu zmierzasz”. Nasze otwarte umysły były pełne optymizmu życiowego, bo każdy z nas czuł sercem, iż będzie jak w tej piosence „Na rozstaju dróg stoi dobry Bóg, on wskaże Ci drogę”. O tym jak wielu Absolwentów iławskiego „ogólniaka” wyruszyło w świat, by żeglować po bezmiernym oceanie wiedzy i wyspy nieznane odkrywać najlepiej świadczy swoisty „album”, który jest ozdobą pierwszego piętra budynku szkoły.
Mój rocznik miał to szczęście, że nie trzeba było zdawać matury z wielu przedmiotów w ciągu jednego dnia, co doświadczali nasi poprzednicy. Oceny co najmniej dobre w dwóch ostatnich latach z języka polskiego i matematyki oraz taka ocena na egzaminie pisemnym zwalniały z egzaminu ustnego, a na dodatek było się też zwalnianym z języka obcego przy podobnym kryterium. Stąd w moim przypadku pozostał mi tylko egzamin ustny z przedmiotu wybranego, a była nim fizyka i to my z Andrzejem Wodzickim (czyli: Jurkiem) podważyliśmy pewnik, iż „ Myśl o piątce u Zachowej, to marzenie ściętej głowy”.
Choć przecież nie da się ująć w paru zdaniach czar szkolnych wspomnień, to jednakże spróbuję zajrzeć choć na chwilę do niektórych kart pamiętnika z tamtych lat, który tkwi w mojej głowie. Otóż, wówczas dyrektorem LO w Iławie był prof. Stanisław Hertel – nie tylko wybitny pedagog, ale także gorący wielbiciel Ziemi Iławskiej, przeto śmiało można rzec, iż nasza szkoła zawładnęła całym jego jestestwem. Czyż nie warto wspomnieć, jak to Dyrektor Hertel od czasu do czasu witał nas przed bramą szkoły, aby sprawdzić czy mamy przyszyte szkolne tarcze. Mile wspominam swoje „piąteczki” za tasiemcowe wypracowania z języka polskiego u prof. Mieczysława Zacha, a także to, że na maturze byłem lepszym polonistą niż matematykiem (bo uparłem się, że w dość prostym zadaniu wykorzystam tzw. wzór Herona – no i „zamotałem się” co nieco!). Jakże nie wspomnieć tutaj prof. Jana Jaczynowskiego, który zwracał się do uczniów wyłącznie po imieniu, a ja – jego „pupilek” miałem przywilej chodzenia na spacery z ukochanym pieskiem „Uranem” Pana Profesora. A czyż nie pamiętamy prof. Tadeusza Kuarta, który musiał czasem wręcz krzyczeć „Silence ! Stop talking please ! ”, co i tak nie zawsze przynosiło efekt. Pamiętam, jak w skrycie pokazywał nam zdjęcia związane z Katyniem i przybliżał tą okropną prawdę ! Można by godzinami wspominać, nawet z łezką w oku, także innych profesorów naszego kochanego „ogólniaka” – wszak to oni przez wszystkie lata naszego pobytu w tej szkole przekazywali nam swój świat wartości i umiłowanie do nauki, tudzież i do sportu, a zarazem na przekór niepogodzie troskali się o słońce i wodę wiedząc, iż „ziarno prawidłowo zasiane wzejdzie nawet na ugorze”.
To właśnie tęsknota za miastem lat mojej młodości sprawiła, iż w książce mojego autorstwa, która została wydana w 2015 roku przez Wydawnictwo Naukowe PWN ( „Nowe podejście do analizy progu rentowności”) znalazła się następująca dedykacja:
„Mojemu miastu lat młodzieńczych – Iławie, Rodzinie i Przyjaciołom”.
Muszę przyznać się, że przez 25 lat nie odwiedzałem Iławy (gdy rodzice wyprowadzili się z Mózgowa!), przeto gdy pewnego słonecznego przedpołudnia stanąłem na peronie, to poczułem wewnętrzną radość, że wracam do rodzinnych stron. Myślę, że to szczególne umiłowanie miasta lat młodości, czyli Iławy przelałem na papier i tak powstała przed laty „Piosenka o mojej Iławie”.
To właśnie tęsknota za miastem lat mojej młodości sprawiła, iż w książce mojego autorstwa, która została wydana w 2015 roku przez Wydawnictwo Naukowe PWN ( „Nowe podejście do analizy progu rentowności”) znalazła się następująca dedykacja:
„Mojemu miastu lat młodzieńczych – Iławie, Rodzinie i Przyjaciołom”.
Muszę przyznać się, że przez 25 lat nie odwiedzałem Iławy (gdy rodzice wyprowadzili się z Mózgowa!), przeto gdy pewnego słonecznego przedpołudnia stanąłem na peronie, to poczułem wewnętrzną radość, że wracam do rodzinnych stron. Myślę, że to szczególne umiłowanie miasta lat młodości, czyli Iławy przelałem na papier i tak powstała przed laty „Piosenka o mojej Iławie”.
Dziś staję przed niemożnością opowiedzenia o tak wielu wspaniałych pedagogach, których dane nam było spotkać w iławskim „ogólniaku”. Bo przecież, lata spędzone w tej szkole były dla nas wszystkich nieustającym i rozwijającym osobowość dyskursem z nauką, wzbogacały nasze patrzenie na życie, a także były czasem autentycznej radości i niekłamanej przyjaźni. To właśnie ta szkoła obdarowała mnie swoistym „imperatywem” pogody ducha, który niczym latarnia, oświetlająca wędrowcowi drogę w ciemnościach, był i jest nadal najlepszym przewodnikiem na krętych ścieżkach mojego życia.
P.S.
A kiedy tak czasem lata minione tęsknie wspominam, przędziwo marzeń znów rozpoczynam i wracam myślami do lat spędzonych w szkolnej ławie wspaniałego iławskiego „ogólniaka”. To właśnie z tej przyczyny okładkę jednej z moich książek zdobią zdjęcia przedstawiające: iławski ogólniak, pomnik St. Żeromskiego oraz „Biały Domek”. Wszak owe zdjęcia przypominają mi uniesienia młodości - lata „chmurne i durne”, lecz zarazem jakże były one piękne.
P.S.
A kiedy tak czasem lata minione tęsknie wspominam, przędziwo marzeń znów rozpoczynam i wracam myślami do lat spędzonych w szkolnej ławie wspaniałego iławskiego „ogólniaka”. To właśnie z tej przyczyny okładkę jednej z moich książek zdobią zdjęcia przedstawiające: iławski ogólniak, pomnik St. Żeromskiego oraz „Biały Domek”. Wszak owe zdjęcia przypominają mi uniesienia młodości - lata „chmurne i durne”, lecz zarazem jakże były one piękne.
Z KART INTERNACKIEGO ŻYCIA W „BIAŁYM DOMKU”:
Po 50-ciu latach od zdania matury i przejściu tak wielu dróg patrzę na to internackie życie przez pryzmat życia w rodzinie. Wszak bywa, że nawet jedno, czy dwójka dzieci sprawia nie lada problem wychowawczy, a przecież w internackiej rodzinie była ponad setka młodych dziewcząt i chłopców. Wskazuję na ten aspekt tym, którzy próbują kreować mit „obozowego życia”, bo jak wielka odpowiedzialność ciążyła na naszych wychowawcach to wiedzą Ci, którzy bywali choćby opiekunami obozów młodzieżowych.
Chcę przypomnieć przede wszystkim to, co nie zawsze nam młodym wówczas podobało się, a co przyniosło tak wspaniałe owoce. Był to przymus codziennego uczenia się w wyznaczonym czasie (tzw. „odrabianki”) i odczytywania na apelu naszych osiągnięć w szkole. W pewnym momencie ci najsłabsi otrzymywali „opiekuna naukowego”, którego zadaniem było wesprzeć kolegę czy koleżankę. Tylko dzięki takiej systematyczności uczenia się osiągaliśmy piękne wyniki w nauce, co otwierało nam drogę nawet na niwie naukowej.
Było także wtedy stosowane „wychowanie przez pracę”, a zatem chłopacy rano udawali się do piekarni po świeże pieczywo, gdyż mieliśmy brać do szkoły tzw. drugie śniadanie, abyśmy nie byli gorsi od młodzież miejscowej. Dziewczyny ćwiczyły na przyszłość swoje umiejętności kulinarne obierając ziemniaki i podając jedzenie do stołów. Nawet wyjazdy na tzw. wykopki, co procentowało ziemniakami dla internatu, a także zajmowanie się hodowlą świnek nie były aż takie dokuczliwe. Wszak to były epizody w naszych życiorysach , bo cechą szczególną życia internackiego była możliwość rozwijania swojego talentu muzycznego (czy pamiętacie zespół mandolinistów ?) lub też sportowego, stąd powstała następująca strofa piosenki:
Rożne pomysły kierownik miewał
Naszą energię chciał spożytkować
Kto poczuł wenę to w chórku śpiewał
Albo jak farmer świnki hodował.
Przypomnę koleżankom i kolegom swoją skromną osobę jako tzw. grajka internackiego, który najpierw przygrywał do tańca na akordeonie, a potem na saksofonie, a gdy dołączył Tadek Araszkiewicz (akordeon), Jasiu Piotrowski (perkusja) oraz Adaś Dziki (gitara), to powstał internacki zespół muzyczny, którym się opiekował wspaniały nauczyciel, tj. Tadeusz Kamiński (ksywa: „Bozia”). Oj, nie zawsze byłem rolą „grajka internackiego” zachwycony, szczególnie wtedy, gdy pozostali mieszkańcy internatu uczyli się m.in. nowego tańca zwanego twistem pod okiem Wenanty Badaczewskiej (późniejszej Dyrektor LO w Iławie), a ja musiałem przygrywać im na akordeonie (choćby wówczas sławną angielską piosenkę „Let`s twist again” lub polskie – Heleny Majdaniec „Czarny Alibaba”, czy Karin Stanek „Wala twist” !).
Pewnego razu kilku z nas miało przewieźć książki od emerytowanego prof. Mateusza Trzaski do biblioteki szkolnej, które miały być darem wspominanego profesora.. Nieskromny będę, ale to ja rzuciłem myśl kierownikowi Antoniemu Gierszewskiemu, aby założyć bibliotekę internacką na bazie książek od prof. Mateusza Trzaski. Oczywiście, Pan Antoni przyklasnął temu pomysłowi, a moją rolą było przekonać ofiarodawcę do zmiany decyzji, co przy moim wrodzonym „gadulstwie” udało się. Następnie rzuciłem myśl, aby każdy z wychowanków przywiózł coś z domu i ofiarował naszej bibliotece i tak ona rozrastała się z roku na rok, aż w końcu wchłonęła ją biblioteka szkolna (w tym miejscu koryguję pewną refleksję sprzed 10 laty, że biblioteka internacka powstała w 1966 roku).
Doprawdy, pobyt w internacie to była swoista „szkoła życia”, którą to nam wiejskim dzieciakom serwował niezapomniany prof. Antoni Gierszewski, przeto mamy niespłacony dług, choćby za umiejętność prania, prasowania, a także dbania o porządek wokół siebie. To właśnie jemu poświęcony jest wiersz „Ku pamięci mojego mistrza”, który oparty został na melodii piosenki „Matko moja ja wiem”, którą tak pięknie śpiewa Eleni, a także Bernard Ładysz.
Po 50-ciu latach od zdania matury i przejściu tak wielu dróg patrzę na to internackie życie przez pryzmat życia w rodzinie. Wszak bywa, że nawet jedno, czy dwójka dzieci sprawia nie lada problem wychowawczy, a przecież w internackiej rodzinie była ponad setka młodych dziewcząt i chłopców. Wskazuję na ten aspekt tym, którzy próbują kreować mit „obozowego życia”, bo jak wielka odpowiedzialność ciążyła na naszych wychowawcach to wiedzą Ci, którzy bywali choćby opiekunami obozów młodzieżowych.
Chcę przypomnieć przede wszystkim to, co nie zawsze nam młodym wówczas podobało się, a co przyniosło tak wspaniałe owoce. Był to przymus codziennego uczenia się w wyznaczonym czasie (tzw. „odrabianki”) i odczytywania na apelu naszych osiągnięć w szkole. W pewnym momencie ci najsłabsi otrzymywali „opiekuna naukowego”, którego zadaniem było wesprzeć kolegę czy koleżankę. Tylko dzięki takiej systematyczności uczenia się osiągaliśmy piękne wyniki w nauce, co otwierało nam drogę nawet na niwie naukowej.
Było także wtedy stosowane „wychowanie przez pracę”, a zatem chłopacy rano udawali się do piekarni po świeże pieczywo, gdyż mieliśmy brać do szkoły tzw. drugie śniadanie, abyśmy nie byli gorsi od młodzież miejscowej. Dziewczyny ćwiczyły na przyszłość swoje umiejętności kulinarne obierając ziemniaki i podając jedzenie do stołów. Nawet wyjazdy na tzw. wykopki, co procentowało ziemniakami dla internatu, a także zajmowanie się hodowlą świnek nie były aż takie dokuczliwe. Wszak to były epizody w naszych życiorysach , bo cechą szczególną życia internackiego była możliwość rozwijania swojego talentu muzycznego (czy pamiętacie zespół mandolinistów ?) lub też sportowego, stąd powstała następująca strofa piosenki:
Rożne pomysły kierownik miewał
Naszą energię chciał spożytkować
Kto poczuł wenę to w chórku śpiewał
Albo jak farmer świnki hodował.
Przypomnę koleżankom i kolegom swoją skromną osobę jako tzw. grajka internackiego, który najpierw przygrywał do tańca na akordeonie, a potem na saksofonie, a gdy dołączył Tadek Araszkiewicz (akordeon), Jasiu Piotrowski (perkusja) oraz Adaś Dziki (gitara), to powstał internacki zespół muzyczny, którym się opiekował wspaniały nauczyciel, tj. Tadeusz Kamiński (ksywa: „Bozia”). Oj, nie zawsze byłem rolą „grajka internackiego” zachwycony, szczególnie wtedy, gdy pozostali mieszkańcy internatu uczyli się m.in. nowego tańca zwanego twistem pod okiem Wenanty Badaczewskiej (późniejszej Dyrektor LO w Iławie), a ja musiałem przygrywać im na akordeonie (choćby wówczas sławną angielską piosenkę „Let`s twist again” lub polskie – Heleny Majdaniec „Czarny Alibaba”, czy Karin Stanek „Wala twist” !).
Pewnego razu kilku z nas miało przewieźć książki od emerytowanego prof. Mateusza Trzaski do biblioteki szkolnej, które miały być darem wspominanego profesora.. Nieskromny będę, ale to ja rzuciłem myśl kierownikowi Antoniemu Gierszewskiemu, aby założyć bibliotekę internacką na bazie książek od prof. Mateusza Trzaski. Oczywiście, Pan Antoni przyklasnął temu pomysłowi, a moją rolą było przekonać ofiarodawcę do zmiany decyzji, co przy moim wrodzonym „gadulstwie” udało się. Następnie rzuciłem myśl, aby każdy z wychowanków przywiózł coś z domu i ofiarował naszej bibliotece i tak ona rozrastała się z roku na rok, aż w końcu wchłonęła ją biblioteka szkolna (w tym miejscu koryguję pewną refleksję sprzed 10 laty, że biblioteka internacka powstała w 1966 roku).
Doprawdy, pobyt w internacie to była swoista „szkoła życia”, którą to nam wiejskim dzieciakom serwował niezapomniany prof. Antoni Gierszewski, przeto mamy niespłacony dług, choćby za umiejętność prania, prasowania, a także dbania o porządek wokół siebie. To właśnie jemu poświęcony jest wiersz „Ku pamięci mojego mistrza”, który oparty został na melodii piosenki „Matko moja ja wiem”, którą tak pięknie śpiewa Eleni, a także Bernard Ładysz.
Ku pamięci mojego Mistrza
(słowa: Adam Żwirbla, melodia: Matko moja, ja wiem)
(słowa: Adam Żwirbla, melodia: Matko moja, ja wiem)
Drogi Mistrzu, ja wiem, dobrą radą wspierałeś
Bym zwycięsko mógł przejść kręty szlak chmurnych dni
Na tej drodze w nieznane, każdy z nas, biegł przed siebie z zapałem,
Aby smak życia poznać i gorzkie z nim łzy.
Na tej drodze w nieznane, każdy z nas, biegł przed siebie z zapałem,
Aby poznać kuszący smak życia i gorzkie z nim łzy (bis)
Bym zwycięsko mógł przejść kręty szlak chmurnych dni
Na tej drodze w nieznane, każdy z nas, biegł przed siebie z zapałem,
Aby smak życia poznać i gorzkie z nim łzy.
Na tej drodze w nieznane, każdy z nas, biegł przed siebie z zapałem,
Aby poznać kuszący smak życia i gorzkie z nim łzy (bis)
Radość tych wspólnych chwil to jak ptasząt śpiewanie.
W sercach żywa wciąż jest miłość do tamtych lat.
Na tej drodze w nieznane, każdy z nas, stał przed ciągłym wyzwaniem,
By swój los wziąć pod rękę i udać się w świat.
Na tej drodze w nieznane, każdy z nas, stał przed ciągłym wyzwaniem,
By raz jeszcze swój los wziąć pod rękę i udać się w świat (bis)
W sercach żywa wciąż jest miłość do tamtych lat.
Na tej drodze w nieznane, każdy z nas, stał przed ciągłym wyzwaniem,
By swój los wziąć pod rękę i udać się w świat.
Na tej drodze w nieznane, każdy z nas, stał przed ciągłym wyzwaniem,
By raz jeszcze swój los wziąć pod rękę i udać się w świat (bis)
Żyłeś wiarą, że zło do drzwi już nie zapuka
Lecz uśmiechnie się los, który to szczęściem zwą
Na tej drodze w nieznane, każdy z nas, bratniej duszy wciąż szukał
Pragnąc spotkać swą miłość i razem być z nią.
Na tej drodze w nieznane, każdy z nas, bratniej duszy wciąż szukał
Pragnąc spotkać swą miłość jedyną i razem być z nią (bis)
Lecz uśmiechnie się los, który to szczęściem zwą
Na tej drodze w nieznane, każdy z nas, bratniej duszy wciąż szukał
Pragnąc spotkać swą miłość i razem być z nią.
Na tej drodze w nieznane, każdy z nas, bratniej duszy wciąż szukał
Pragnąc spotkać swą miłość jedyną i razem być z nią (bis)
Piosenka o mojej Iławie
(słowa i melodia: Adam Żwirbla)
1.Chociaż wiele jest miast w świecie
może większych, bardziej znanych
to najbliższe sercu przecież
moje miasto ukochane.
(słowa i melodia: Adam Żwirbla)
1.Chociaż wiele jest miast w świecie
może większych, bardziej znanych
to najbliższe sercu przecież
moje miasto ukochane.
Cóż tam Paryż, cel twych marzeń
tu najpiękniej, tu najzdrowiej
a gdy zagrasz na gitarze
echo lasu ci odpowie.
tu najpiękniej, tu najzdrowiej
a gdy zagrasz na gitarze
echo lasu ci odpowie.
Ref. Iławo, Iławo, śpiewać tobie chcę
boś ty taka piękna i nocą, i dniem.
Iławo, Iławo, jesteś miastem snów
serce ci zostawię, by powrócić tu.
boś ty taka piękna i nocą, i dniem.
Iławo, Iławo, jesteś miastem snów
serce ci zostawię, by powrócić tu.
2.Gdy przybędziesz tu z dziewczyną
by odkrywać świat nieznany
twoja łajba wie jak płynąć
ku przystani zakochanych.
by odkrywać świat nieznany
twoja łajba wie jak płynąć
ku przystani zakochanych.
Błękit nieba, złoty piasek
nad głowami trzepot ptaków
i kormoran lubi czasem
być na wodach Jezioraku.
nad głowami trzepot ptaków
i kormoran lubi czasem
być na wodach Jezioraku.
Ref. Iławo, Iławo, wiatr twe imię zna
słońce rankiem budzi, w noc otula mgła.
Iławo, Iławo, żeglarz chce tu być
przygoda z Neptunem każdemu się śni.
3.Jeśli będziesz pragnął kiedyś
w swoim życiu coś odmienić
to przypomnij sobie wtedy
miasto jezior i zieleni.
Po co pytasz i wciąż czekasz
gdy tak blisko cel twych marzeń
jego piękność dziś urzeka
więc zrób to co serce każe.
gdy tak blisko cel twych marzeń
jego piękność dziś urzeka
więc zrób to co serce każe.
Ref. Iławo, Iławo, dusza moja też
powróci do ciebie, jeśli tego chcesz.
Iławo, Iławo, tyś miłością mą
tu jest moje miejsce, mój rodzinny dom.
powróci do ciebie, jeśli tego chcesz.
Iławo, Iławo, tyś miłością mą
tu jest moje miejsce, mój rodzinny dom.
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
konjo #2063225 | 91.240.*.* 11 wrz 2016 19:52
A co to swojego tekstu Benia Hordejukowa zabroniła komentować ? heheh Żenada, wybranka społeczeństwa boi sie opinii tegoż społeczeństwa. No szoook. Taki właśnie sposób uprawiania polityki schodzi na psy razem z Wami. A Olsztyńska niech jeszcze dorzuci do tej powiatowej "dziennikarskiej" watahy Macieja Rygla i będzie szambko uzupełnione.
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz
Absolwent LO Iława #2063122 | 46.186.*.* 11 wrz 2016 13:21
Ja Twój koleś bliski, kocham cię!!!. Za piękną wspomnieniowa sagę Rodu Gierszewskiego. Nie kto jak nie my, byliśmy z stamtąd rodem, gdzie piętno swoje Gierszewski i Hertel polonista, odcisnęli. Amen.
odpowiedz na ten komentarz