O polityce, cieple i kilku nagrodach

2016-06-03 12:20:31(ost. akt: 2016-07-05 17:26:22)

Autor zdjęcia: Beata Szymańska

Z prezydentem Olsztyna Piotrem Grzymowiczem rozmawiamy o przygotowaniach do budowy elektrociepłowni, politycznych zawirowaniach wokół tej inwestycji oraz ogólnopolskich nagrodach, jakie w ostatnich tygodniach przyznano miastu.
— Jak ocenia pan coraz cięższą atmosferę, która wytworzyła się wokół projektu budowy elektrociepłowni?

— Przede wszystkim projekt realizowany jest praktycznie od 3 lat, jesteśmy zaawansowani w przygotowaniu dokumentacji przetargowej i tej służącej zawiązaniu spółki celowej w formule partnerstwa publiczno-prywatnego. Przez grono ekspertów ten projekt pokazywany jest jako modelowy jeśli chodzi o wykorzystanie właśnie formuły PPP. Projekt rozwiąże problemy gospodarki odpadami zarówno dla Olsztyna, jak i regionu. Wiemy już, że niebawem będziemy mieli deficyt ciepła w mieście, bo firma Michelin zapowiedziała, iż nie będzie dostarczać ciepła miastu po 2020 r. A przypomnę, że blisko 50 proc. energii cieplnej jest produkowane właśnie w kotłowni Michelin. Z drugiej strony ma to być projekt domykający system zagospodarowania odpadów, bo przecież po oddaniu Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych na Tracku w ramach spółki ZGOK z 36 gminami, już produkujemy paliwo alternatywne i w ciągu roku powstaje go ok. 45 tys. ton. Chcemy wykorzystać to zamiast węgla do wytworzenia energii cieplnej i elektrycznej. Owszem, można to paliwo wywozić do cementowni, ale mają one moce przerobowe tylko na poziomie miliona ton. Przyjmą paliwo od największych, ale nie są w stanie przyjąć od każdego. Chociaż w 2030 r. poziom recyklingu z całej masy odpadów musi osiągnąć 65 proc., to i tak znaczna ich część pozostanie jeszcze do zagospodarowania. Te odpady będą musiały zostać przekształcone energetycznie i nasz projekt ma temu służyć. 



— Czy po ostatnich komentarzach polityków Prawa i Sprawiedliwości czuje pan obawy, że inwestycja może zostać politycznie zablokowana? Nie wszyscy czytelnicy może wiedzą, ale jednym z udziałowców oprócz samorządu i partnera prywatnego ma być skarb państwa, czyli Polski Fundusz Rozwoju.

— Działania prowadzone przez niektórych polityków PiS są nieodpowiedzialne. Po pierwsze, wicepremier Morawiecki w sposób jednoznaczny stwierdził w swoim programie, że będzie realizować strategię odpowiedzialnego rozwoju i wspierać również wszelkie działania w zakresie projektów PPP. I ten kierunek rząd dziś potwierdza. Przecież gdy skończą się środki unijne, a to będzie już niebawem, będziemy musieli znaleźć inne możliwości finansowania tak bardzo potrzebnych inwestycji komunalnych. I nie jest prawdą — jak powiedział ostatnio minister Jerzy Szmit — że to prywatyzacja. Przecież cały czas o tym mówimy, że 40 proc. udziałów w spółce będzie miało nasze Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej, kolejne 40 proc. to Polski Fundusz Rozwoju, a jedynie ok. 20 proc. to udział partnera prywatnego, gdzie musi on wnieść jeszcze do spółki przynajmniej 20 mln zł w gotówce. Partner prywatny będzie odpowiedzialny za przygotowanie projektu, budowę całej instalacji i operowanie zakładem przez 25 lat. Ale przy udziale członków zarządu wytypowanych przez MPEC, PFR i radę nadzorczą. 



— We wtorek odbył pan spotkanie z parlamentarzystami z regionu w tej sprawie. Udało się wypracować wspólne stanowisko?

— Niestety nie było wszystkich. Część parlamentarzystów wysłało listy, starając wyjaśnić swoją nieobecność, ale część w ogóle nie zajęła żadnego stanowiska. A to sprawa ważna nie tylko dla Olsztyna, ale również regionu, bo przecież nasza instalacja w Wojewódzkim Planie Zagospodarowania Odpadami wpisana jest jako ta, która ma rozwiązywać problem w skali województwa. Będziemy konsekwentnie ten projekt realizować, za dwa dni (rozmawialiśmy w środę - red.) mamy spotkanie w PFR, Ministerstwie Środowiska i Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska. Polityczne zagrywki i próba dyskredytacji tego projektu nie powinny mieć miejsca, bo chodzi o rozwiązaniem problemu. Przecież to nie dotyczy tylko mnie jako prezydenta, ale wszystkich mieszkańców. 



— Teraz przenieśmy się na plażę. Centrum Rekreacyjno-Sportowe „Ukiel” otrzymało kolejną nagrodę. Tym razem tytuł Budowy Roku 2015 od Polskiego Związku Inżynierów i Techników Budownictwa. Czy podczas samej budowy spodziewaliście się, że może to być inwestycja wyróżniająca Olsztyn nie tylko na tle regionu, ale i kraju?

— Sami nie spodziewaliśmy się tak wspaniałego efektu. Gdziekolwiek jestem i rozmawiam o tym projekcie, okazuje się, że każdy go zna, podziwia i zazdrości. Ta nagroda nie była pierwsza, dlatego czujemy, że jesteśmy doceniani. A jednocześnie samo miejsce coraz bardziej przyciąga do siebie wiele imprez, zarówno o skali ogólnopolskiej jak i międzynarodowej. Przecież już niebawem odbędzie się tam Puchar Świata w siatkówce plażowej. 



— To też spore wyzwanie dla samorządu. Ile rocznie kosztuje utrzymanie centrum „Ukiel”?

— Każda inwestycja wymaga środków, żeby móc ją utrzymać na dobrym poziomie. W ubiegłym roku z tej infrastruktury korzystało łącznie 1,3 mln osób, a to ogromna liczba. Mamy tam wiele atrakcji, które za niewielką opłatą mogą służyć aktywnemu wypoczynkowi i wpływy są tam nawet większe niż planowaliśmy. Dzisiaj nie jestem w stanie dokładnie ocenić kosztów utrzymania, ale ok. 800 tys. zł do miliona, to dodatkowe koszty, które ponosimy. Staramy się oczywiście, żeby ta różnica była jak najmniejsza, bo przecież trzeba to finansować z budżetu, z naszych podatków. Ale na pewno warto było przywrócić jezioro miastu. 



— „Dziennik Gazeta Prawna” rozstrzygnął kolejną edycję plebiscytu „Perły Samorządu”. Olsztyn zajął 2. miejsce w rankingu miast powyżej 100 tys. mieszkańców. Co, pana zdaniem, sprawiło, że miasto znalazło się tak wysoko?

— To bardzo wysokie miejsce, bo wraz z Gliwicami zostaliśmy sklasyfikowani tuż za Gdańskiem. Na pewno jest to powód do dumy, jestem przekonany, że to efekt obranej przez nas pewnej wizji rozwoju miasta, jak i konsekwentnego realizowaniu programu. 



— Pan zajął z kolei 4. miejsce wśród prezydentów miast powyżej 100 tys. mieszkańców. Nie ma pan wrażenia, że czasem jest bardziej doceniany poza Olsztynem, niż w domu?

— To normalne. Z reguły, jak rozmawiam z kolegami samorządowcami, to tak już jest, że mieszkańcy danej gminy oceniają władzę surowiej. Oczywiście z różnych względów. Sam dostaję sporo e-maili, część jest kierowana w pozytywnym duchu, ale są też takie, gdzie mieszkańcy pytają „a dlaczego te drogi jeszcze nie naprawione” itp. Oczywiście wszystkie opinie bardzo szanuję, bo każdy chciałby podniesienia jakości życia, ale zawsze żyjemy w pewnych realiach, ograniczeni przede wszystkim pieniędzmi. Trzeba wykazać pewną cierpliwość.