Zandberg: Lewica to sprawiedliwość społeczna, a nie aparatczycy poprzedniego ustroju

2016-06-20 17:18:29(ost. akt: 2016-06-20 17:10:42)

Autor zdjęcia: Fot. Michał Radwanski lic CC 4.0

Zanurzenie w sporach o historię służy prawicy do tego, żeby - zamiast rozmawiać o konkretach - ciągle toczyć boje o symbole. Zapewnia, że jeśli obecny rząd zrealizuje obietnice budowy nowych tanich mieszkań, będzie pierwszy bił brawo - mówi Adrian Zandberg.
-Podróżujesz komunikacją miejską po polskich miastach. Jakie są wrażenia z tych podróży?
- Lata 90 szczęśliwie minęły, kończy się obsesja poszerzania ulic. Fundusze z UE pomogły lokalnym władzom zrozumieć, że komunikacja publiczna jest ważna. Ale inwestycje pod harmonogram dostępnych środków z Unii często są niezbyt rozsądne. Miasta nadal rozlewają się, bez pomysłu na to, jak zapewnić wszystkim mieszkańcom dostęp do infrastruktury, zarówno komunikacyjnej, jak i społecznej. Często brakuje długoterminowego planowania, zadbania o to, żeby sieć połączeń odpowiadała rozmieszczeniu mieszkańców, a nie temu, które ulice akurat wymagały remontu, kiedy pojawiły się środki z Brukseli. W Olsztynie byłem ostatnio kilka lat temu. Widzę zmiany. Ale jestem dziś po rozmowach z lokalnymi aktywistami - jest sporo wątpliwości, czy np. linie tramwajowe zostały pociągnięte w rozsądny sposób. To zmora wielu miejscowości - zamiast inwestycji poprzedzonych rzetelnymi analizami potrzeb podejście w stylu: mamy kasę z UE, więc wykorzystajmy ją, byle jak najszybciej.

- A w innych miastach?
- To niestety dość powszechny problem. Podobnie jak ograniczanie inwestycji do centrum. W wielu miastach są dzielnice “drugiej kategorii”, tak jak Zatorze tu w Olsztynie, których nie bierze się ich pod uwagę w planach rozbudowy linii komunikacyjnych. Tworzenia dzielnic pierwszej i drugiej kategorii na dłuższą metę mści się na mieście i na społeczeństwie - zadaniem władz jest do tego nie dopuszczać. Niestety, wielu samorządowców ciągle wierzy, że narastanie nierówności komunikacyjnych czy szerzej, utrwalanie się enklaw biedy i bogactwa to coś “naturalnego”. Zresztą z bardzo podobnym zjawiskiem borykamy się na skalę ogólnopolską - to podział Polski na A i B. Ta pierwsza korzysta ze wzrostu gospodarczego, a ta druga – powiatowa, stoi na peronie i patrzy jak ostatni pociąg odjeżdża. Ten podział też nie jest “naturalny”, przyłożyli się do niego politycy, którzy promowali liberalny model rozwoju. Sporo podróżuję teraz po mniejszych miejscowościach i widzę na własne oczy skutki tej polityki. Ośrodki zdrowia znikają, szkoły są zamykane albo oddawane w ręce stowarzyszeń - na czym ostatecznie tracą i nauczyciele i uczniowie - a z poczty nie zostaje nawet skrzynka pocztowa. Wycofywanie się państwa z odpowiedzialności uderza w tych, którzy są słabsi. Ludziom pozostaje spakować się i wyjechać. A wyludnianie się powoduje dalsze powiększanie nierówności.

W wielu miastach są dzielnice “drugiej kategorii”, tak jak Zatorze tu w Olsztynie, których nie bierze się ich pod uwagę w planach rozbudowy linii komunikacyjnych.

- Jak je niwelować?
- Wydając więcej na niedofinansowane dziś usługi publiczne. Ale też - reorganizując administrację. Część urzędów centralnych można przecież przenieść do mniejszych miast, zwłaszcza do zwijających się dzisiaj byłych miast wojewódzkich. To daje impuls rozwojowy, a takie miasta wchodzą w orbitę zainteresowania władz. Nagle okazuje się, że przywrócenie linii kolejowej do takiej miejscowości staje się istotne - i możliwe. Nie mówiąc o tym, że pojawienie się tam ludzi z grubszymi portfelami stymuluje lokalne usługi: sklepy, knajpki, wszystko co ożywia miasto. Z tego prostego rozwiązania korzystają Czesi, Słowacy, a Polska niestety nadal nie.

- Nie masz wrażenia, że Polska centralna nie rozumie tej innej Polski? Mam na myśli te wszystkie żarty o Dżesikach, Brajankach i o 500 plus. Odmawianie takim ludziom godności skończyło się odrodzeniem specyficznego zamkniętego patriotyzmu.
- PiS u władzy to rachunek, który polskie elity dostały za pogardę wobec słabszych, tych, którzy poradzili sobie gorzej. Niestety, liberałowie niczego się nie nauczyli. Zamiast zadać sobie uczciwie pytanie, co poszło źle, jak sprawiedliwiej podzielić się tym, co wszyscy wypracowujemy - wolą pielęgnować swoje poczucie klasowej wyższości. I najwyraźniej nie rozumieją, że w ten sposób wpychają miliony ludzi w ramiona autorytarnej, nacjonalistycznej prawicy. Opozycja w stylu Schetyny czy Petru - dumna ze wszystkich błędów transformacji, obojętna na los słabszych, przekonana, że straciła władzę wyłącznie przez przypadek - to niestety najlepszy prezent dla PiSu.

- Co chcesz oferować takim ludziom?
- Państwo musi zapewnić ludziom elementarne bezpieczeństwo socjalne i skupić się na wyrównywaniu różnic. Potrzeba budowy mieszkań komunalnych, prawdziwego, a nie udawanego wsparcia dla bezrobotnych, przeniesienia nakładów inwestycyjnych do mniejszych miejscowości… Ale żeby to wszystko było możliwe, ludzie muszą uwierzyć w politykę, zacząć działać. My niestety w Polsce daliśmy sobie wmówić, że polityka nie jest dla zwykłych ludzi. I w efekcie mamy to co mamy - politykę służącą interesom elit. Ale polityka może być inna. To wspólne upomnienie się o kolegę wyrzuconego z roboty. To przeciwstawienie się eksmisji na bruk. To nacisk na samorząd, żeby przestał wypychać ludzi na umowy śmieciowe... Taką politykę staramy się budować w Razem. To nie jest propozycja pod tytułem “przyjdzie ktoś z zewnątrz i zrobi za nas”. Po prostu tworzymy lokalne struktury i działamy. Krok po kroku jesteśmy w stanie wywalczyć prospołeczne zmiany. Tak udało nam się zmusić kilka uniwersytetów do zaprzestania wypychania ochroniarzy na śmieciówki. Tak doprowadziliśmy do tego, że korzystanie z pracy niewolniczej na polskich budowach - nieuczciwi biznesmeni sprowadzali sobie niewolników z Korei Północnej - będzie w końcu zakazane. Ale nic nie zrobi się samo. To lekcja Zachodniej Europy. Prawa pracownicze i socjalne, które tam obowiązują, to wynik dziesiątek lat walki.

Tak udało nam się zmusić kilka uniwersytetów do zaprzestania wypychania ochroniarzy na śmieciówki.

- PiS sporo uwagi poświęca mniej zamożnym, choćby w programie Mieszkanie plus. Czy to ma szansę na powodzenie?
- “Program” to słowo na wyrost, na razie to deklaracja intencji. Cieszy mnie to, że część polskiego establishmentu w końcu to zrozumiała: wkładanie pieniędzy bezpośrednio do kieszeni developerów nie jest najmądrzejszym pomysłem. Lepiej inwestować publiczne środki w mieszkania na wynajem. Ale domy nie zbudują się same. Żeby program był programem, czekam na jakiekolwiek finansowe konkrety: ile dziesiątek tysięcy mieszkań rocznie w ramach tego programu ma powstać oraz ile miliardów złotych z budżetu państwa będzie na to wyasygnowane. Bo tylko taka skala pozwoli na realną zmianę sytuacji mieszkaniowej młodego pokolenia. Obawiam się wypuszczanych do mediów sygnałów, że “da się budować mieszkania bez nakładów z budżetu”. Trzeba powiedzieć jasno: na dużą skalę to niemożliwe. A jeśli przez 4 lata znów zostanie wybudowanych parę tysięcy mieszkań w skali całego kraju, to jedynym realnym efektem będzie przecinanie wstęgi przez ministra w trakcie kampanii wyborczej. To nie byłby wtedy żaden szumny “program”, tylko pijar zamiast rozwiązywania problemów społecznych.

- A jeśli pójdą za tym czyny?
- Żeby była jasność: jeśli PiS zadeklaruje, że odda konkretna ilość mieszkań, pokaże pieniądze, które chce zainwestować w budownictwo komunalne – będę pierwszy bił brawo. Ale realne działanie w tym wypadku oznacza postawienie się interesom wpływowych grup - czyli zdobycie pieniędzy na program przez wyższe opodatkowanie korporacji i wejście w szkodę prywatnym developerom. To wymagałoby odwagi. Obawiam się, że prezes Kaczyński, który z radością przyjmuje laury od środowisk biznesowych, nie zdecyduje się na taka konfrontację.

- Ale możemy założyć, że w niektórych sprawach, przynajmniej na poziomie deklaracji, jest wam po drodze?
- Deklarację intencji w sprawie mieszkalnictwa chętnie chwalę. Ale czekam na konkrety, bo - choć nie jestem specjalnie stary - pamiętam też szumne deklaracje PO dotyczące mieszkań na wynajem. Wyszło z nich wielkie nic. Kluczem jest, ile publicznych funduszy zostanie w to zaangażowanych. Opowiadanie ludziom, że można zbudować dużo mieszkań bez wkładania w to jakichkolwiek publicznych pieniędzy, jest opowiadaniem bajek. W Wiedniu są całe dzielnice, które zbudowali austriaccy socjaldemokraci. Na niektórych z domów do dziś są tabliczki: zbudowano dzięki wpływom z wiedeńskiego podatku od luksusu. Oni nie bali się zdobycia tych środków opodatkowując najbogatszych. Dzięki temu zbudowali model życia oparty na sprawiedliwości społecznej, model który opłaca się wszystkim. Bo w społeczeństwie, które nie jest przesadnie rozwarstwione, gdzie są dobre usługi publiczne – wszystkim żyje się lepiej.

- PiS za obecny stan wini źle przeprowadzoną transformację ustrojową, resortowe dzieci, złych ubeków...
- Czasem mam wrażenie, że to zanurzenie w sporach o historię służy prawicy do tego, żeby - zamiast rozmawiać o konkretach - ciągle toczyć boje o symbole. Ale oczywiście, wiele rzeczy w czasie transformacji zostało schrzanionych. Forsowna, szybka likwidacja przemysłu uderzyła w społeczności, które z niego żyły. Zabrakło instrumentów, które pomogłyby ludziom wrócić do pracy, znaleźć nowe zatrudnienie. Dla wielu miast to był wyrok śmierci. Niestety, praktycznie cała polska klasa polityczna była na to ślepa. Także środowisko PiSu - jego poprzednie wcielenie, Porozumienie Centrum, od samego początku były przecież częścią tego establishmentu. To był okres odurzenia neoliberalizmem, zgodnie z którym należy zwinąć państwo, a rynek rozwiąże wszystkie problemy. Na palcach jednej ręki można było policzyć tych, którzy - jak prof. Karol Modzelewski czy prof. Tadeusz Kowalik - mieli w tej sprawie odwagę iść pod prąd i stawać po stronie pracowników. Przyszłych PiSowców w tym gronie nie było, woleli koncentrować się na salonowych gierkach o władzę. Może dlatego kompensują to sobie teraz opowieściami o “resortowych dzieciach”…

- Lubimy dawać politykom etykietki, ale chyba mamy z tym problem. Skoro PO i Komorowski, czyli przedstawiciele liberalnej centroprawicy nazywani są lewicą, to dla lewicowości Razem może nie starczyć skali. Jesteście przedstawiani jako ugrupowanie o skrajnych poglądach.
- To dość kuriozalne (śmiech). Są dwie osie podziału politycznego: ekonomiczna i ta związana z wolnością i prawami człowieka. Na obu z nich można rozłożyć partie od lewicy do prawicy. Razem to klasyczna, europejska lewica - w obydwu tych wymiarach. Stoimy konsekwentnie po stronie pracowników, chcemy sprawiedliwości społecznej, bronimy praw kobiet, chcemy świeckiego państwa. Nie ma w tym nic szczególnie skrajnego. PO natomiast jest w obu wymiarach partią prawicową, tyle że nieco bardziej liberalną w sprawach światopoglądowych. Podobnie ma się niestety sprawa z Petru. Nie ma wielkiej różnicy w podejściu do gospodarki Petru i Korwin-Mikkego. Jeden i drugi wierzy w to, że jeżeli wszystko odda się najzamożniejszym, to bogactwo w magiczny sposób spłynie w dół drabiny społecznej.

Wierzę, że w Polsce jest przestrzeń na demokratyczną lewicę. Problem w tym, że przez lata jej miejsce zajmowało SLD - partia, która była gospodarczo liberalna, obyczajowo dość konserwatywna, a przede wszystkim: skompromitowana, pełna korupcji, powiązana z postkomunistycznymi biznesmenami. Dziś na szczęście opuszcza scenę polityczną. Nasze zadanie to uświadomić ludziom, że lewica to sprawiedliwość społeczna i wolność, a nie podejrzani aparatczycy z poprzedniego ustroju.

- Czy bardzo bogaci przedsiębiorcy powinni się obawiać lewicy?
- Powinni sobie uświadomić, że to, iż im się udało jest efektem tego, że funkcjonowali w społeczeństwie. Mają więc wobec niego zobowiązania. Moim znajomym, którzy prowadzą biznes, zadaję czasem drobne zadanie intelektualne: proponuję im, żeby sobie wyobrazili, że swoją dobrze prosperującą firmę przenoszą do Somalii lub innego kraju, gdzie nie ma podatków. Ale tez nie ma służby zdrowia, dróg, publicznych szkół, policji, sądów… Jak długo w takim otoczeniu przetrwa ich firma? 95 procent uświadamia sobie, że ich sukces, to w dużej mierze sukces całego społeczeństwa.

- Razem zapowiada zwiększenie dotacji dla lokalnych twórców, nacisk na nauki humanistyczne, zwiększenie godzin muzyki i plastyki. Są na to pieniądze?
- Tak. Nie chodzi nam o wycofywanie wsparcia dla jednych działań kulturalno-edukacyjnych i przekładanie go na inne. Trzeba tu po prostu zwiększyć nakłady. Między innymi po to chcemy zmienić nasz system podatkowy. Razem odważnie mówi, że chce podnieść podatek korporacyjny i dochodowy dla najbogatszych. Właśnie po to, żeby można było finansować nakłady na edukację, kulturę, usługi publiczne… W Polsce mamy dziś problem z dostępnością kultury poza wielkimi miastami. W świecie Polski powiatowej dostęp do kultury jest słaby. Wydatki na edukację i kulturę to nie fanaberia, tylko potężne narzędzie zmiany społecznej, demokratyzacji. Bez inwestycji w tym obszarze społeczeństwo będzie rozpadało się coraz bardziej na dwa różne światy: używające różnych języków i nie rozumiejące się nawzajem.

Katarzyna Guzewicz, Michał Krawiel

Komentarze (49) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Lion #2019116 | 82.177.*.* 30 cze 2016 14:50

    idzie lewica i myśli... hi hihi h i hi

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Darwin #2019066 | 88.156.*.* 30 cze 2016 13:50

    Religijna ciemnota panoszy się tu jak robale po deszczu.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  3. reens #2018943 | 188.146.*.* 30 cze 2016 10:19

    Kiedy partia Razem zawita do Braniewa

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  4. RGFGGF #2018658 | 149.202.*.* 29 cze 2016 20:23

    ZUPA

    odpowiedz na ten komentarz

  5. pijany rycho #2018358 | 83.23.*.* 29 cze 2016 13:07

    dlaczego ten komunista tak dlugo tu wisi?

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    Pokaż wszystkie komentarze (49)