Jestem nawet lepszy od samego pana Dariusza Szpakowskiego

2016-06-04 09:17:32(ost. akt: 2016-06-04 08:51:46)

Autor zdjęcia: mat. prywatne

Od lat krok w krok podąża za reprezentacją Polski po całym świecie. Z okazji zbliżającego się Euro 2016 opowiada „Gazecie Olsztyńskiej” o swoich przygodach i że wciąż nie może sobie darować, że zamiast w 1974 r. pojechać na mistrzostwa, wolał wydać pieniądze na kolorowy telewizor.
— Mówi się o panu „samozwańczy król”. Obraża się pan na to?

— Ten, kto tak mówi, jest debilem. Bo ja sam się nie nazwałem królem kibiców. Wszystko zaczęło się w 1978 r., kiedy byłem na mundialu w Argentynie. Przyjechał tam Bohdan Tomaszewski, czyli nestor polskich dziennikarzy sportowych. I to on nazwał mnie królem polskich kibiców. Inni dziennikarze to podchwycili i gdzie się potem nie pokazałem, to tak na mnie wołali. A teraz? Wydaje mi się, że bronią mnie wyniki, bo zaliczyłem łącznie dziewiętnaście światowych imprez, włącznie z igrzyskami w Sydney.



— Kiedy rozmawiałem z Dariuszem Szpakowskim, przyznał, że mistrzostwa świata w Rosji w 2018 r. będą dla niego ostatnimi. Ale dla pana jeszcze chyba nie?

— Podejrzewam niestety, że też, bo to bardzo drogie hobby, a ja proszę pana coraz uboższy jestem. Cały czas się zastanawiam, ile to wszystko mnie kosztowało... Dziennikarze mówili kiedyś, że za pieniądze, które wydaję na każde mistrzostwa, mógłbym kupić dobry samochód. Że aż tyle „przejadam”. Ja w tej chwili jeszcze leczę się finansowo po Brazylii z 2014 r., ale już za chwilę wyjeżdżam na Euro do Francji na ponad 30 dni. Wiadomo, szukam sponsorów, ale często jest to marzenie ściętej głowy.