Wigilijne wspomnienie z Kresów

2015-12-22 08:04:59(ost. akt: 2015-12-24 17:35:51)

Autor zdjęcia: Krystyna Hołody

Przed nami magiczny czas Wigilii oraz Świąt Bożego Narodzenia. Czas ofiarowywania i przyjmowania. Rodzinnych spotkań; wspominania tych, których nie ma przy świątecznym stole. W naszej rodzinie tradycyjnie czytamy wówczas choćby fragment wiersza „Pamiątka tułaczki naszej. Opłatek w 1914 – 1918 r. Wspomnienie wygnańców polskich”.
Kartka z tym wierszem Adama Habdanka jest u nas blisko od stu lat. Wygląda niepozornie: oprawiona w drewnianą ramkę strona gazety z 1918 roku, na której czas odcisnął swe piętno. Jednak w mieszkaniu rodziców wisi na honorowym miejscu, gdyż jest cenną pamiątką dramatycznej młodości moich dziadków ze strony ojca, Ludwika i Józefy Gimbutt.

Obydwoje byli urodzonymi na Litwie poddanymi cara rosyjskiego. On przyszedł na świat w 1883 roku w majątku Piekiełko (okolice Kowna ). Ona, Józefa z Korzeniowskich, urodziła się w 1892 roku w Mejszegole, niewielkiej wsi pod Wilnem.

Pierwszy raz spotkali się w 1909 roku. Ludwik, wówczas dwudziestosześcioletni młodzian, już wzięty szewc, był przystojnym brunetem z bujną czupryną i podkręconym do góry wąsem. Za poruczeniem mieszkającego w Mejszegole kuzyna, miał wziąć miarę na sznurowane kozaczki dla urodziwej, siedemnastoletniej Józefy. Widać zarówno nóżka, jak i jej właścicielka, bardzo przypadły dziadkowi do gustu, bowiem już kilka miesięcy później stanęli na ślubnym kobiercu.

Młodzi małżonkowie zamieszkali w Mejszegole. Jednak wkrótce wybucha pierwsza wojna światowa, której wichry rzuciły ich z dala od ziem rodzinnych (Ukraina, Niemcy). Jej koniec przyniósł im kres wygnańczej tułaczki i spokojne życie w odrodzonej po latach zaborów Rzeczpospolitej Polskiej.

Osiedlili się na umiłowanej Wileńszczyźnie. Mieszkali w Wilnie, Piekieliszkach, Duksztach Pijarskich oraz Mejszegole. W tym też czasie przyszły na świat ich dzieci. Mój ojciec Tadeusz, urodzony w 1933 roku, był najmłodszy z piątki rodzeństwa.

Kolejna zawierucha wojenna znowu przynosi ogromne zmiany. Dziadkowie nie chcieli żyć pod rządami Rosjan. W 1946 roku, podobnie jak tysiące innych repatriantów „zza Buga”, postanowili budować swój dalszy los w nowej Polsce. To była dramatyczna decyzja. Musieli opuścić rodzinną ziemię, mogiły bliskich, zostawić część dobytku.

Moja mama Władysława z domu Daniszewska, której rodzina także była w tym transporcie, często wspomina zarówno szczęśliwe dzieciństwo oraz młodość na umiłowanej Wileńszczyźnie, jak i bolesne z nią rozstanie. Miała wówczas osiemnaście lat; dziś blisko dziewięćdziesiąt, ale wciąż pamięta, że gdy pociąg ruszył, to w wagonach był „ jeden wielki płacz…”.

Przez łzy śpiewano

Żegnaj Wilno ukochane; Piękne ponad cały świat;
Tum się rodził, tu wychował, Tu wspomnienia z młodych lat.


Część jej (ich) serca została tam na zawsze…

Zrozumiałam tą nostalgiczną tęsknotę, gdy kilka lat temu w gronie bliskich i znajomych odwiedziłam magiczne Wilno. Byliśmy zachwyceni i poruszeni, gdy spacerowaliśmy urokliwymi uliczkami grodu nad Wilią; klęczeliśmy przed obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej czy szeptaliśmy modlitwy za zmarłych na Rossie. A gdy na Górze Trzech Krzyży śpiewaliśmy pieśń naszych przodków, to wzruszenie łamało nam głos.

Żegnaj Wilno ukochane - pieśń polskich repatriantów w wykonaniu Kapeli Wileńskiej

Przybywszy „na Prusy”, dziadkowie początkowo osiedlili się w okolicach Węgorzewa, a ostatecznie Lidzbarka Warmińskiego, w którym zmarli na przełomie lat 70-tych i 80- tych XX wieku. Przeżywszy wspólnie 65 lat, doczekali się gromadki wnuków i prawnucząt.

Po śmierci rodziców pamiątką zaopiekował się mój tata. W przyszłości będę to ja, a potem mój syn.

Jako nastolatka wielokrotnie czytywałam babci „Wspomnienie wygnańców …”. Pamiętam, że za każdym razem była bardzo wzruszona.

Choć obecnie ten wiersz może wydawać się prosty i ckliwy, to dla polskich wygnańców z początków minionego stulecia był uosobieniem ich tęsknot oraz pragnień. A może jednak i dziś jest nadal aktualny?

Osobiście – zwłaszcza gdy patrzę na puste miejsce przy wigilijnym stole – ze ściśniętym sercem myślę sobie, że historia jakby zatoczyła koło. Bo przecież i teraz w wielu naszych domach są współcześni „wygnańcy”, którzy – choć z odmiennych przyczyn, w innej sytuacji – też wyruszyli w swoją „podróż w nieznane” i z dala od rodziny, ojczyzny, budują dalszą przyszłość. Może oni również przeżywają podobne emocje…?

Niech magia Nocy Wigilijnej obejmie ich wszystkich serdecznym wspomnieniem …. Wszystkiego dobrego!



Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna



Źródło: Artykuł internauty

Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. cde #1889883 | 178.235.*.* 24 gru 2015 21:45

    Też mam w planie odwiedzenie Mejszagoły i okolic. Chciałbym pojechać sam ( nie z wycieczką), Wtedy mógłbym zwiedzić te miejsca, w których bywał, urodzony w Mejszagole, Tata. Nie byłbym uzależniony od programu wycieczki. Na cmentarzu mejszagolskim pochowany jest mój dziadek, Babci brat był organistą w tutejszym kościele. Odwiedziłbym Suderwę, Dukszty, Korwie, miejsce po Kieciszkach, których już nie ma. Tam mieszkał Tata z siostrą i Babcia, która po śmierci dziadka ponownie wyszła za mąż.

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Tutejszy #1889374 | 81.15.*.* 23 gru 2015 19:18

      Aż miło poczytać. Moi Rodzice (oboje już nieżyjący) pochodzą z okolić Książęcego Miasta Troki. Matka urodziła się w Wornikach, Ojciec w Miciewszczyźnie, oboje grubo przed wojną. Na "Ziemie Wyzyskane" wyjechali dopiero w 1956 roku (druga fala repatriacji). Ja urodziłem się w Górowie w latach 60-tych jako najmłodsze dziecko w rodzinie, ale ciągnie mnie na Wileńszczyznę jakaś nieznana siła. Ciągnie... ale nie znalazłem jeszcze w sobie odwagi aby tam pojechać. W Trokach na starym cmentarzu nad jeziorem są pochowani moi Dziadkowie ze strony Ojca. Chciałbym odwiedzić ich groby, ale jakoś nie nabrałem jaszcze odwagi. Nigdy nie byłem w swoich rodzinnych stronach. dzięki Pani artykułom wzbiera we mnie ta siła. Jak tylko będzie organizowany kolejny wyjazd to jadę z Wami. Pozdrawiam Panią serdecznie.

      Ocena komentarza: warty uwagi (13) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. braniewianka #1888944 | 82.177.*.* 23 gru 2015 07:07

        Wzruszyłam się czytając te wspomnienia. Moi Rodzice również pochodzili z okolic Wilna i często w domu "pojawiały się" podobne wspomnienia. Spokojnych i szczęśliwych Świąt Pani Krystyno! SZANUJMY WSPOMNIENIA!

        Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        1. KOT #1888645 | 195.136.*.* 22 gru 2015 20:11

          Bardzo ładny artykuł Pani Krystyno. Moi dziadkowie również pochodzą z okolic Wilna, często wspominała Babcia o Mejszegole o Rudziszkach. Super niech Pani pisze jak najdłużej o takich losach naszych rodaków. Wesołych Świąt Pani Krystyno.

          Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)