Komplement na wagę słów
2025-10-05 20:00:00(ost. akt: 2025-10-03 13:59:48)
Czasem wystarczy jedno zdanie, z pozoru niewinne, wysłane wieczorem w wiadomości, by uruchomić lawinę pytań. Dlaczego jesteśmy zauważane dopiero po zmianie? Czy komplement to dar czy nagroda za wysiłek? I czy naprawdę trzeba zniknąć w oczach, żeby ktoś wreszcie powiedział: „Dobrze wyglądasz”?
Zaczęło się niewinnie – jak to zwykle bywa. Wieczór, telefon, krótkie powiadomienie. On – nazwijmy go Krzysiek – pisze: „Chudniesz w oczach. Brawo :)”. Z pozoru drobnostka. Wiadomość, która mogłaby przyjść zewsząd i od każdego. Ale w tym prostym zdaniu zawiera się coś więcej niż zwykły komplement. Bo oto w zaledwie czterech słowach streszcza się cała nasza współczesna relacja z wyglądem, ciałem i… z byciem zauważoną. Bo czy naprawdę widzisz mnie dopiero teraz, kiedy się zmieniłam? W reakcji na ten pozornie ciepły komunikat pada odpowiedź: „Jesteś drugą osobą, która mi to dziś powiedziała :)”. Niby też z uśmiechem, ale z wyczuwalnym cieniem refleksji. W tym jednym zdaniu jest zarówno radość, jak i zdziwienie, że trzeba było aż „chudnąć w oczach”, żeby usłyszeć kilka życzliwych słów. Czy naprawdę do tej pory nie było niczego godnego zauważenia?
Dlaczego jesteśmy zauważane dopiero po?
Bo właściwie to nie tylko kwestia sylwetki. To kwestia uwagi. Bo może w tym wszystkim chodzi nie o kilogramy, ale o to, że dopiero po zmianie ktoś nas naprawdę dostrzega.
Bo właściwie to nie tylko kwestia sylwetki. To kwestia uwagi. Bo może w tym wszystkim chodzi nie o kilogramy, ale o to, że dopiero po zmianie ktoś nas naprawdę dostrzega.
I wtedy przychodzi ta myśl. Może nawet niewypowiedziana na głos, ale bardzo wyraźna: ale krągłe kobiety też są piękne. No właśnie – też. Jakby piękno w pełni należało do szczupłych, a te inne, no cóż, też coś tam mają. Tylko czemu trzeba było najpierw schudnąć, żeby usłyszeć komplement? Gdzie byli wszyscy ci Krzyśkowie, gdy miałyśmy biodra jak Sophia Loren i nie potrzebowałyśmy żadnej przemiany, żeby czuć się dobrze? To nie jest pytanie o tęsknotę za pochwałą. To pytanie o to, dlaczego bycie zauważoną często wymaga wcześniejszego „zrobienia czegoś ze sobą”.
Komplement: nagroda czy wyraz bliskości?
Rozmowa trwa dalej. Krzysiek, z typowym dla siebie luzem, reaguje entuzjastycznie. Ale nagle, gdzieś między słowami, pojawia się zdanie, które trafia w sedno: „No cóż, trzeba było schudnąć, aby dostać od Ciebie komplement :)”. Trochę ironiczne, trochę z przymrużeniem oka, ale jednocześnie celne. Bo w tej jednej linijce kryje się więcej niż tylko żart. To komentarz o tym, jak komplement potrafi stać się nagrodą warunkową, wypłacaną dopiero po „poprawie”. Krzysiek, może lekko zaskoczony, odpowiada: „Ale jak daję, to przynajmniej wiadomo, że szczery i prawdziwy :)”. I dobrze. Szczerość naprawdę ma wartość. Ale mimo wszystko zostaje pytanie o to, czy trzeba na tę szczerość zapracować. Czy naprawdę zasługujemy na dobre słowo dopiero wtedy, gdy jesteśmy lepszą wersją siebie w oczach innych?
Rozmowa trwa dalej. Krzysiek, z typowym dla siebie luzem, reaguje entuzjastycznie. Ale nagle, gdzieś między słowami, pojawia się zdanie, które trafia w sedno: „No cóż, trzeba było schudnąć, aby dostać od Ciebie komplement :)”. Trochę ironiczne, trochę z przymrużeniem oka, ale jednocześnie celne. Bo w tej jednej linijce kryje się więcej niż tylko żart. To komentarz o tym, jak komplement potrafi stać się nagrodą warunkową, wypłacaną dopiero po „poprawie”. Krzysiek, może lekko zaskoczony, odpowiada: „Ale jak daję, to przynajmniej wiadomo, że szczery i prawdziwy :)”. I dobrze. Szczerość naprawdę ma wartość. Ale mimo wszystko zostaje pytanie o to, czy trzeba na tę szczerość zapracować. Czy naprawdę zasługujemy na dobre słowo dopiero wtedy, gdy jesteśmy lepszą wersją siebie w oczach innych?
Nie oceniaj. Zauważ
To, co często nazywamy komplementem, w rzeczywistości bywa oceną. Czasem pozytywną, ale jednak oceną.
To, co często nazywamy komplementem, w rzeczywistości bywa oceną. Czasem pozytywną, ale jednak oceną.
„Schudłaś”, „Zmieniłaś się”, „Dobrze wyglądasz” – to mogą być miłe słowa, ale niosą w sobie ukryte przypomnienie, że kiedyś było „mniej dobrze”. A może wcale nie było?
Może ta wcześniejsza wersja, z dodatkowym kilogramem, z nieidealną cerą i ze zmęczeniem wypisanym na twarzy, też była piękna, tylko nikt tego nie zauważył. Bo czekano na „po”, na efekt. A przecież można widzieć człowieka, a nie tylko jego zmiany.
Najpiękniejsze komplementy nie potrzebują okazji
Z biegiem lat zaczynam wierzyć, że najpiękniejsze słowa to te wypowiedziane bez okazji. Nie po fryzjerze, nie po sesji na siłowni, nie po schudnięciu pięciu kilogramów,tylko tak po prostu. W środku dnia. Bez filtra, bez celu. Na przykład: „Lubię, jak się śmiejesz”, „Z tobą zawsze jest jakoś fajniej”, „Dobrze cię widzieć”. To są słowa, które nie oceniają, tylko widzą, które nie nagradzają efektu, tylko zatrzymują się przy człowieku, które nie ważą, tylko unoszą.
Komplementujmy się, ale z wyczuciem
Nie chodzi o to, by rezygnować z pochwał. Wręcz przeciwnie, mówmy sobie dobre rzeczy. Ale nie traktujmy ich jak waluty, którą wypłaca się „za osiągnięcia”. Zamiast:
„Ale schudłaś!” może lepiej powiedzieć: „Promieniejesz. Coś w tobie dziś błyszczy”. Zamiast: „Zrobiłaś coś ze sobą” może: „Jesteś sobą i dobrze ci z tym”.
Bo prawdziwy komplement to nie ocena, to nie punkt za „nową wersję”. To nie powinien być bonus za wysiłek. To powinno być coś więcej – gest bliskości.
Na koniec kilka słów do Krzyśków tego świata (i nie tylko)
Nie czekajcie, aż ktoś się zmieni, żeby go zauważyć. Nie wyrażajcie uznania dopiero po metamorfozie. Nie mierzcie wartości człowieka liczbą kilogramów, które zniknęły.
Zacznijcie od prostych rzeczy: „Dobrze wyglądasz”, „Lubię z tobą rozmawiać”, „Zawsze poprawiasz mi humor”. Bo każda kobieta, niezależnie od tego, czy ma rozmiar XS, M czy XL, zasługuje na to, by być dostrzeżona. Nie tylko po przemianie, ale też w trakcie. A nawet wtedy, gdy nic się nie zmienia. Bo wartość człowieka nie rośnie wraz ze spadkiem wagi. Bo prawdziwy komplement to nie nagroda. To znak, że jesteśmy dla siebie ważni. Tu i teraz. Takie, jakie jesteśmy. Nie chodzi przecież o to, żeby codziennie mówić sobie coś miłego na siłę, ale o to, by mieć odwagę widzieć drugiego człowieka naprawdę. Z jego zmęczeniem, niedoskonałością, zwyczajnością. Słowa mają moc. Czasem większą niż czyny.
Potrafią podnieść z ziemi, dać nadzieję, uruchomić w kimś proces, o którym nie mamy pojęcia. Ale też, jeśli wypowiedziane bezmyślnie, potrafią przygnieść bardziej niż waga własnego ciała. Dlatego mówmy sobie dobre rzeczy nie wtedy, kiedy widać zmianę, ale wtedy, kiedy potrzeba bliskości. Nie wtedy, gdy jest okazja, ale wtedy, gdy ktoś milknie. Nie po osiągnięciu celu, ale w trakcie drogi.
Bo może największy komplement, jaki możemy komuś dać, to nie jest „Schudłaś”, „Pięknie wyglądasz” czy „Zrobiłaś coś ze sobą”.
Może to jest po prostu: „Jestem. Widzę cię. Dobrze, że jesteś”. I może to wcale nie wymaga odwagi. Może wystarczy tylko zwrócenie uwagi na drugiego człowieka.
Ewelina Gulińska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez