Odszedł jeden z Lwów

2025-09-17 11:19:59(ost. akt: 2025-09-19 12:43:38)
Z prezydentem Georgem H. W. Bushem w 1989 roku

Z prezydentem Georgem H. W. Bushem w 1989 roku

Autor zdjęcia: Wikipedia

Na wieść o Jego śmierci Meryl Streep, też Lwica, napisała: „Odszedł jeden z Lwów. Spoczywaj w pokoju, Drogi Przyjacielu”. I rzeczywiście. 16 września 2025 roku w światowej kinematografii skończyła się pewna piękna epoka: zmarł Robert Redford.
Robert Redford i Patricia Blair w serialu telewizyjnym
Fot. Wikipedia
Robert Redford i Patricia Blair w serialu telewizyjnym "The Virginian" (1963).

„Urzekająca gwiazda z aurą, która rozświetliła Hollywood”

Tak swoje wspomnienie o Robercie Redfordzie zatytułował portal BBC. I szczerze powiedziawszy — nic dodać, nic ująć. Bo imię i nazwisko ‘Robert Redford’ od najwcześniejszego dzieciństwa budziło we mnie dreszcz najwyższego szczęścia, ale też podniosłego piękna i wzniosłości — czegoś, co Francuzi określają mianem ‘je ne sais quoi’. No właśnie — ja też nie wiem, co…! Ale jest — było! — w Robercie Redfordzie coś niewysłowionego, co przenosiło w inny świat i na wiele spraw szerzej otwierało oczy.

Urodzony 18 sierpnia

Charles Robert Redford Jr. urodził się 18 sierpnia 1936 r. w Santa Monica w Kalifornii. Co ciekawe: dokładnie tego samego dnia trzy lata wcześniej w Paryżu na świat przyszedł Roman Polański — też Lew. I bynajmniej nie chodzi o zodiak…

Był synem pochodzącej z Austin w Teksasie Marthy Woodruff Redford, z domu Hart (1914–1955) i Charlesa Roberta Redforda Sr. (1914–1991), księgowego. Miał irlandzkie, szkockie i angielskie korzenie. Jego prapradziadek, protestancki Anglik o imieniu Elisha Redford, poślubił Mary Ann McCreery, pochodzenia irlandzkiego i katolickiego, po czym w 1849 roku wyemigrowali do Nowego Jorku. Mieli syna o imieniu Charles — pierwszego w kolejności, któremu nadano to imię. A jako dziecko Robert Redford często podróżował do bliskiego matce Austin — to właśnie dzieciństwu spędzonemu w Teksasie przypisywał później swoją ekologiczną postawę i miłość do natury.

Uczęszczał do liceum Van Nuys, gdzie uczył się w jednej klasie z baseballistą Donem Drysdale’em. W szkole dołączył do gangu ulicznego i został aresztowany za „pożyczenie samochodu, w którym znajdowała się skradziona biżuteria”. Sam siebie opisywał jako „złego” ucznia, poza szkołą czerpiącego inspirację ze sztuki i sportu. Grał w tenisa z Pancho Gonzalezem, pomagając mu w rozgrzewce przed meczami. W wieku 11 lat przeszedł łagodną postać polio.

W 1954 roku ukończył szkołę średnią i zaczął studia na Uniwersytecie Kolorado w Boulder. Dorabiał w barze The Sink [‘zlewozmywak’] — dziś jego podobiznę można podziwiać na licznych muralach tego miejsca. To wtedy zaczął nadużywać alkoholu, w wyniku czego stracił połowę stypendium i został wydalony z uczelni. W tym samym czasie zmarła jego matka — w wieku zaledwie 40 lat. Pogrążony w żałobie, przez jakiś czas dryfował, znajdując pracę na kalifornijskich polach naftowych — aż wyjechał do Europy. Mieszkał we Francji, Hiszpanii i Włoszech, gdzie studiował sztukę, by wreszcie wrócić do USA i podjąć studia malarskie w Pratt Institute (Brooklyn, Nowy Jork). — [Po powrocie z Europy] zacząłem patrzeć na swój kraj z innej perspektywy — wspominał później. Jednocześnie uczęszczał na zajęcia w American Academy of Dramatic Arts (rocznik 1959) na Manhattanie.

Robert Redford (1997)
Fot. Wikipedia
Robert Redford (1997)

Sukces

Zagrał w ponad 50 hollywoodzkich filmach. Otrzymał liczne wyróżnienia: Oscara za reżyserski debiut — „Zwyczajnych ludzi”, nagrodę BAFTA, pięć Złotych Globów, w tym Złoty Glob im. Cecila B. DeMille'a, nagrodę Gildii Aktorów Ekranowych za całokształt twórczości, Oscara Honorowego, nagrodę Kennedy Center Honors, Prezydencki Medal Wolności oraz Honorowego Cezara. W 2014 roku magazyn „Time” umieścił go na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi na świecie.

Już w roku 1967, po roli prawnika w filmie „Boso w parku” (Barefoot in the Park) zdobył miano ‘złotego chłopca z Kalifornii’. Ale uznanie widzów i status gwiazdy Hollywood przyniosła mu rola Sundance’a Kida w westernie „Butch Cassidy i Sundance Kid” (1969). Potem zagrał w kilkunastu filmach, a wszystkie one przeszły do historii kina: „Żądło” (1973), „Wielki Gatsby” (1974), „Trzy dni Kondora” (1975), „Wszyscy ludzie prezydenta” (1976) „O jeden most za daleko” (1977), „Urodzony sportowiec” (1984), „Pożegnanie z Afryką” (1985) — scena, kiedy Denys Finch Hatton myje włosy Karen Blixen, ech… Z taką emocjonalną subtelnością nikt już dziś filmów nie kręci…

Wciąż — choć film znam na pamięć — „Trzy dni Kondora” budzą we mnie najwyższe emocje. Albo takie „Orły Temidy” (1986). Nie wspominając o „Wszystkich ludziach prezydenta”, gdzie przecież gra Boba Woodwarda — dziennikarza, jednego z Największych w tym fachu. Akurat ten obraz jest dla mnie wybitnym i dotychczas niedoścignionym hołdem dla dziennikarstwa jako zawodu i etosu dziennikarskiego jako postawy życiowej.

Kadr z programu
Fot. Wikipedia
Kadr z programu "Tell Them Willie Boy Is Here" (1969)

Uroda

Zawsze podkreślał, że jego uroda raczej utrudniała mu, niż pomagała w karierze aktora. — Pojęcie, że nie jesteś aktorem, a po prostu kimś, kto dobrze wygląda, zawsze było dla mnie trudne — mówił. — Zawsze byłem dumny z roli, którą grałem. Chciałem być tą postacią.

Ale niestety — jego typowo amerykańskiej urody nie dało się zignorować. Ktoś kiedyś opisał go jako „fragment Góry Rushmore wciśnięty w sprane dżinsy”. Inny krytyk pisał o nim, że miał „płynną fizyczną grację i wewnętrzny blask, który czasami sprawiał wrażenie, jakby rozświetlał go od wewnątrz”.
Bo rozświetlał.

Cisza…

Ustaliwszy raz na zawsze swoją reputację jako aktora i reżysera wszechstronnego — Robert Redford stał się orędownikiem niezależnych twórców filmowych. Tak stworzył coroczny Festiwal Filmowy Sundance, by prezentować ich twórczość. Z czasem festiwal stał się kluczowym wydarzeniem w kalendarzu filmowym, prezentując twórczość wielu reżyserów, którzy m.in. dzięki niemu stali się znani i doceniani, w tym Quentina Tarantino i Stevena Soderbergha. Sukces pozwolił mu swobodnie wybierać projekty, z których wiele było zgodnych z jego liberalnymi poglądami politycznymi. Prowadził również kampanie na rzecz ochrony środowiska i praw rdzennych Amerykanów.

Jak sam mówił: — Czasem to, co ‘ciche’ grzmi ze znacznie większą mocą niż hałas. Cisza może skrywać, ale i ujawniać uczucia, których nie da się wyrazić słowami.

Z kolei Jane Fonda, która do dziś przyznaje, że zakochiwała się w nim za każdym razem, gdy wspólnie pracowali, mówiła o nim: — Zawsze otaczała go tajemnica, bo niczego nie zdradzał. Ma w sobie aurę.
Miał.
Magdalena Maria Bukowiecka
Korzystałam z materiałów BBC, NBC News oraz z Encyclopædia Britannica.

Fot. archiwum prywatne

ODCHODZI PEWNA EPOKA

— Była aktorem, reżyserem i producentem. Ale przede wszystkim był ze swej natury człowiekiem niesamowicie szlachetnym. Odzwierciedlała to w pełni jego działalność charytatywna na rzecz młodych twórców i kina niezależnego. Bardzo w nie inwestował. A to jest niezwykle ważne. Z jednej strony twardo stał na gruncie Hollywoodzkim, ale z drugiej — wiedział, że to nie Hollywood kręci go najbardziej. Stąd jego pomysł na Sundance Festival i te warsztaty. W dzisiejszych czasach tacy ludzie, którzy — jak Robert Redford, oddają część swojego majątku i życia, by świat stawał się lepszy — są niesłychanie cenni. Może brzmi banalnie, ale bardzo chciałbym to podkreślić — mówi Cezary Harasimowicz, aktor, scenarzysta, dramaturg i pisarz, który w 1994 roku brał udział w warsztatach Roberta Redforda w Sundance Institute.
— Co Pan pomyślał i poczuł, gdy dowiedział się Pan, że Robert Redford nie żyje…
— Smutno mi się zrobiło… Bo już abstrahując od tego naszego przelotnego spotkania w czasie warsztatów w Sundance — Robert Redford to kawał życiorysu wyrośniętego w moje własne życie. Pamiętam — mój pierwszy film z nim to było „Żądło”, czyli rok 1973. Poza tym wraz z nim odchodzi pewna epoka. A do tego człowiek sam robi się coraz starszy, to i zaczyna myśleć, że także jego dni są policzone… Takie trzy refleksje. Choć przyznaję: 89 lat — to jest zacny wiek.
— „Żądło” było pierwszym filmem z Robertem Redfordem. A który był ulubionym?
— Rzeczywiście „Żądło” jest bliskie memu sercu, bo pierwszy raz zobaczyłem w nim Redforda. Poza tym tak się złożyło, że zobaczyłem go w Anglii — w tamtych czasach filmy zagraniczne dochodziły do Polski nawet z rocznym opóźnieniem. I do dziś pamiętam plakaty reklamowe „Żądła” na ulicach Londynu. Ale to był aktor wszechstronny. Całkiem skutecznie zrywał przecież ze swoim wizerunkiem „pięknisia” i przystojniaka — i zagrał w wielu filmach o bardzo poważnej tematyce. Bardzo sobie też cenię „Trzy dni Kondora”. Całkiem niedawno znów go obejrzałem i uważam, że to jego naprawdę wspaniała rola. Ale muszę pani powiedzieć, że w czasie mojego pobytu w Sundance pokazywał nam, uczestnikom warsztatów układkę montażową do „Quiz Show”. I dopytywał nas wtedy o ewentualne pomysły na poprawki do niej. Zatem „musnąłem” jeszcze o Roberta Redforda jako reżysera. W ogóle pamiętam, że na warsztatach w Sundance on był non stop. Codziennie pilnował spraw administracyjnych, wszystkiego sam doglądał. Ja akurat brałem udział w części dla scenarzystów — obok producentów i reżyserów, ale pamiętam, że dla nas wszystkich zorganizował w tej swojej posiadłości wycieczkę w Góry Skaliste. Wjechał na górę konno. Wielkie wrażenie zrobił na mnie wtedy fakt, że w tych Górach nie znalazłem po drodze ani jednego paproszka…! Po wejściu na górę czekał na nas grill i jakieś napoje. I wszyscy się z nim fotografowali… A ja nie miałem odwagi. Bo wydawało mi się, że nie mogę go traktować jak misia z Zakopanego. I do dzisiaj strasznie tego żałuję! Bo miałbym zdjęcie ze swoim idolem…
Magdalena Maria Bukowiecka