Wspomnienie spotkania z Robertem Redfordem. Cezary Harasimowicz o warsztatach w Sundance

2025-09-17 14:07:15(ost. akt: 2025-09-17 14:18:54)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

W związku ze śmiercią Roberta Redforda przypominamy rozmowę, jaką „Gazeta Olsztyńska” przeprowadziła z polskim scenarzystą, uczestnikiem warsztatów w Sundance Institute - Cezarym Harasimowiczem. To właśnie tam jego scenariusz Bandyta został wyróżniony prestiżową nagrodą Hartley-Merrill Award.
Redford był dla niego nie tylko mistrzem kina, lecz także symbolem pozytywnego podejścia do twórczości. Podczas warsztatów w Sundance Institute Cezary Harasimowicz, polski autor uczył się od laureatów Oscarów i odkrył, że film to przede wszystkim sztuka dzielenia się emocjami. Rozmowę tę wspominamy dziś, gdy świat żegna jednego z największych ludzi kina.

— Brał Pan udział w warsztatach Roberta Redforda w Sundance Institute. Pana skrypt uznano wtedy za najlepszy i podkreślano jego wybitne walory humanistyczne. O czym był i jak się pisze taki tekst?
— Zgłosiłem się do konkursu, przedstawiając gotowy scenariusz pt. „Bandyta”. Z całego świata nadeszło kilkanaście tysięcy prac, ale to ja otrzymałem nagrodę Hartley-Merrill Award — jej częścią były właśnie warsztaty u Redforda. Spotkałem tam także Franka Piersona, zdobywcę Oscara za scenariusz do „Pieskiego popołudnia” — wyznałem mu wtedy, że właśnie na podstawie tego jego arcydzieła sam uczyłem się scenariopisarstwa. Ze wzruszenia uronił łzę… To były piękne chwile! A wśród wykładowców każdy miał na koncie przynajmniej jednego Oscara…

— Ale w Sundance Institute zdarzyła się jeszcze jedna piękna rzecz…
— Tak… Nasze scenariusze leżały na specjalnej półce, w wielkich stosach. Któregoś dnia weszliśmy do tej sali z moją opiekunką, która wskazała na półkę. Spojrzałem i stwierdziłem, że nie ma na niej mojego „Bandyty”. Odpowiedziała mi, że — no, nie ma. Bo wszyscy czytają…!

— Czego się Pan tam nauczył?
— W największym skrócie — kompletnie innego podejścia do oceny scenariusza, w porównaniu z polskim sposobem. Pozytywnego myślenia — podejścia na zasadzie: słuchaj, to jest dobre, ale popracujmy, żeby było jeszcze lepsze. Zamiast tego polskiego wszechobecnego krytykanctwa. Nauczyłem się też wyrzucać ze świadomości bojaźń przed wysokimi uczuciami. W Europie panuje jakiś wstyd przed okazywaniem wysokich uczuć w pisarstwie. Boimy się, że napisać w scenariuszu „kocham cię” — to banał. Tymczasem tam nauczyłem się, że warto okazywać uczucia, warto dzielić się emocjami. Film to dzielenie się emocjami: od autora przenosi emocje do widza. I w życiu też tak powinno być. Zapamiętałem tę zasadę na całe życie i w swoich powieściach stosuję ją do dziś.

MMB/ga