Bez gorsetu, ale w habicie
2025-07-26 13:00:00(ost. akt: 2025-07-25 14:11:42)
Siostry Katarzynki z Braniewa, ale i z każdej ich wspólnoty, udowadniają, że życie w zakonie to nie nuda. Opiekują się potrzebującymi, zarządzają, studiują, robią przetwory i podbijają social media. Wszystko w myśl zawołania ich założycielki Reginy Protmann: „Jak Bóg chce”.
Wystarczy wejść na ich profil na Facebooku, by zrozumieć, że stereotypy o zakonnicach można włożyć między bajki. Na jednym zdjęciu siostry w habitach z uśmiechem pozują na plaży, na innym widać słoiki pełne domowych konfitur, gotowe na zimę. Chwilę później pojawia się post z prośbą o modlitwę, a zaraz po nim – relacja ze spotkania z młodzieżą. To nie jest wyreżyserowany spektakl, ale prawdziwe życie wspólnoty, która od ponad czterech wieków służy Bogu i ludziom na Warmii. Dziś, tak jak ich założycielka, błogosławiona Regina Protmann, wychodzą do świata, a ich narzędziem stał się nawet smartfon.
Miała być dentystką
Siostra Klara Markiewicz, dziś ekonomka domu prowincjalnego w Braniewie, nigdy nie planowała życia w zakonie. Pochodzi z Biskupca pod Olsztynem i miała jasno sprecyzowane plany.
Siostra Klara Markiewicz, dziś ekonomka domu prowincjalnego w Braniewie, nigdy nie planowała życia w zakonie. Pochodzi z Biskupca pod Olsztynem i miała jasno sprecyzowane plany.
— Chciałam iść na studia stomatologiczne do Gdańska. Całkiem inaczej układałam sobie plan na życie — wspomina z uśmiechem. Wszystko zmieniło jedno, z pozoru błahe wydarzenie. — Moja koleżanka z klasy poprosiła, żebym poszła z nią zanieść dekoracje do sióstr, bo ładnie malowała. Zgodziłam się. I siostra, która odbierała od nas te materiały, tak mi, w cudzysłowie, „wpadła w oko” — opowiada.
To nie była miłość od pierwszego wejrzenia do habitu, ale do atmosfery, którą tworzyły siostry. — Zaczęłam częściej chodzić do kościoła, a one ogarnęły mnie taką troską, takim ciepłem. W pewnym momencie zrozumiałam, że chciałabym żyć podobnie jak one — dodaje. Decyzja zapadła tuż po maturze. W tym roku mija dokładnie 20 lat od jej wstąpienia do Zgromadzenia Sióstr Świętej Katarzyny.
Droga nie była jednak prosta. Po formacji i pierwszych ślubach trafiła do pracy w sanktuarium w Gietrzwałdzie, a potem do Braniewa. Początkowo wykonywała proste prace: w ogrodzie, przy furcie, przyjmując gości. Szybko jednak dostrzeżono jej niezwykły talent. — Zauważono, że mam zmysł organizacyjny, może nawet menedżerski — mówi.
Droga nie była jednak prosta. Po formacji i pierwszych ślubach trafiła do pracy w sanktuarium w Gietrzwałdzie, a potem do Braniewa. Początkowo wykonywała proste prace: w ogrodzie, przy furcie, przyjmując gości. Szybko jednak dostrzeżono jej niezwykły talent. — Zauważono, że mam zmysł organizacyjny, może nawet menedżerski — mówi.
Została wysłana na studia z administracji, a potem, choć początkowo się opierała, na magisterskie z zarządzania w Olsztynie. — W końcu w głowie zrodziła mi się myśl, że przecież chciałam być katarzynką i robić to, czego Pan Bóg i zgromadzenie będą ode mnie oczekiwać, zgodnie z naszym hasłem: „Jak Bóg chce” — wyjaśnia.
Dziś jako ekonomka zarządza całym klasztorem od strony administracyjnej, finansowej i zaopatrzeniowej. To prawdziwa menedżerka w habicie.
Zakłady o powołanie
Historia siostry Martyny Ujazdowskiej jest równie nieoczywista. Do zakonu wstąpiła w 1987 roku, również bez wcześniejszych planów. — Pierwsza wstąpiła moja koleżanka. Odwiedzałyśmy ją w Braniewie. Tam poznałam katarzynki — opowiada.
Historia siostry Martyny Ujazdowskiej jest równie nieoczywista. Do zakonu wstąpiła w 1987 roku, również bez wcześniejszych planów. — Pierwsza wstąpiła moja koleżanka. Odwiedzałyśmy ją w Braniewie. Tam poznałam katarzynki — opowiada.
Podczas tych wizyt jedna z sióstr, świętej pamięci siostra Anastazja, z uporem pytała: „Kiedy ty do nas przyjdziesz?”. — Śmiałam się, że nieprędko. A potem, gdy już podjęłam decyzję i wstąpiłam, powiedziała mi tylko jedno słowo: „Nareszcie!” — wspomina siostra Martyna.
Jej decyzja była tak zaskakująca, że znajomi robili zakłady, jak długo wytrzyma w klasztorze. — Mam nadzieję, że wszyscy przegrali — śmieje się dzisiaj.
Od samego początku, zaraz po złożeniu ślubów, zajęła się katechezą. Pracuje z dziećmi i młodzieżą już prawie 35 lat. Obecnie mieszka w niewielkiej, czteroosobowej wspólnocie w Nowym Dworze Mazowieckim. — Nasze życie nie ogranicza się tylko do pracy zawodowej. Dzielimy się obowiązkami jak w rodzinie: gotujemy, sprzątamy, mamy ogródek, robimy przetwory. To wszystko jest na naszej głowie, jak w każdym domu — tłumaczy.
Od samego początku, zaraz po złożeniu ślubów, zajęła się katechezą. Pracuje z dziećmi i młodzieżą już prawie 35 lat. Obecnie mieszka w niewielkiej, czteroosobowej wspólnocie w Nowym Dworze Mazowieckim. — Nasze życie nie ogranicza się tylko do pracy zawodowej. Dzielimy się obowiązkami jak w rodzinie: gotujemy, sprzątamy, mamy ogródek, robimy przetwory. To wszystko jest na naszej głowie, jak w każdym domu — tłumaczy.
Życie we wspólnocie to nieustanna nauka. — To nie jest łatwo tak się ułożyć i żyć razem. Każdy ma swoje plusy i minusy. Ale życie na tym polega, żeby się dogadać, przekraczać siebie, swoje ułomności i umieć powiedzieć „przepraszam” — przyznaje siostra Martyna.
Siłę czerpią z modlitwy, wspólnych adoracji Najświętszego Sakramentu, ale też z przykładu swoich poprzedniczek – błogosławionych sióstr męczenniczek z czasów II wojny światowej.
— Nasze ludzkie, codzienne nieporozumienia są niczym w porównaniu z heroizmem, który one okazały — podkreśla.
Zakonnice na Facebooku
Pomysł na aktywne prowadzenie mediów społecznościowych zrodził się z potrzeby. — Zaczęło się od problemów z dachem. Założyłyśmy zbiórkę w internecie. To był bodziec, żeby zacząć działać w social mediach — przyznaje siostra Klara, która prowadzi profil zgromadzenia. — Chciałyśmy pokazać, że życie zakonne nie jest straszne. Przełamać stereotypy, że jesteśmy zamknięte i nie wychodzimy na zewnątrz. Od czasów Reginy Protmann nasze życie to przede wszystkim wyjście do drugiego człowieka.
Pomysł na aktywne prowadzenie mediów społecznościowych zrodził się z potrzeby. — Zaczęło się od problemów z dachem. Założyłyśmy zbiórkę w internecie. To był bodziec, żeby zacząć działać w social mediach — przyznaje siostra Klara, która prowadzi profil zgromadzenia. — Chciałyśmy pokazać, że życie zakonne nie jest straszne. Przełamać stereotypy, że jesteśmy zamknięte i nie wychodzimy na zewnątrz. Od czasów Reginy Protmann nasze życie to przede wszystkim wyjście do drugiego człowieka.
I najwyraźniej się udało. Facebook stał się skutecznym narzędziem, by pokazać filary życia katarzynek. A te, to otwartość, radość i uśmiech. Jest jednak małe "ale", które siostra Klara z mocą podkreśla.
— To wszystko jest tylko wstępem. Social media mają prowadzić do realnego spotkania, bo to ono jest najważniejsze. Wystarczy pokazać serce, być otwartym, a Pan Bóg sam w tym wszystkim działa — dodaje.
Klasztor w Braniewie jest otwarty. Można tu przyjechać, poczuć klimat historii, porozmawiać, wyżalić się, a przede wszystkim duchowo się naładować. Bo jak mówią siostry, ich głównym zadaniem jest bycie dla drugiego człowieka. W habicie, bez gorsetu, z sercem na dłoni i telefonem w ręku. Po prostu, jak Bóg chce.
Jan Berdycki
Jan Berdycki
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez