Każdy musi trafić na swoją książkę

2025-07-12 20:00:00(ost. akt: 2025-07-11 14:04:37)
Katarzyna Buder, laureatka tytułu Bibliotekarza Roku 2024 przyznawanego przez WBP w Olsztynie. Na zdjęciu z Adrianną Walendziak, dyrektorką WBP w Olsztynie.

Katarzyna Buder, laureatka tytułu Bibliotekarza Roku 2024 przyznawanego przez WBP w Olsztynie. Na zdjęciu z Adrianną Walendziak, dyrektorką WBP w Olsztynie.

Autor zdjęcia: Grzegorz Wadowski/WBP w Olsztynie.

— Dziś bibliotekarka to już nie pani w koku, w okularach i powyciąganym swetrze. To krzywdzący mit. Obecnie w bibliotekach pracują osoby pełne pasji, kreatywne, otwarte i zaangażowane — mówi Katarzyna Buder, laureatka tytułu Bibliotekarza Roku 2024 przyznawanego przez Wojewódzką Bibliotekę Publiczną w Olsztynie.
— Bibliotekarze rzadko mają okazję mówić o sobie. Wydaje się, że ich praca jest mało „medialna”. Jakie stereotypy najbardziej przeszkadzają?
— Chyba najbardziej krzywdzący jest ten, że bibliotekarz to ktoś, kto siedzi za biurkiem, popija kawę i niewiele robi. To zupełna nieprawda. Zakres naszych obowiązków jest naprawdę szeroki — często zaskakująco. Wypożyczanie książek to tylko niewielka część naszej codziennej pracy. Wszystko zaczyna się od planowania, co powinno znaleźć się w księgozbiorze, by odpowiadało potrzebom i zainteresowaniom czytelników, a kończy na organizowaniu spotkań autorskich, pisaniu scenariuszy zajęć, warsztatów, animacji. Cały czas się uczymy, rozwijamy i staramy się nadążać za zmieniającym się światem. Dzisiejszy bibliotekarz to osoba wszechstronna, z otwartą głową i dużymi kompetencjami. Dzisiejsza bibliotekarka nie jest już zatopioną w lekturze panią w koczku, w okularach, w powyciąganym swetrze. O nie! Dziś to zawód, w którym potrzeba wielu różnych umiejętności.

— To chyba spore wyzwanie?
— Tak, ale właśnie to jest w tym zawodzie piękne! Każdy dzień wygląda inaczej, nie ma rutyny. Bardzo to cenię. Myślę też, że trzeba po prostu lubić ludzi — bez tego trudno byłoby odnaleźć się w tej roli. W tym zawodzie tworzy się wiele wyjątkowych relacji. I to jest naprawdę cudowne.

— Czy od początku marzyła pani o pracy w bibliotece?
— To może zabrzmi zaskakująco, ale nigdy nie planowałam pracy w tym zawodzie. Moim marzeniem było zostać archiwistką, ale w czasie, gdy studiowałam, nie było takiego kierunku. Trzeba było wybrać bibliotekoznawstwo. Potem i tak kolejne kierunki zaczęto likwidować. Gdy dostałam się na staż do Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej, nie przypuszczałam, że zostanę w tym miejscu na dłużej. A dziś mija już ponad 20 lat mojej pracy i nie wyobrażam sobie innej drogi zawodowej. Oczywiście, są lepsze i gorsze dni, jak wszędzie, ale właśnie to dodaje sił. Może właśnie ta pasja sprawiła, że zdobyłam tytuł Bibliotekarza Roku Warmii i Mazur?

— Jak dziś patrzy pani na swoją pracę?
— Z ogromną wdzięcznością. Po latach widzę, że ta praca daje mi wiele radości. Może to właśnie zostało zauważone przez kapitułę konkursu? Co ciekawe, teraz sama będę zasiadać w jury kolejnej edycji. To duża odpowiedzialność, bo wiem, ilu wspaniałych bibliotekarzy pracuje wokół mnie. Tworzymy zgrany zespół, bardzo różnorodny — i to jest nasza siła. Każdy wnosi coś od siebie, wszyscy wkładamy w tę pracę serce.

— Czy nagroda dodała pani skrzydeł?
— Byłam bardzo zaskoczona i jednocześnie wzruszona. To ogromna radość, że moja praca została dostrzeżona. Bardzo jestem wdzięczna wszystkim tym, którzy mnie docenili, zauważyli mój potencjał. To daje ogromną motywację. W czasach, gdy wiele osób wciąż szuka swojej drogi zawodowej, ja czuję, że swoją już odnalazłam. Cieszę się, że mogę dzielić się z innymi pasją do książek i ludzi. Moi czytelnicy są moją największą inspiracją.

— Pracuje pani obecnie z dziećmi. To także niełatwe zadanie?
— Zaczynałam w dziale dla dorosłych, ale po pół roku przeszłam do dziecięcego. Początkowo to była duża zmiana — i przyznam, że miałam ogromny szacunek do nauczycieli pracujących z najmłodszymi. Ale z czasem przekonałam się, że to niesamowicie rozwijająca praca. Dziś przychodzą do mnie dorośli, których poznałam jako dzieci — teraz przyprowadzają swoje pociechy. Kiedy mówią, że pamiętają moje zajęcia, czuję ogromne wzruszenie. To pokazuje, że nasza praca naprawdę ma sens. Zdarza się, że ktoś na ulicy powie: „Jutro do pani przyjdę”. Albo spotykam czytelników na wakacjach i słyszę: „Pani Kasiu!”. To bardzo miłe.

— Czy to sposób na to, by ludzie zaczęli czytać?
— Jedna z dróg. W bibliotece staramy się nie narzucać czytelnikom konkretnych tytułów. Mówię: „Jeśli po kilkunastu stronach książka cię nie wciąga — odłóż ją. Wybierz taką, która cię naprawdę zainteresuje”. Bo każdy ma swój gust. Jeśli ktoś twierdzi, że nie lubi czytać, to po prostu jeszcze nie trafił na „swoją” książkę. Naszą rolą jest pomóc ją odnaleźć. Czasem to dziecko przyprowadza rodzica do biblioteki — i to jest dla nas największy sukces.

— A kiedy bibliotekarz ma wolne, to… też czyta?
— Przyznam, że najczęściej słucham audiobooków. Ale jeśli tylko mogę, sięgam po książkę papierową — to dla mnie najprzyjemniejsza forma kontaktu z literaturą. Czasami wybieram też e-booki. Niezależnie od formy — liczy się treść. Czytanie naprawdę niesie wiele korzyści.

— Jakich? Mówi się, że książka to najlepsza „tabletka na stres”.
— Zdecydowanie się z tym zgadzam. Kiedy mój syn był mały, mieliśmy swój wieczorny rytuał czytania. Znalazłam wtedy badania mówiące, że po 15 minutach lektury człowiek się uspokaja. I rzeczywiście — przetestowałam to na sobie. Czytanie wycisza, daje ukojenie. W świecie pełnym bodźców, problemów, książka pozwala choć na chwilę się zatrzymać.

— A na urlopie? Udaje się „wyłączyć tryb” bibliotekarza?
— Staram się... ale to trudne (śmiech). Pamiętam, jak będąc z mężem na wakacjach, wypatrywałam lokalnych bibliotek. Przechodziliśmy obok jednej z nich i powiedziałam: „Szkoda, że zamknięta…”. To chyba zawodowe „skrzywienie” — ale myślę, że całkiem nieszkodliwe.

Katarzyna Janków-Mazurkiewicz