Kozioł się uparł i parkingu nie oddał [ZDJĘCIA]

2025-07-01 18:00:16(ost. akt: 2025-07-01 15:57:21)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Miało być ciche zamknięcie strzeżonego parkingu przy Starym Mieście — skończyło się protokołem i skargą do sądu. Wojciech Kozioł placu nie oddał.
Wtorkowy poranek miał być ostatnim aktem wieloletniej historii strzeżonego parkingu przy ul. Nowowiejskiego w Olsztynie. Zgodnie z uchwałą Rady Miasta Olsztyna właściciel — Wojciech Kozioł — do godziny 10 rano miał zwinąć ogrodzenie, zdemontować budkę, opuścić teren i oddać klucze urzędnikom Zarządu Dróg, Zieleni i Transportu. Ale jeśli ktoś zna Kozioła, wie, że ten facet z parkingu nie odpuszcza.

Fot. Zbigniew Woźniak

Kilka dni temu pisaliśmy o tym, jak Olsztyn traci kawałek lokalnej legendy. Parking, który przez ponad 30 lat chronił auta mieszkańców i turystów, miał ustąpić miejsca rozszerzonej strefie płatnego parkowania. Tyle teorii ... Tuż po 10 na miejscu roiło się od dziennikarzy, mieszkańców okolicznych kamienic, hotelarzy, lekarzy i znajomych Kozioła. Zamiast zrywać szlaban, właściciel wyjął z teczki skargę, którą jeden z mieszkańców złożył do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
— To przerywa bieg tej uchwały — mówi Wojciech Kozioł, pokazując dokument z pieczątką. — Dopóki sąd nie rozstrzygnie, parking działa. A ja samochodów nie wyrzucę.

Urzędnik z Zarządu Dróg spisał protokół: ile aut, ile kamer monitoringu, ile metrów siatki. Podpisał, skinął głową i odszedł. Parking został.

To nie tylko szlaban i budka
Niektórzy twierdzą, że Wojciech Kozioł to wrzód na urzędniczym honorze. Inni — że to człowiek, który broni normalności. Bo parking Kozioła to nie tylko szlaban i budka. To pewność, że przyjezdny z Olsztynka czy z Krakowa zostawi auto i nie będzie się martwił, czy wróci po całe. To miejsce, gdzie motocyklista z kosztownym bmw śpi spokojnie, a hotelarz ma czym skusić gościa z końca Polski. — Starówka i parking żyją w symbiozie — powtarza. — Bez tego stracą wszyscy.

Kilkaset osób podpisało protest w obronie parkingu. Wśród nich lekarze, rehabilitanci, restauratorzy i mieszkańcy kamienic, którzy co rano zostawiają tu auta, żeby pójść do pracy. Wszyscy zgodnie powtarzają: strefa płatnego parkowania nie zastąpi strzeżonego placu. Słupki nie przypilnują roweru za 10 tysięcy złotych. Słupki nie zapytają starszej pani, czy pomóc zaparkować.
Właściciel parkingu znany jest w Olsztynie nie tylko z parkingu. Od dekad walczył z pomnikiem Wdzięczności Armii Radzieckiej w centrum miasta. Wywieszał banery, malował hasła, stawał przed sądem, płacił grzywny.

Fot. Zbigniew Woźniak

Miasto planuje i przekonuje
Miasto przekonuje, że parking musi zniknąć, bo planuje wielką inwestycję w przyszłości: podziemny parking. Mówi się o nim od 20 lat. Jerzy Szmit, prezes Fundacji im. Piotra Poleskiego, który też pojawił się na miejscu, nie ma złudzeń. — Przecież wystarczy wbić trochę głębiej łopatę i natychmiast natkniecie się na historię. To ścisłe centrum Starego Miasta, ponad 600 lat murów, zamku, piwnic. Archeolodzy od razu wejdą i żadna wielka inwestycja nie przejdzie. To tylko pretekst, żeby zabrać przedsiębiorcy parking, który dobrze prosperuje — stwierdza.

Dla urzędników to plan na „porządek” i „rotację aut”. Dla Kozioła — pretekst, by zamienić budkę z parkingowym na słupek z parkomatem. A słupek nie zapłaci czynszu. Kozioł płacił. — Solidnie ponad 3000 złotych miesięcznie! — krzyczał wczoraj do urzędnika. — I teraz co? Klepisko dalej za darmo, a ja mam iść na bruk?

Skarga jest w sądzie
Tymczasem obok parkingu od lat straszy dziki plac — nieutwardzony, pełen kolein, gdzie każdy może stanąć za darmo. Miasto obiecywało, że go uporządkuje. I co? Nic. — Ludzie pytają mnie, czy mogą stanąć za darmo. Ja płacę czynsz, a tam wolna amerykanka — mówi Kozioł. — Ale ja się nie dam. Skarga jest w sądzie, a ja mam ludzi. Tych samych, co dziś przyszli mnie wesprzeć.

Zapytaliśmy upartego parkingowego, czy nie obawia się, że miasto spróbuje rozwiązać sprawę siłowo, np. wyślę straż miejską i ukarze go za prowadzenie działalności na terenie miasta bez jego zgody, tak jak na targowisku wlepia się mandat. — Ja ufam prawnikom. Powiedzieli mi jasno. Mam nie oddawać obiektu, bo decyzja w dwie godziny jest nierealna do wykonania. Sąd jest od tego, żeby rozstrzygać, a nie strażnik miejski. Ja już swoje w życiu przeżyłem i się nie boję — odpowiada.

Sęk w tym, że skarga na uchwałę miasta w sprawie parkingu do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego została złożona grubo po ustawowym terminie. Jej autor powołuje się na fakt, że o uchwale dowiedział się dopiero niedawno. Poprosiliśmy Urząd Miasta Olsztyna o komentarz. Do chwili zamknięcia bieżącego numeru „Gazety Olsztyńskiej” odpowiedzi nie otrzymaliśmy.
Jan Berdycki