Warmia dla mnie zawsze była blisko natury
2025-06-21 09:00:00(ost. akt: 2025-06-20 14:28:10)
Można mówić o macierzyństwie inaczej – nie jako o obowiązku czy heroizmie, lecz relacji. Czułej, a zarazem trudnej. Niezwykłej i codziennej – mówi pochodząca z Lidzbarka Warmińskiego Eliza Kącka. 23 czerwca o godz. 17:00 laureatka Literackiej Nagrody Warmii i Mazur „Wawrzyn 2024” opowie m.in. o książce „Wczoraj byłaś zła na zielono”.
— Podczas gali Wawrzynu powiedziała pani, że wraca na Warmię. Co to za powrót?
— Zrozumiałam, że wracam na Warmię nim przyszła nominacja, zanim mnie nagrodzono. Zrozumiałam, gdy pisałam książkę. Lata temu, gdy byłam jeszcze licealistką, wczesną bardzo studentką, powroty na ziemie rodzinne miały inny charakter: wizyty kogoś, kto raz a dobrze opuścił rodzinne kąty i tylko czasem spoglądał za siebie. Potem, już jako matka, zaczęłam odzyskiwać dla siebie Warmię na nowo, bo wcześniej byłam z nią w niepełnej zgodzie. Wracałam do domu rodzinnego, ale z każdym krokiem stawało się jasne, że wracam do czegoś więcej – do krainy, którą musiałam sobie opowiedzieć jeszcze raz, z innego, że tak powiem, miejsca świadomości. Zaczęłam odkrywać Warmię – jej cichy potencjał, jej ukryty język. I w tym właśnie czas spędzany z moją córką – powód i sedno tego powrotu – okazał się najważniejszy. O tym chciałam pisać – nie nazbyt dosłownie, nie dokumentarnie, ale w związku z wrażliwością mojej córki, jej innością, na ile mam do jej świata dostęp. Ujrzałam krainę dzieciństwa z nowej perspektywy.
— Zrozumiałam, że wracam na Warmię nim przyszła nominacja, zanim mnie nagrodzono. Zrozumiałam, gdy pisałam książkę. Lata temu, gdy byłam jeszcze licealistką, wczesną bardzo studentką, powroty na ziemie rodzinne miały inny charakter: wizyty kogoś, kto raz a dobrze opuścił rodzinne kąty i tylko czasem spoglądał za siebie. Potem, już jako matka, zaczęłam odzyskiwać dla siebie Warmię na nowo, bo wcześniej byłam z nią w niepełnej zgodzie. Wracałam do domu rodzinnego, ale z każdym krokiem stawało się jasne, że wracam do czegoś więcej – do krainy, którą musiałam sobie opowiedzieć jeszcze raz, z innego, że tak powiem, miejsca świadomości. Zaczęłam odkrywać Warmię – jej cichy potencjał, jej ukryty język. I w tym właśnie czas spędzany z moją córką – powód i sedno tego powrotu – okazał się najważniejszy. O tym chciałam pisać – nie nazbyt dosłownie, nie dokumentarnie, ale w związku z wrażliwością mojej córki, jej innością, na ile mam do jej świata dostęp. Ujrzałam krainę dzieciństwa z nowej perspektywy.
— Jakiej?
— Warmia dla mnie zawsze była blisko natury – ale musiałam się z tą naturą ułożyć raz jeszcze. Zdawało mi się, że jestem w tym osadzona – a jednak moja córka chodziła innymi ścieżkami niż ja, gdy byłam w jej wieku. Zadziwiająco innymi. Nie rozumiałam, dlaczego tych dróg wcześniej nie widziałam. I nagle Warmia zaczęła jawić się jako przestrzeń magiczna. Może to przez zmianę perspektywy: podążanie za krokiem, spojrzeniem dziecka. Miałam czas, by odkryć Lidzbark na nowo. Zostając tam na czas jakiś, odkrywałam Warmię peryferyjną, leśną, intymną. Jakoś magiczną właśnie. Moją prywatną legendę.
— Warmia dla mnie zawsze była blisko natury – ale musiałam się z tą naturą ułożyć raz jeszcze. Zdawało mi się, że jestem w tym osadzona – a jednak moja córka chodziła innymi ścieżkami niż ja, gdy byłam w jej wieku. Zadziwiająco innymi. Nie rozumiałam, dlaczego tych dróg wcześniej nie widziałam. I nagle Warmia zaczęła jawić się jako przestrzeń magiczna. Może to przez zmianę perspektywy: podążanie za krokiem, spojrzeniem dziecka. Miałam czas, by odkryć Lidzbark na nowo. Zostając tam na czas jakiś, odkrywałam Warmię peryferyjną, leśną, intymną. Jakoś magiczną właśnie. Moją prywatną legendę.
— Wspomniała pani, że zaskoczyło panią powstanie tej książki.
— Tak, rzeczywiście. Ale było to zaskoczenie innego typu. Zaskoczenie związane z nieoczywistą, trudną decyzją rekonstrukcji – a potem rozwinięcia przed sobą oraz innymi – mapy zdarzeń, myśli, stanów. Nie tyle wydarzeń, co właśnie zdarzeń psychicznych, przeżyć. Dotąd nie pisałam prozy zakorzenionej tak jawnie w biograficznym konkrecie. Tym razem to się zmieniło. I jest w tej opowieści dużo ze mnie – nie chowam się w surrealistycznej metaforze, ale wystawiam na to, co realnie przeżyłam. Innymi słowy, mamy tu zupełnie inny sposób pisania – i przyznam, że się go bałam. Bo z jednej strony nie chciałam powiedzieć za dużo, a z drugiej – bardzo pragnęłam oddać, czym jest wrażliwość, inność. I jaka jest stawka snucia opowieści o tajemnicy życia, powiedziałabym, nieułatwionego.
— Tak, rzeczywiście. Ale było to zaskoczenie innego typu. Zaskoczenie związane z nieoczywistą, trudną decyzją rekonstrukcji – a potem rozwinięcia przed sobą oraz innymi – mapy zdarzeń, myśli, stanów. Nie tyle wydarzeń, co właśnie zdarzeń psychicznych, przeżyć. Dotąd nie pisałam prozy zakorzenionej tak jawnie w biograficznym konkrecie. Tym razem to się zmieniło. I jest w tej opowieści dużo ze mnie – nie chowam się w surrealistycznej metaforze, ale wystawiam na to, co realnie przeżyłam. Innymi słowy, mamy tu zupełnie inny sposób pisania – i przyznam, że się go bałam. Bo z jednej strony nie chciałam powiedzieć za dużo, a z drugiej – bardzo pragnęłam oddać, czym jest wrażliwość, inność. I jaka jest stawka snucia opowieści o tajemnicy życia, powiedziałabym, nieułatwionego.
— Książka to również opowieść o macierzyństwie – ale opowiedziana inaczej niż zwykle.
— Cóż, była to próba rozmontowania szufladek. Obrony i protestu przed formatowaniem. Macierzyństwo nie mieści się w jednym obrazie. Pisałam, nie do końca zdając sobie sprawę, jakie wyzwanie przede mną. Trzeba było eksplorować ciężkie wspomnienia, lęki, nic nie sentymentalizując. Nie chciałam książki w pastelowych tonach, jak z obrazka. Chciałam uciec od romantyzowania. I zamiast tego dać opowieść o relacji (i walce o relację). O noszeniu drugiego – i dosłownie, i metaforycznie. Ale bez szantażu emocjonalnego: „oto matka i oto cierpiące dziecko, więc współczujcie”. Nie, nie chciałam się „wyzwierzać”, chciałam być obecna. Pokazać, że można mówić o macierzyństwie inaczej – nie jako o obowiązku czy heroizmie, lecz relacji. Czułej, a zarazem trudnej. Niezwykłej i codziennej. Spisywałam sekwencje zdarzeń i sytuacji mających plastycznie przedstawić inność mojej córki. Tekst to próba uchwycenia jej sposobu bycia, istnienia. Jej mowy.
— Cóż, była to próba rozmontowania szufladek. Obrony i protestu przed formatowaniem. Macierzyństwo nie mieści się w jednym obrazie. Pisałam, nie do końca zdając sobie sprawę, jakie wyzwanie przede mną. Trzeba było eksplorować ciężkie wspomnienia, lęki, nic nie sentymentalizując. Nie chciałam książki w pastelowych tonach, jak z obrazka. Chciałam uciec od romantyzowania. I zamiast tego dać opowieść o relacji (i walce o relację). O noszeniu drugiego – i dosłownie, i metaforycznie. Ale bez szantażu emocjonalnego: „oto matka i oto cierpiące dziecko, więc współczujcie”. Nie, nie chciałam się „wyzwierzać”, chciałam być obecna. Pokazać, że można mówić o macierzyństwie inaczej – nie jako o obowiązku czy heroizmie, lecz relacji. Czułej, a zarazem trudnej. Niezwykłej i codziennej. Spisywałam sekwencje zdarzeń i sytuacji mających plastycznie przedstawić inność mojej córki. Tekst to próba uchwycenia jej sposobu bycia, istnienia. Jej mowy.
— W książce znalazły się też zdania, które najczęściej słyszą matki – i nie są to dobre słowa.
— Gdy zostałam matką, długo nie umiałam się z tą rolą oswoić. Łatwiej mi definiować siebie jako człowieka wobec drugiego człowieka, niż wpasować się w foremkę roli. Ta zdaje się gotowym szablonem. Zwłaszcza że to właśnie wobec matek feruje się oczekiwania; to one stają się adresatkami pouczeń. „Nie musisz się realizować – masz dziecko”. „Jako matka nie możesz…”. I mnóstwo cichych osądów. Role męskie są relatywnie wolniejsze od takich ciężarów. Gdy opisałam to w książce, usłyszałam od kogoś, że robię z siebie ofiarę. A przecież to zapis doświadczenia. Rodzice dzieci „specyficznych”, odmiennych – czyli takich, względem których społeczeństwo nie wie, jak się zachować, ustawić – słyszą tysiące rad. „Może gdybyś przyszła wcześniej”, „może to twoja wina”. Chciałam, żeby te głosy wybrzmiały. Może to forma solidarności? Może i empatii.
— Gdy zostałam matką, długo nie umiałam się z tą rolą oswoić. Łatwiej mi definiować siebie jako człowieka wobec drugiego człowieka, niż wpasować się w foremkę roli. Ta zdaje się gotowym szablonem. Zwłaszcza że to właśnie wobec matek feruje się oczekiwania; to one stają się adresatkami pouczeń. „Nie musisz się realizować – masz dziecko”. „Jako matka nie możesz…”. I mnóstwo cichych osądów. Role męskie są relatywnie wolniejsze od takich ciężarów. Gdy opisałam to w książce, usłyszałam od kogoś, że robię z siebie ofiarę. A przecież to zapis doświadczenia. Rodzice dzieci „specyficznych”, odmiennych – czyli takich, względem których społeczeństwo nie wie, jak się zachować, ustawić – słyszą tysiące rad. „Może gdybyś przyszła wcześniej”, „może to twoja wina”. Chciałam, żeby te głosy wybrzmiały. Może to forma solidarności? Może i empatii.
— Uznała pani, że bez tych głosów książka będzie niepełna.
— Uzmysłowiłam sobie, że książka będzie niepełnym obrazem, gdy spiszę wyłącznie nasze „wewnętrzne”, dwuosobowe zmagania i trudy, smutki i wysiłki, a nie pokażę świata społecznego. Tam chór mówi: „Nie zrobiłaś”, „nie byłaś”, „nie rozumiesz”. Chciałam uzmysłowić czytelnikom, że sytuacja jest podwójnie trudna. Z jednej strony – jesteśmy zamknięci w domu, w środku, gdzie dziecko cierpi, a my nie umiemy pomóc. Z drugiej – gdy tylko wychodzimy z ukrycia, azylu, wchodzimy w przestrzeń ocen. Że za późno, że za głośno, że nie tak. Nie chciałam tego komentować. Chciałam, żeby te głosy mówiły same. Wybrzmiewają ostrzej bez mojej kontry. Czasem milczenie autorki to najlepszy komentarz.
— Uzmysłowiłam sobie, że książka będzie niepełnym obrazem, gdy spiszę wyłącznie nasze „wewnętrzne”, dwuosobowe zmagania i trudy, smutki i wysiłki, a nie pokażę świata społecznego. Tam chór mówi: „Nie zrobiłaś”, „nie byłaś”, „nie rozumiesz”. Chciałam uzmysłowić czytelnikom, że sytuacja jest podwójnie trudna. Z jednej strony – jesteśmy zamknięci w domu, w środku, gdzie dziecko cierpi, a my nie umiemy pomóc. Z drugiej – gdy tylko wychodzimy z ukrycia, azylu, wchodzimy w przestrzeń ocen. Że za późno, że za głośno, że nie tak. Nie chciałam tego komentować. Chciałam, żeby te głosy mówiły same. Wybrzmiewają ostrzej bez mojej kontry. Czasem milczenie autorki to najlepszy komentarz.
— Książka balansuje między esejem, dziennikiem a poetycką prozą. Czy od początku wiedziała pani, że będzie to forma nieoczywista?
— Tak. Wiedziałam, że nie chcę pisać reportażowo. Że to nie mój rytm. Sposób sprawozdawczo-dokumentalny też może być dobry, wiem to z doświadczenia, bo zasiadam w jury konkursów literackich: ale to by nie było moje. Chciałam pozostać narracyjnie sobą, pisać swoim językiem. Niektóre rzeczy w konstruowaniu opowieści pominęłam – były zbyt intymne. Nie wszystko trzeba powiedzieć. Wybieramy. Selekcjonujemy. To też składnik pracy twórczej, nie tylko w książkach biografizujących.
— Tak. Wiedziałam, że nie chcę pisać reportażowo. Że to nie mój rytm. Sposób sprawozdawczo-dokumentalny też może być dobry, wiem to z doświadczenia, bo zasiadam w jury konkursów literackich: ale to by nie było moje. Chciałam pozostać narracyjnie sobą, pisać swoim językiem. Niektóre rzeczy w konstruowaniu opowieści pominęłam – były zbyt intymne. Nie wszystko trzeba powiedzieć. Wybieramy. Selekcjonujemy. To też składnik pracy twórczej, nie tylko w książkach biografizujących.
— Wspomina pani, że inność była również pani osobistym doświadczeniem.
— Tak. Od dziecka czułam, że nie pasuję. Nie byłam buntowniczką, w każdym razie nie uprawiałam głośnego buntu. Chowałam się do środka. Miałam opinię „trochę dziwnego dziecka”. Gdyby wtedy ktoś mnie zdiagnozował, może okazałoby się, że jestem w spektrum, jak to się mówi, wysoko funkcjonującą. Byłam wygadana (język mi służył), ale niespecjalnie „doklejalna” społecznie. Może dzięki temu z większym zrozumieniem patrzyłam i patrzę na własne dziecko. Ale o swoim dzieciństwie nie piszę tu osobno, lecz w powiązaniu z późniejszymi wypadkami, już wspólnymi. Nie chciałam.
— Tak. Od dziecka czułam, że nie pasuję. Nie byłam buntowniczką, w każdym razie nie uprawiałam głośnego buntu. Chowałam się do środka. Miałam opinię „trochę dziwnego dziecka”. Gdyby wtedy ktoś mnie zdiagnozował, może okazałoby się, że jestem w spektrum, jak to się mówi, wysoko funkcjonującą. Byłam wygadana (język mi służył), ale niespecjalnie „doklejalna” społecznie. Może dzięki temu z większym zrozumieniem patrzyłam i patrzę na własne dziecko. Ale o swoim dzieciństwie nie piszę tu osobno, lecz w powiązaniu z późniejszymi wypadkami, już wspólnymi. Nie chciałam.
— To była książka terapeutyczna?
— Trochę terapia, a trochę trauma (śmiech). Zawsze byłam skryta i dla siebie samej pozostawałam nieopowiadalna. Sięganie po wspomnienia okazało się bardziej intrygujące poznawczo niż oczyszczające. Nie wyrzuciłam z siebie wszystkiego – nie poczułam ulgi. Ale jestem bardziej świadoma losu. Niektóre rzeczy zrekonstruowałam – a więc i zrozumiałam. Wyegzorcyzmowałam kilka demonów. Może to wystarczy. Może cokolwiek z tych słów uzdrawia – nie tylko mnie. Jeśli to można nazwać terapią, to może nią jest?
Katarzyna Janków-Mazurkiewicz
— Trochę terapia, a trochę trauma (śmiech). Zawsze byłam skryta i dla siebie samej pozostawałam nieopowiadalna. Sięganie po wspomnienia okazało się bardziej intrygujące poznawczo niż oczyszczające. Nie wyrzuciłam z siebie wszystkiego – nie poczułam ulgi. Ale jestem bardziej świadoma losu. Niektóre rzeczy zrekonstruowałam – a więc i zrozumiałam. Wyegzorcyzmowałam kilka demonów. Może to wystarczy. Może cokolwiek z tych słów uzdrawia – nie tylko mnie. Jeśli to można nazwać terapią, to może nią jest?
Katarzyna Janków-Mazurkiewicz
Eliza Kącka – pisarka, literaturoznawczyni, krytyczka. Autorka książek prozatorskich: „Elizje” (2017), „po drugiej stronie siebie” (2019), „Strefa zgniotu” (2022), „Wczoraj byłaś zła na zielono” (2024), książki eseistycznej „Idiomy. Eseje” (2023) oraz książek akademickich: „Stanisław Brzozowski wobec Cypriana Norwida” (2012), „Lektura jako spotkanie. Brzozowski – tekst – metoda” (2017). Sporządziła kilka wyborów poezji (nie tylko najnowszej). Felietonistka i współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez