Dekarstwo – zawód i pasja pani Agaty

2025-06-22 18:00:00(ost. akt: 2025-06-23 07:10:59)

Autor zdjęcia: Stanisław R. Ulatowski

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że nie pasuje do tego zawodu. Długie, jasne włosy, smukła sylwetka, drobne dłonie, łagodny uśmiech. Ale wystarczy spojrzeć w górę, gdy wspina się na dach, by zrozumieć, że to tylko pozory. Agata Zawacka, młoda dziewczyna z Łąk Bratiańskich koło Nowego Miasta Lubawskiego, pracuje jako dekarz w firmie swojego ojca. Uwielbia widok świata z wysokości, a przede wszystkim ma satysfakcję, gdy dach powstaje dzięki jej pracy.
Kiedy ma na sobie robocze ubranie, w dłoni pewnie trzyma młotek bądź wkrętarkę. Każdy jej ruch jest precyzyjny, jakby dach był dla niej czymś całkowicie naturalnym. Mimo swojej delikatnej postury dźwiga dość ciężkie elementy, układa papę i posługuje się narzędziami z wprawą, której mógłby jej pozazdrościć niejeden doświadczony fachowiec. Nie robi tego dla poklasku ani z potrzeby udowadniania czegokolwiek. Po prostu kocha to, co robi.

Od majsterkowania do dekarstwa
— Wiele osób pyta mnie, dlaczego wybrałam tak ciężki zawód. Mój tato firmę prowadzi od długiego czasu. Nie pamiętam dokładnie, ale będzie to około piętnastu lat. Kiedy byłam mała, całe moje dzieciństwo obserwowałam, jak tata coś majsterkował na podwórku. Wtedy takim naturalnym odruchem dziecka było to, że chciałam coś z nim robić. Więc tata bardzo wcześnie zaczął mnie do wielu rzeczy przygotowywać i przyuczać. Pamiętam, że zaczęło się od malowania desek, a ja naprawdę bardzo to lubiłam. Co ciekawe – nie robiłam tego z przymusu, tylko z wielkiej chęci. Powiem, że malowanie desek czasami jest trochę jak medytacja. Można to sobie w ten sposób przełożyć, bo człowiek po prostu skupia się na jednej rzeczy — wspomina Agata Zawacka.

Kłopoty zdrowotne ojca i wejście w dekarstwo
Dziecięca pomoc przy pracach w domowym obejściu była swego rodzaju preludium do podjęcia decyzji o pracy w dekarstwie. Sama praca w zawodzie zaczęła się od nie do końca szczęśliwego wydarzenia – kłopotów zdrowotnych ojca pani Agaty. Kiedy Piotr Zawacki, mistrz dekarstwa, wrócił do domu po operacji, było wiadomo, że przynajmniej przez kilka dobrych miesięcy nie będzie w stanie pracować. Był na zwolnieniu lekarskim.

— Wiadomo, że w świecie „budowlanki” terminy są najczęściej dogadywane na kilka lat do przodu. Dach to materia, która w naturalny sposób się niszczy. Wtedy ludzie dzwonią i proszą, bo pada, bo kapie. Proszą, by przyjechać i przeprowadzić niezbędne naprawy lub kompleksowe prace. Przyznam, że mój tato jest taką osobą, która bez pracy długo nie wytrzymuje i szybko zaczął wracać do zdrowia. Po kilku miesiącach rekonwalescencji chciał już bardzo wrócić do pracy, ale wiedział, że nie do końca jest na to gotowy. Dla mężczyzny to nie jest komfortowa sytuacja. Wtedy bardzo chciałam pomóc w tej sytuacji, tym bardziej że ojciec jest dla mnie bardzo ważną osobą i wspierał mnie w najtrudniejszych momentach mojego życia. Ja też poczułam wtedy, że to jest ten moment, kiedy on potrzebuje mnie, więc zaproponowałam, że może spokojnie pojedziemy razem i zaczniemy robić jakiś dach. Może nie będzie na początku wysoki – może to być jakaś szopka, garaż – ale wspólnymi siłami, w przyjacielskiej i rodzinnej atmosferze, może będzie w stanie wrócić do normalnej pracy — opowiada pani Agata.

Zapragnęła robić coś zupełnie innego
Wejście w zawód dekarza było dla młodej dziewczyny momentem, w którym zdecydowała, że potrzebuje dużej życiowej zmiany. Wtedy pracowała w Kaczym Bagnie – Miejscu Inicjatyw Pozytywnych. Był to ośrodek, w którym spędziła większość swojego życia. Tam się rozwijała w dziedzinie edukacji i z tym miejscem wiązała swoją przyszłość. Przyszedł jednak taki moment, że zauważyła, że chce robić coś całkowicie innego. Wbrew pozorom, w wieku 20 lat poczuła, że jest wypalona zawodowo w dziedzinie edukacji i prowadzenia warsztatów.

— Dzięki temu, po namowach, tata zgodził się, żebyśmy spróbowali razem pracować, chociaż na początku nie był do końca przekonany. Wiadomo, kobieta na dachu i w budowlance – no to jest trochę inaczej. Tato najbardziej bał się o to, że sobie nie poradzę i że nie będę z siebie zadowolona. Pierwszego dnia, kiedy zaczęliśmy coś wspólnie robić, byłam tak pobudzona emocjonalnie nową pracą, a przy tym miałam poczucie, że tata też dostał nowego życia przez to, że ja się pojawiłam i mnie to naprawdę bardzo interesuje. Wszystkie struktury dachu i możliwości, jakie można uzyskać poprzez to, że budujemy komuś dach nad głową, były dla mnie czymś niesamowitym. Wewnętrznie czułam, że to jest zawód, który zawsze bardzo podziwiałam — przyznaje.

Wchodziła na drzewa i nie boi się wysokości
Pierwszą pracą młodej adeptki sztuki dekarstwa było klejenie papy. Wtedy była tylko pomocnikiem swego ojca, ale zaskakujące było to, że nie bała się wchodzić na dachy wysokich budynków. Nie miała kompletnie lęku wysokości, bo – jak wspomina – już od dzieciństwa, za przyzwoleniem ojca, wchodziła na drzewa i większość czasu spędzała, budując bazy na drzewach, co w przypadku dziewczyn jest dosyć nietypowe.

— Myślę, że po trochu to spowodowało, że nie boję się wchodzić na górę. Co więcej – mnie to bardzo interesuje i budzi się we mnie emocja, którą trudno opisać. Po prostu tam, gdzie wchodzę, im wyżej jestem, tym bliżej nieba się czuję – i to budzi pozytywne emocje. Wtedy też perspektywa się zmienia. Kiedy chodzi się po ulicach, można spotkać czasami smutnych ludzi, co nie jest zbyt wesołe, ale kiedy patrzę z góry, perspektywa jest mocno zmieniona. Ludzie robią się mniejsi, widać, jak szybko za czymś gonią. To bardzo ciekawe – można zerknąć na świat całkowicie innymi oczami. Oczami osoby, która jest u góry, i można uświadomić sobie, jaki człowiek jest w tym wszystkim mały i jak niewielką, a jednocześnie ogromną rolę odgrywa jego życie — uważa pani Agata.

Wzruszający moment – dach dla nowożeńców
Co najbardziej satysfakcjonuje w takiej pracy? Pani Agata ma na to ujmującą odpowiedź. Jest to widok młodej pary, która właśnie po ślubie buduje swój pierwszy dom.

— To są momenty, które naprawdę przeogromnie wzruszają. Nowożeńcy wybierają firmę, która będzie im stawiać cały dom, no a na końcu ktoś musi położyć dach. To wielkie wyróżnienie i najpiękniejsze odczucie – dać dach nad głową komuś, kto w jeszcze surowym budynku za chwilę ukształtuje piękne, rodzinne miejsce i stworzy prawdziwy dom. To napawa ogromnym poczuciem wartości – że można komuś coś dać, co będzie przez lata najważniejszą rzeczą, jaką ma.

Można spaść z dachu albo coś podpalić
Dekarstwo to bardzo trudna praca i często wymaga ogromnych poświęceń. Kluczową umiejętnością jest elastyczność. Prawie zawsze dekarz wykonuje swoją pracę na wysokości, w trudnych warunkach, jednocześnie używając gorącego palnika. Zdaniem pani Agaty wtedy trzeba odnaleźć w sobie spokój i być jednocześnie dynamiczną osobą, czujną na to, co dzieje się wokół, bo niebezpieczeństwo czyha wszędzie.

— Można spaść z dachu, można coś podpalić – to bardzo niebezpieczne sytuacje. Dlatego bardzo ważne jest odnalezienie wewnętrznego spokoju, skupienie się na zadaniu, na tym, co trzeba zrobić, i wykonywanie go z pewnością siebie. A co do wykształcenia – nie jestem pewna, czy trzeba je mieć na dachu. Myślę, że przede wszystkim trzeba uczyć się od osoby, która ma ogromną wiedzę na ten temat i zdobywała ją przez lata — dodaje.

Z dachu w szaty dawnej mieszczanki
Odskocznią od ciężkiej pracy dekarskiej jest dla naszej bohaterki udział w Bractwie Rycerskim XXVI Chorągwi Zamku Bratjan i Nowego Miasta. W grupie rekonstrukcyjnej pani Agata występuje jako średniowieczna mieszczanka. Swoją przygodę zaczynała w bractwie lubawskim.

— To była dosyć romantyczna historia. Wstąpiłam do bractwa, bo zakochałam się w rycerzu, który brał w nim udział. Niedługo potem wszystko się rozpadło. Przyznam, że była to grupa, która nie miała zbyt wielkich ambicji. Po tym, jak wyszłam z tego towarzystwa z dużym niedosytem, dołączyłam do bractwa bratjańskiego. Od tego momentu minęło już pięć lat i tam się rozwinęłam – to grupa, która daje ogromne możliwości w zasadzie we wszystkich dziedzinach rekonstrukcji: od walk, przez turnieje, po inne działania — opowiada.

Brat Jan – unikatowa i wartościowa postać
Pani Agata w bractwie zajmuje się częścią animacyjną z racji posiadanych umiejętności. Doskonale opanowała sztukę tańca z ogniem. Ważną rolę w jej życiu odgrywa ojciec duchowy – Andrzej Andrzejewski, czyli Brat Jan, na co dzień prezes Fundacji Działyńskich.

— To człowiek, dzięki któremu większość moich inicjatyw życiowych jest wspierana. Jest moim ogromnym przyjacielem, zawsze mogę poprosić go o radę. Kiedy dzieje się coś w mieście, wiem, że on weźmie w tym udział. Ufam mu, znam go całe życie. Jest bardzo unikatową i wartościową osobowością — uważa nasza rozmówczyni.

Ognia się nie boję – szanuję go i rozumiem
Czy praca dekarza ma coś wspólnego z rycerstwem? Pani Agata nie widzi analogii, ale przyznaje, że wspólnym mianownikiem jest ogień, który w średniowieczu odgrywał ważną rolę. W rekonstrukcji często używa się tańca z ogniem.

— I to się przydaje na dachu. To umiejętność, o której nawet nie miałam świadomości, że ją posiadam. Od dzieciństwa tworzę pokazy tańca z ogniem, więc mam obycie z tym żywiołem. Grzanie papy palnikiem okazało się dla mnie proste – nie boję się ognia, szanuję go i rozumiem, jak działa. Zawsze miałam do niego ogromny szacunek, przez co dobrze razem sobie radzimy. Myślę, że to jest jedyne połączenie, które widzę — kończy Agata Zawacka.

Stanisław R. Ulatowski